Rzadko strzela bramki, ale i tak jest ważny. Fenomen Adama Szalaia


Adam Szalai swoją bramką znacząco przyczynił się do remisu z Polską. Co prawda rzadko trafia do siatki, ale i tak wciąż jest uważany za dobrego napastnika

26 marca 2021 Rzadko strzela bramki, ale i tak jest ważny. Fenomen Adama Szalaia
sportsnews.africa

Adam Szalai jest pewnego rodzaju wyjątkiem. To wysoki napastnik, typowy zawodnik na pozycję numer "9". Od dobrych paru lat stanowi ważny punkt swojej reprezentacji. I to wszystko mimo tego, że w klubie jakiś czas temu miał problem z regularną grą, a do tego nie zapewnia zbyt dużej liczby bramek.


Udostępnij na Udostępnij na

Węgrzy na mecz z Polską wyszli nastawieni dość defensywnie. W ataku zagrali kapitan Adam Szalai oraz młodszy od niego Roland Sallai. Mimo braku wielu okazji obaj zdołali wpisać się na listę strzelców i znacząco przyczynili się do niezłego dla Madziarów wyniku. O ile w przypadku nieźle grającego we Freiburgu Sallaia nie jest to dziwne, o tyle Szalai przypomniał o sobie po raz pierwszy od dłuższego czasu. W tym sezonie zawodnik FSV Mainz strzelił bramkę jedynie przeciwko czwartoligowemu TSV Havelse. Dlatego pokonanie Szczęsnego musiało być dla niego wielką ulgą.

Dobre początki

Adam Szalai za granicę dostał się już w wieku 16 lat. Wypatrzyli go skauci ze Stuttgartu. Utalentowany zawodnik nie znał języka ani zwyczajów obcego kraju, ale skusił się na rozpoczęcie nowej przygody. Przebiegła ona dla niego na tyle dobrze, że po jakimś czasie dostał się do rezerw Realu Madryt, czyli legendarnej Castilli. Tam strzelał wiele bramek, ale mimo wszystko nie przebił się do pierwszego składu. Ostatecznie trafił do Mainz, w którym statystykami nie imponował.

Miał jeden przełomowy sezon. W sezonie 2012/2013 strzelił łącznie 15 bramek. Omijały go kontuzje, które niestety co jakiś czas były u niego normalnością. Ten okres stanowił najlepsze podsumowanie efektów współpracy z Thomasem Tuchelem, który wówczas rozwijał się trenersko w klubie z Moguncji. Szalai nauczył się grać na wysokim pressingu, oddawać serce dla zespołu i chociaż przez moment strzelał wiele bramek.

W tymże roku zaczął też częściej występować w reprezentacji, która stanowiła dla niego dotychczas tylko epizod. Poważniejsze szanse zaczął dawać mu zasłużony na Węgrzech Sandor Egervari. Planował wykorzystać potencjał Szalaia już w 2010 r., ale ówczesny zawodnik Mainz miał niedługo później wielki problem z kontuzjami.

Nieskuteczny przez większość kariery

Niezły okres w Mainz zaowocował transferem do Schalke. Tam przez jakiś czas Szalai utrzymał się w pierwszym zespole, ale nie miał tam miana maszyny do strzelania bramek. Po roku został odesłany do Hoffenheim, skąd szybko wypożyczono go do Hannoveru, z którym z kolei spadł z Bundesligi. Węgier nazywał później ten epizod najgorszym punktem swojej kariery.

W tej sytuacji karierę Szalaia w Niemczech mógł uratować jedynie jakiś fenomen trenerski. Węgier z Budapesztu miał szczęście. Otóż trafił na Juliana Nagelsmanna, który uważany jest za jeszcze wybitniejszego stratega niż Thomas Tuchel. Ponadto młody trener od początku swojej kariery lubił posiadać w składzie rosłego napastnika. Reszta to już historia – Hoffenheim biło swoje rekordy, a Szalai w zależności od przeciwnika kręcił się w pierwszym składzie.

Nie strzelał zbyt wielu bramek, ale był potrzebny, żeby cała drużyna wykonywała swoje zadania, a błyszczeć mogli Serge Gnabry czy Andrej Kramaric. Swoją upartą postawą zyskał szacunek kibiców. – Tak zostałem wychowany jako piłkarz. Nie chodzi o to, że nie powinienem strzelić gola lub nie chcę tego zrobić, ale to sport zespołowy. Zawsze byłem nagradzany za robienie tego, co kazał mi trener. Gdybym patrzył tylko na bramki, to zostałbym tenisistą albo pływakiem. Tam też płyniesz na czas, ale jesteś samtłumaczył Szalai w jednej z wypowiedzi.

Po „okresie Nagelsmanna” Szalai ponownie trafił do Mainz. To obecnie nie jest taka drużyna jak za kadencji Tuchela, więc i statystyki są dużo słabsze. Teraz ekipa z Moguncji rozpaczliwie walczy o utrzymanie. W tym klubie Węgier z Budapesztu miał już za sobą kilka negatywnych epizodów. Jednak nie wpłynęło to na niezłą postawę w reprezentacji. Tam Szalai obronił status kapitana drużyny i najwierniejszego żołnierza Marco Rossiego.

Duet doskonały

W Mainz przez pewien czas trenerem był Achim Beierlorzer. Szkoleniowiec popadł w konflikt z Adam Szalaiem. Jednym z największych obrońców Węgra okazał się Marco Rossi, czyli selekcjoner reprezentacji Węgier. Kiedy Beierlorzer zaczął zarzucać Szalaiowi przywództwo w rebelii i niesforność, to od razu jego wypowiedź skontrował właśnie Rossi. – On utrudnia nam pracę takimi stwierdzeniami. Adam jest naszym kapitanem i stanowi ważny punkt naszego zespołu. (…) Myślę, że Adam powinien poważnie rozważyć przeniesienie się do innego klubu w nadchodzącym zimowym oknie transferowymtłumaczył wówczas trener. Wściekał się też, że Szalai poprzez sytuację w klubie jest poza rytmem meczowym.

Rossi i Szalai to duet doskonały. Włoch po latach rządów lokalnych trenerów (z tego grona wyróżniał się jedynie Pal Dardai) dokonał znaczących zmian w mentalności zespołu. I trzeba przyznać, że po wielu porażkach od pewnego czasu widać progres. Drużyna wygrywa teraz nie tylko z Finlandią czy Turcją, ale też gra na równi z Rosją (remis 0:0 w październiku 2020), Chorwacją (zwycięstwo 2:1 w 2019 r.) czy chociażby Polską.

Włoch, który odrodził Węgry

Szalai jest kapitanem Węgier od początku kadencji Rossiego. Wszystko ze względu na swój etos pracy oraz skłonność do strzelania w ważnych momentach. Zdobywał bramki chociażby w meczach z Polską, Chorwacją albo podczas meczu z Estonią w październiku 2018 r. (remis 3:3), który prawie zakończył się katastrofą dla Węgrów. Poza tym nie boi się wyrazić swojej opinii. W kraju ma opinię faceta, który mówi to, co ma na języku. Sam to zresztą przyznaje.

– Od dzieciństwa uczy się nas, że wszędzie powinniśmy mówić uczciwie, ale z wyjątkiem naszej pracy, ponieważ tam może to być szkodliwe, jeśli coś powiemy trochę mocniej. Z tego powodu często boimy się wypowiadać, nawet kiedy w naszej wypowiedzi nie ma obraźliwych intencji, a później także sami siebie krytykujemy. Jest wielu takich, którzy nie mają odwagi artykułować i działać odważnie na rzecz zmiany, nawet jeśli zmiana miałaby nastąpić w trzy dni. Myślę, że powinniśmy być szczerzy, nie obrażając nikogo po imieniu – tak o swojej filozofii opowiadał Szalai w jednym z wywiadów.

Poza tym napastnik angażuje się w liczne akcje charytatywne. Sam przyznaje, że ma w sobie chęć pomagania. Ma też ku temu możliwości, poza piłką posiada bowiem kilka biznesów, np. przejawia zainteresowania branżą nieruchomościową. To wszystko w wielkim połączeniu daje obraz człowieka, który jest ambitny, pracowity, asertywny, pomocny i chce regularnie grać. Może to częściowo wyjaśnia jego fenomen i pozornie nieadekwatną do jego gry reputację w Niemczech i na Węgrzech.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze