Jeszcze przed sezonem nikt nie spodziewał się, że spotkanie Dynama z Rubinem będzie miało aż takie znaczenie. W piątek na stadionie w Moskwie doszło do konfrontacji zespołów zajmujących dwa ierwsze miejsca w Premier Lidze. Wydaje mi się, że 12 tysiący Rosjan, którzy uczestniczyli w tym widwisku, mogą czuć sie usatysfakcjonowani poziomem, ale wynikiem tak nie do końca.
Przed meczem dosyć ciężko było wskazać faworyta tego meczu. Teoretycznie więcej przemawiało za Rubinem. Kazańczycy liderowali w Premier Lidze, w dotychczasowych sześciu starciach zdobyli komplet punktów, ogrywając najgroźniejszych rywali – Lokomotiw i Zenit na ich boiskach. Nieco skromniej wyglądał bilans Dynama. Ci mieli na koncie cztery zwycięstwa i dwa pechowe remisy. Za „Biało-niebieskimi” przemawiał przede wszystkim styl, w jakim wygrywali ostatnie potyczki, zwłaszcza kapitalne derby ze Spartakiem.
Dodatkowego smaczku dodawała konfrontacja dwóch znakomitych trenerskich taktyków – Kurbana Bierdyjewa u gości i Andrieja Kobieliewa po stronie gospodarzy.
Jako pierwsi zaatakowali prowadzący w tabeli. Na samym początku uzyskali lekką przewagę w środku pola. Jednak po prawie kwadransie go głosu zaczęli dochodzić Danny i spółka. Przy rzucie rożnym nie porozumieli się Kombarow i Tanasijević, przez co piłka poleciała wysoko na bramką Ryżikowa. W rewanżu cztery minuty później uderzenie Siergieja Siemaka zza pola karnego z największym trudem obronił świetnie dysponowany w tym sezonie Anton Szunin.
W 28. minucie padł pierwszy gol, lecz niemal 12 tysięcy zasiadających na trybunach kibiców raczej spuściło głowy, bo jego autorem okazał się gracz Rubinu. Po akcji prawą stroną i dośrodkowaniu w „szesnastkę” nieudanie futbolówkę próbował wybić Kombarow. Ta trafiła do serbskiego weterana, Savo Milsevicia, który bez namysłu huknął z całej siły, lecz jego uderzenie na poprzeczkę sparował Szunin. Dobijać próbował Sibaya, ale na drodze do bramki znów stanął fenomenalny dwudziestojednolatek. Piłka ugrzęzła w nogach piłkarzy, z których najprzytomniej zachował się Dato Kvirkelia. Gruzin długo się nie wahał i strzelił na tyle precyzyjnie, że bramkarz gospodarzy nie był w stanie zapobiec utracie bramki.
Nim podopieczni Andrzeja Kobieliewa otrząsnęli się po stracie gola, przegrywali już 0-2. W 35. minucie obrońcom uciekł Karadeniz. Turek wpadł w pole karne, wyciągnął na przedpole Szunina, po czym podał do nadbiegającego środkiem Siemaka, który już tylko dopełnił formalności.
Po przerwie atak Dynama miał wzmocnić jeden z katów Spartaka, Cwietan Gienkow. Już pięć minut po wznowieniu gry świetną okazję na złapanie kontaktu z przeciwnikami. Dmitrij Kombarow podał w pole karne do Igora Siemszowa, który huknął wzdłuż pola karnego. Do jego zagrania nikt jednak nie doszedł i broniący tego dnia niepewnie i dość szczęśliwie Ryżikow nadal zachowywał czyste konto.
Potem nastąpił brzydki okres w meczu. Z obu stron miało miejsce sporo fauli, na co sędzie reagował żółtymi kartkami. W sumie w całym meczu pokazał ich aż siedem.
W 73’ znów musiał wykazać się Szunin, który przeniósł nad poprzeczką groźny strzał Rjazancewa z dwudziestu jeden metrów. 600 sekund później lider moskwian, Danny dał pokaz swoich prawdziwych możliwości. Mocno uderzył na bramkę Rubinu, lecz rezerwowy golkiper gości, Siergiej Kozko (zastąpił słabo spisującego się Ryżikowa) zażegnał niebezpieczeństwo.
Po dobrym meczu lider Premier Ligi odniósł siódme z rzędu zwycięstwo i umocnił się na prowadzeniu. Trzeba powiedzieć, że Rubin w najwyższej klasie rozgrywkowej w Rosji jest dość dziwną drużyną. Potrafi mieć znakomity sezon, zakończony wysoką lokatą, by w następnym roku bronić się przed spadkiem. Jeśli taka tendencja się utrzyma, kazańczycy do końca powinni się liczyć w walce o pierwsze w pięćdziesięcioletniej historii klubu mistrzostwo kraju. Z ósmą kolejną wygraną będzie jeszcze trudniej, gdyż za tydzień do Kazania przyjedzie Spartak Moskwa. Dynamo zmierzy się z łatwiejszym przeciwnikiem, Szinnikiem Jarosławl. Ten mecz dodatkowo powinien dać do myślanie Guusowi Hiddinkowi, na kogo postawić w zbliżających się mistrzostwach Europy. Co jak co, ale Anton Szunin spisuje się o wiele lepiej, niż obecnie preferowany przez Holendra Władimir Gabułow z Ankara Perm.