Pierwsze koty za płoty. Widać rękę Ricardo Sa Pinto w grze Legii


Kto jest największym wygranym zmiany trenera w szeregach mistrza Polski?

28 września 2018 Pierwsze koty za płoty. Widać rękę Ricardo Sa Pinto w grze Legii
Grzegorz Rutkowski

– Każdy będzie miał czas pomóc drużynie. Może niektórzy będą grali więcej, ale wszyscy są ważnym ogniwem. Na koniec tytułu nie wygrywa zawodnik, który rozegrał 30 meczów, ani ten, który wystąpił pięć razy, ale zespół. Nie zawsze ten, który zaczyna mecz, jest ważniejszy – czasem trzeba przygotować piłkarzy pod konkretną taktykę, pod przeciwnika i wpuścić zmiennika w odpowiednim momencie, by odwrócić losy meczu. Nad tym również pracuję – mówił w jednym z pierwszych wywiadów na łamach "Przeglądu Sportowego" nowy szkoleniowiec Legii.


Udostępnij na Udostępnij na

Nowy szkoleniowiec Legii od dawna był zwolennikiem niespiesznej, aczkolwiek sumiennej pracy nad wydolnością. Przed meczem z Lechem prosił o cierpliwość i czas. Bardzo dobrze wykorzystał przerwę na reprezentację. Życzy sobie, aby jego podopieczni grali przede wszystkim na wysokiej intensywności i tempie. Legioniści mają być szybsi od rywala. Mają nie pozwolić na zagrożenie defensywy już od początku do samego końca meczu. Mecz z Lechem, o którym już wspomniano, został przez Legię wybiegany. Bardzo dobrze przygotowana fizycznie Legia stłamsiła lechitów zdecydowanie częstszymi sprintami.  O ile w meczu z Lechem gra Legii nie zachwycała zwykłego niedzielnego kibica, o tyle mecz z Miedzią udowodnił, że choć zdarzają się błędy w rozgrywaniu, to warszawiacy są w świetnej formie, co zaowocowało wysoką wygraną 4:1.

Pragmatyzm Portugalczyka

Jak przyznał sam Ricardo Sa Pinto, dla niego najważniejsze jest zaangażowanie zawodników. Odpowiednie przygotowanie fizyczne i nastawienie, czyli głód gry, mają być remedium na ostatnie problemy mistrzów Polski. Legia ma się składać z jedenastki „lwich serc” na boisku. Jednakże warto wspomnieć, że trener mimo tak krótkiego czasu zdążył już co nieco pomieszać, a nawet zrewolucjonizować.

Jedną z pierwszych roszad wydaje się nieoczekiwana zmiana golkipera. Od kilku sezonów najjaśniejszym punktem drużyny był Arkadiusz Malarz. Zaczynał u Henninga Berga, kiedy to został sprowadzony z GKS-u Bełchatów. Pod wodzą Norwega rozegrał raptem pięć spotkań, a na poważnie postawił na niego obecny selekcjoner Sbornej – Stanisław Czerczesow. Następnie był „jedynką” w szeregach Besnika Hassiego, Jacka Magiery, Deana Klafuricia, Romeo Jozaka czy Aleksandara Vukovicia.

Obecnie od spotkania z Cracovią, zremisowanego 0:0, Portugalczyk stawia na Radosława Cierzniaka. Tak skomentował tę decyzję na łamach „Przeglądu Sportowego” Sa Pinto:

Arek to profesjonalista, kocham i cenię jego pracowitość, ale na mecz z Cracovią wybrałem Cierzniaka – czułem, że w tamtym momencie drużyna lepiej na tym skorzysta. Nie wystawię zawodnika, co do którego nie jestem przekonany, że w konkretnym meczu jest gotowy grać na 100 procent. Nawet, jeśli stoi za nim nie wiadomo jaka kariera. To trudne decyzje, także dla mnie – byłem reprezentantem Portugalii. I wiem, że nie mogę się ugiąć, zmienić zasad, którymi się kieruję. Nie mogę pozwolić, by serce dyktowało, co ma zrobić głowa – tłumaczył.

Cierzniak natomiast spisuje się bardzo dobrze. Zachował czyste konto w meczu z Cracovią, w ostatnich minutach ratując nawet dwa punkty, a także pomógł Legii wygrać z Lechem, z którym również wyszedł na zero z tyłu. Nie miał tyle szczęścia tydzień później w meczu z Miedzią. Nad Kaczawą wpuścił jedną bramkę, ale trudno było go za to winić. Patrząc z kolei przez pryzmat wyniku (4:1 dla Legii), owa stracona bramka wydaje się nic nie znaczyć.

We wtorek Legia zmierzyła się w ramach 1/32 Pucharu Polski z Chojniczanką. Od pierwszej minuty wyszedł Arkadiusz Malarz. Nie wiadomo, czy owa zmiana była chwilowa, choć spodziewano się występu od początku innego golkipera – młodzieżowca Radosława Majeckiego, który wrócił na Łazienkowską ze Stali Mielec, gdzie był wypożyczony. Podobno przed sezonem mówiło się, że właśnie młodzieżowiec dostanie szansę pokazania się w ramach gry w Pucharze Polski, jednakże warto zaznaczyć, że Ricardo Sa Pinto wszelkie ustalenia przed sezonem nie interesują.

Warto również wspomnieć, że w porównaniu z meczem z Miedzią na mecz z Chojniczanką Portugalczyk dokonał aż sześciu zmian w podstawowym składzie. Postanowił dać okazję do pokazania się, obok wspomnianego już Malarza, Pazdanowi, Hołowni, Martinsowi, Kante oraz dawno niewidzianemu Radoviciowi, który schudł cztery kilogramy.

Nie ma bidy z Jędzą

Od początku pobytu nowego szkoleniowca w Warszawie widać było świeżość. Już w meczu z Zagłębiem Sosnowiec postanowił wprowadzić do niedawna ostoję prawej obrony warszawskiej Legii. Jeden z ulubionych kadrowiczów Adama  Nawałki podziękował za zaufanie szkoleniowca golem. Od tamtego spotkania występował bez przerwy. Ponadto „uczy” się grać na stoperze, pozycji, na której gra najczęściej obok Wieteski lub Pazdana. Na prawej stronie z kolei daje szansę Pawłowi Stolarskiemu.

22-latek sprowadzony z Lechii Gdańsk spisuje się bardzo dobrze. Regularna gra w Legii sprawiła, że zapracował sobie na powołanie do reprezentacji Polski U-21, gdzie pod wodzą Czesława Michniewicza, będąc już piłkarzem Legii, rozegrał pełne 90 minut z Finlandią, w wygranym meczu 3:1.

Co więcej, na szczególne wyróżnienie dzięki ostatnim występom zasługuje Cafu. Rodak Ricardo Sa Pinto udowodnił, że potrafi nie tylko znakomicie rozgrywać, ale także strzelać bramki. W ostatnim meczu ligowym w Legnicy udało mu się pokonać golkipera rywali dwa razy, a przy okazji brał czynny udział przy większości trafień. Wydaje się, że Legia w końcu ma takiego Cafu, jakiego chciała od początku.

(Pierwsze) problemy…

Trener Sa Pinto zaimponował słowami, że trzeba cierpliwości. Doskonale zdaje sobie sprawę, że trzeba czasu, by gra Legii wyglądała przyjemniej dla oka, a i żeby kibice byli zadowoleni. Warto zwrócić uwagę, że do tej pory Portugalczyk, oprócz narzekania na sędziego po meczu z Dudelange czy z Cracovią, nie miał okazji jeszcze do iście dekadenckiego narzekania.

Szkoleniowiec na ostatniej konferencji prasowej troszkę się pożalił, że jego podopieczni nie boją się ciężkiej pracy, co zresztą widać było w ostatnich meczach na boisku, aczkolwiek frustrujące jest dla Portugalczyka to, że muszą pokonywać bardzo długie dystanse, podróżując na mecze. Podobno w ostatnich dniach Legia pokonała około dwóch tysiącye kilometrów. Sobota – mecz z Miedzią na wyjeździe. Odległość z Warszawy do Legnicy ponad 350 km. Po meczu do Warszawy kolejne 350 km. Następnie do Chojnic jest ponad 280 km. Po meczu kolejne 280 km. Razem w kilka dni to ponad 1260 km.

Za nami trudny tydzień. Pokonaliśmy około dwóch tysiący kilometrów. Nocowaliśmy w trzech hotelach. Spędziliśmy dużo czasu w podróży i to też miało wpływ na decyzje personalne podczas gry w Pucharze Polski. Trudno po takim maratonie być w pełni przygotowanym. Nie chcę, by to się powtórzyło, ten system jest nienormalny. W piątek naszym rywalem będzie również sfera fizyczna – tłumaczył Sa Pinto.

Na szczęście dla niego na dzisiejszy mecz Legia nie będzie musiała nigdzie daleko podróżować. Przy Łazienkowskiej 3 zmierzy się ze swym pogromcą i tym samym zdobywcą Superpucharu Polski 2018 – Arką Gdynia. Legioniści będą mogli się zrewanżować za feralny mecz, który miał miejsce 14 lipca na swoim stadionie. Pierwszy gwizdek o 20:30.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze