Niespodzianka w Gdyni, Legia na kolanach


Arka pokonała Legię 1:0 – czy kryzys legionistów to oczywista sprawa?

1 kwietnia 2018 Niespodzianka w Gdyni, Legia na kolanach

W sobotę 31 marca na stadionie miejskim w Gdyni zmierzyły się ze sobą drużyny Legii Warszawa i Arki Gdynia. Oczywiście to zespół ze stolicy był typowany jako faworyt spotkania. Jak się okazało, nie obyło się bez niespodzianek.


Udostępnij na Udostępnij na

Początek wyrównany, ale tylko początek

W początkowych minutach spotkania to drużyna z Gdyni wyglądała lepiej. Przeprowadzała ataki, które kończyły się dośrodkowaniami lub strzałami, które jednak nie zagroziły bramce, której bronił Arkadiusz Malarz. Gospodarze spokojnie rozbijali również ataki gości. W 16. minucie meczu za faul na Radoviciu żółtą kartkę otrzymał napastnik Arki, Rafał Siemaszko.

Od 20. minuty gry tempo gry spadło, Legia utrzymywała się dłużej przy piłce, próbując rozgrywać atak pozycyjny. W 26. minucie spotkania statystyka posiadania piłki wynosiła 62% na korzyść Legii Warszawa.

As w rękawie Arki, czyli stałe fragmenty gry

Mimo kontrolowania gry przez drużynę mistrza Polski Arka stwarzała liczne niebezpieczne sytuacje, świetnie spisywał się Rafał Siemaszko. Na szczęście dla Legii fantastycznie grał William Remy, który niejednokrotnie odcinał 31-letniego polskiego napastnika od gry.

Od około 30. minuty gry Arka Gdynia zastosowała wysoki pressing na drużynie ze stolicy, co zaowocowało rzutem wolnym, do którego podszedł Andriy Bogdanov. Ukrainiec genialnie uderzył i otworzył wynik spotkania. Piłka przeleciała nad murem i zaskoczyła Arkadiusza Malarza. Arka objęła prowadzenie. Był to kolejny gol strzelony przez zespół z Pomorza po stałym fragmencie gry. Jak pokazują statystyki, drużyna z Gdyni zdobyła ze stałych fragmentów około 60% swoich bramek w tym sezonie. Lepszą skuteczność zamieniania rzutów wolnych, rożnych lub autów na bramki ma tylko Górnik Zabrze.

Tuż po otwarciu wyniku Miroslava Radovicia zmienił Eduardo da Silva, to prawdopodobnie uraz Serba, ale na więcej informacji w tym temacie musimy chwilę poczekać.

Do przerwy Arka prezentowała się lepiej od drużyny z Warszawy i zasłużenie prowadziła dzięki stosowaniu wysokiego pressingu i pewnej grze w defensywie.

Gdzie podziała się skuteczność?

Od początku drugiej części gry na boisku zobaczyliśmy Adama Hlouska, który zmienił Cafu, a gra Legii lekko się poprawiła. Mistrzowie Polski przeważali, a Arka grała z mniejszą częstotliwością. W 64. minucie na nieszczęście kibiców z Pomorza boisko na noszach opuścił Frederik Helstrup, w jego miejsce pojawił się Dawid Sołdecki.
Mimo wcześniej wspomnianej przewagi Legia nie potrafiła zamienić jej na bramkę, co idealnie pokazuje statystyka celnych strzałów, w 67. minucie „Wojskowi” wciąż mieli ich 0 na koncie.

Legioniści próbowali dośrodkowań, ale czy to piłkę zagrywał Christian Pasquato, czy Vesović nie mogła ona znaleźć drogi do kolegi, który oddałby strzał. Wszystkie wrzutki były wybijane przez obrońców Arki. W 74. minucie kibice Legii mogli poważnie najeść się strachu. Michał Pazdan sfaulował rywala na 16. metrze, co przemieniło się w rzut wolny z bardzo niebezpiecznej pozycji, sytuacja była tym bardziej groźna, że każdy pamiętał, co stało się około godziny temu, gdy do piłki podszedł Andriy Bogdanov. Futbolówka uderzona przez Mateusza Szwocha odbiła się jednak od muru i powędrowała na rzut rożny.

Mimo że Legia prezentowała się w drugiej połowie lepiej, to wcale nie znaczy, że prezentowała się dobrze.W sumie to trudno jest powiedzieć, czy trudniej grało się Legii, czy trudniej oglądało się mecz Legii. Gra „Wojskowych” zawodziła, brak strzałów, sytuacji podbramkowych, bezbarwny i zagubiony atak, a do tego solidna gra defensywna Arki. To wszystko doprowadziło do tego, że mecz zakończył się wynikiem 1:0 na korzyść gospodarzy. Co ciekawe, jest to pierwsza od 40 lat wygrana Arki z Legią na własnym stadionie.

Kryzys w stolicy?

Legia przegrała drugi mecz z rzędu, nie strzelając nawet jednej bramki. Prowadzi to do tego, że Jagiellonia może odskoczyć mistrzowi Polski na sześć punktów, a sami legioniści mogą spaść na trzecie miejsce w tabeli i zostać przegonionym przez Lecha Poznań. Dzieje się tak, ponieważ Lech i Jagiellonia nie grali jeszcze swoich meczów w 29. kolejce ektraklasy. W poniedziałek 2 kwietnia drużyna z Białegostoku zmierzy się z Zagłębiem Lubin, za to zespół z Poznania zagra z Wisłą Kraków.

Sytuacja „Wojskowych” nie polepsza się. Tytuł mistrza kraju oddala się, co za tym idzie, gra w Lidze Mistrzów też. Romeo Jozak musi szybko poradzić sobie z trudną sytuacją, inaczej najprawdopodobniej pożegna się z pracą na Łazienkowskiej.

Dobre nastroje przed świętami

W Gdyni dodatkowym tematem na wielkanocne śniadanie będzie coraz to lepsza sytuacja Arki w tabeli. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego wskoczyli na ósme miejsce w Lotto Ekstraklasie i oddadzą je drużynie Zagłębia Lubin tylko wtedy, jeżeli to właśnie Zagłębiu uda się wygrać z Jagiellonią, co jak wiadomo, ostatnimi czasy jest arcytrudnym zadaniem.

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze