Nie udał się powrót Kazimierza Moskala na trenerską ławkę ŁKS-u. W meczu na własnym boisku z GKS-em Katowice łodzianie zaprezentowali się słabo i przegrali 0:2. Progres drużyny w stosunku do końcówki poprzedniego sezonu na razie nie jest zauważalny.
„Znowu to samo” – napisano przed spotkaniem na Twitterze, na profilu ŁKS-u, nawiązując do stylu życia łódzkich kibiców, których życie płynie „od meczu do meczu”. Trudno posądzać o złe intencje admina konta drużyny z al. Unii Lubelskiej 2. Tak się jednak złożyło, że jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego celnie przewidział on przebieg wczorajszego spotkania. Ełkaesiacy pokazali w nim wszystko to, do czego zdążyli przyzwyczaić swoich kibiców w ostatnim sezonie. Większe posiadanie piłki, z którego niewiele wynika. Małą liczbę akcji podbramkowych zakończonych celnymi strzałami. I przede wszystkim niefrasobliwość w obronie, co w konsekwencji przynosi bramki dla drużyny rywali.
Znowu to samo 😜🔥
𝟮𝟬.𝟬𝟬 // #ŁKSKAT
🏰 #StadionKróla🎫 https://t.co/XCTxsz0AL3 pic.twitter.com/UmckBKXTzo
— ŁKS Łódź (@LKS_Lodz) July 16, 2022
Nieudane debiuty
Kibice ŁKS-u liczyli, że ponowne objęcie sterów na ławce trenerskiej przez Kazimierza Moskala przyniesie zmianę w postawie łódzkiej drużyny. Na razie muszą się jeszcze uzbroić w cierpliwość. Aktualnemu ŁKS-owi bliżej do tego z poprzedniej rundy niż do postawy ekipy, z którą Moskal w 2019 roku awansował do ekstraklasy. Z drugiej strony trudno było spodziewać się radykalnej zmiany gry, skoro latem w składzie zespołu nie nastąpiła większa rewolucja.
Włodarze ŁKS-u – tak jak zapowiadali – postanowili odchudzić kadrę drużyny (przede wszystkim ze względów finansowych), ale trzon zespołu pozostał taki sam. W sobotę w wyjściowej jedenastce znalazło się wprawdzie miejsce dla czterech nowych nabytków, ale na razie trudno powiedzieć, by któryś z nich mógł się stać znaczącym wzmocnieniem. Z graczy pozyskanych latem najbardziej aktywny był Dawid Kort. W tym momencie jednak niewiele wskazuje na to, by były piłkarz Pogoni i Wisły Kraków był w stanie w zespole odgrywać równie znaczącą rolę, co Dani Ramirez. Hiszpan trzy lata temu (za poprzedniej kadencji Moskala) był niekwestionowanym liderem zespołu. To w dużej mierze dzięki niemu ŁKS awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Zaczarowany stadion ŁKS-u
Tym, co najbardziej boli kibiców ŁKS-u, jest fakt, że od momentu oddania do użytku całego obiektu przy al. Unii Lubelskiej 2 piłkarze gospodarzy nie zdołali jeszcze zdobyć choćby punktu. Ba, ŁKS od 22 kwietnia na własnym stadionie nie strzelił nawet gola. Podsumowaniem ostatnich występów u siebie jest tragiczny bilans 4 kolejnych porażek i stosunek bramek 0−8. Słabe wyniki zespołu mają również swoje odzwierciedlenie we frekwencji. Sobotnie spotkanie oglądało 6861 widzów, co w pierwszoligowej skali nie jest wcale złym wynikiem, jednak zdecydowanie odbiega od oczekiwań zarządzających klubem. Wszak wpływy z biletów mają stanowić znaczący procent klubowego budżetu na ten sezon. W tym kontekście cieszy wynik ponad 4000 sprzedanych karnetów, co jest rekordem zespołu na przestrzeni ostatnich lat. Pytanie tylko, czy sympatykom ŁKS-u wystarczy cierpliwości do swoich ulubieńców, którzy w ostatnich tygodniach nie dają zbyt wielu powodów do radości.
Moskal i ŁKS. Będzie powtórka z historii?
W czym zatem można upatrywać nadziei na lepsze czasy dla ŁKS-u? Historia lubi się powtarzać, może więc nieudany początek sezonu nie musi oznaczać, że łodzianie skazani są w tym sezonie na środek ligowej tabeli. Wszak również początek pierwszej przygody Moskala z ŁKS-em nie wyglądał imponująco. Po pierwszych 8 kolejkach ełkaesiacy mieli na swoim koncie tylko 10 punktów i zajmowali 13. miejsce w tabeli. Być może stary-nowy szkoleniowiec „Rycerzy Wiosny” potrzebuje nieco więcej czasu, by poukładać klocki w drużynie i wykrzesać ze swoich zawodników maksimum. Na prawdziwą ocenę potencjału zespołu musimy jeszcze poczekać, ale po tym, co zobaczyliśmy w sobotę, trudno być optymistą.