1 marca 2014, to dzień, który Mike Ashley musiał sobie dobrze zapamiętać. To tego dnia Alan Pardew uderzył niczym Zidane zawodnika Hull City. I to tego dnia właściciel "Srok" mógł postarać się o dyscyplinarne zwolnienie szkoleniowca, którego w Anglii nikt już nie chce oglądać.
Porażka goni porażkę
Newcastle United nigdy potęgą europejską nie było, choć walka o europejskie puchary była normą. Obecnie po drużynie prowadzonej przez Alana Pardewa trudno spodziewać się nawet tego. Siedem meczów i cztery remisy, trzy porażki oraz trzecie od końca miejsce w tabeli. Równie pokaźną liczbą zwycięstw szczycić może się tylko Burnley, ale to akurat nikogo specjalnie nie dziwi. „Sroki” na boisku spisują się tragicznie. Piłkarze biegają ospale jak leniwce, kreatywności mają tyle, co nękający nas w nocy komar, o grze w obronie nawet nie mówmy. Z takimi piłkarzami, jak: Tim Krul, Fabricio Coloccini, Moussa Sissoko, Yoan Gouffran czy Papis Demba Cisse może i mistrzostwo Anglii jest nieco abstrakcyjne, ale środek tabeli powinien być utrzymany grą po najniższej linii oporu. Pardew ma jednak ogromne problemy, aby osiągnąć i taki wynik, czego kibice mają już serdecznie dosyć.
Angielski szkoleniowiec w 29 meczach w tym roku zdobył zaledwie 23 punkty. Anielską cierpliwość do trenera ma jednak właściciel klubu, Mike Ashley. Jeszcze niedawno mówił, że w przypadku porażki ze Stoke City Pardew będzie mógł szukać sobie nowego pracodawcy. Newcastle przegrało ze wspomnianym rywalem 0:1, szkoleniowiec jednak zachował posadę, a Ashley obrócił wszystko w żart, tym samym odbierając kibicom nadzieję na lepsze czasy. Sam trener mówi, że wszystkie złośliwości na jego temat motywują go do dalszej i lepszej pracy. Jeśli to prawda, to dawny pomocnik Crystal Palace musi się ostro wziąć do roboty, bo z taką ilością negatywnych komentarzy powinien już wygrywać Ligę Mistrzów.
53-letni Anglik nigdy jakimś wielkim trenerem nie był. Przejął Newcastle w 2010 roku i odtąd jego drużyna gra w kratkę. Lepsze momenty stale przeplata gorszymi, największym sukcesem było zaś zajęcie 5. miejsca w sezonie 2011/2012. Po tych rozgrywkach Pardew dostał nowy, ośmioletni kontrakt i zdaniem „The Independent” zerwanie go ma kosztować aż 5 mln funtów! Mike Ashley musi więc jak najszybciej wykalkulować, czy bardziej opłaca mu się zwalniać Pardewa teraz, czy notować kolejne to porażki aż do 2020 roku.
Utrata Cabaye
Problemem klubu jest również nieudolna polityka transferowa. Newcastle ściąga ostatnio hurtowo piłkarzy z Francji, z których dotąd zyski finansowe przyniosły tylko dwa nazwiska – Mathieu Debuchy i Yohan Cabaye. Ci zaś, którzy przyszli w ostatnim okienku, jak na razie nie odpalili. Ofensywna dwójka Riviere i Cabella na razie rozczarowują, choć może to również wina reszty słabo spisującej się drużyny.
Warty odnotowania jest wspomniany Cabaye. Stał się symbolem kryzysu Newcastle – po jego odejściu „Sroki” zaczęły seryjnie przegrywać. W rozmowach bardzo ciepło wypowiada się o krytykowanym Pardewie, który wypromował go w Anglii, co zaowocowało transferem do potężnego PSG. 28-letni pomocnik broni szkoleniowca „Srok”, twierdząc, że trener może mówić jak grać, ale w ostateczności ostatnie słowo do powiedzenia mają na boisku piłkarze. Wypowiada się ponadto bardzo ciepło o 53-latku, chwaląc go za świetne podejście do zawodników i ufność, którą wzbudza. Pardew, jak widać, ma do tego dar, bo niesamowitą ufność wzbudza również u Ashleya.
Sam trener na razie nie reaguje specjalnie na negatywne komentarze, twierdząc, że skupia się tylko na najbliższych tygodniach. Nic w tym dziwnego, skoro nie wiadomo, ile jeszcze będzie siedział na ławce trenerskiej. Dobry trener powinien jednak myśleć długoterminowo, a już w styczniu Newcastle może dotknąć kolejny problem. Niemal pewny powołania na Puchar Narodów Afryki może być wracający po kontuzji Papis Demba Cisse. Obecnie najlepszy napastnik „Srok” strzelił cztery gole w trzech ostatnich meczach i na czas trwającego około trzech tygodni turnieju (od 17 stycznia do 7 lutego) trzeba będzie znaleźć nowego, skutecznego napadziora. Na razie bramek nie gwarantują ani Riviere, ani… w zasadzie to nikt inny. Przypomnijmy jednak, że senegalski napastnik również ma dosyć chimeryczną naturę. O ile w pierwszym sezonie (2011/2012) w Newcastle strzelił aż 13 bramek w 14 spotkaniach, o tyle później powoli o nim zapominano. O swoim nazwisku przypomniał w Anglii dopiero teraz, po trzech latach.
SackPardew
Alan Pardew na swoim stanowisku pracuje już cztery lata, co w czasach zmieniania trenerów niczym rękawiczki jest okresem zaskakująco długim. Zwłaszcza, że Francuz nigdy wyników niesamowitych nie miał i nie zanosi się na to, aby takie przyszły. To po prostu trener za słaby na prowadzenie klubu, który powinien bić się o europejskie puchary. Newcastle United cierpi na brak pomysłów i boiskowego charakteru. Kto zaś ma na to zaradzić jak nie szkoleniowiec?
Kibice w akcie złości założyli nawet stronę Sackpardew.com, która w połączeniu ze złośliwymi przyśpiewkami i transparentami ma otworzyć Ashley’owi oczy i zmusić do zmian. W każdym innym klubie można by stwierdzić, że to już koniec przygody słabego trenera w niezłym zespole, w tym przypadku jednak trudno powiedzieć cokolwiek. Mike Ashley albo kompletnie nie interesuje się swoim klubem, albo z Pardewem ma prywatne układy, dzięki którym trener zachowuje swoją posadę dłużej niż powinien. Albo właściciel boi się płacić za własne błędy i nie chce oddawać 5 mln funtów za rozwiązanie umowy. Odpowiedzialnych ludzi poznaje się jednak po tym, że potrafią wypić nawarzone piwo. A Mike Ashley na razie jest abstynentem.