Nadchodzi królewskie pożegnanie cesarza?


Mecz z Chelsea mógł być ostatnim występem Sergio Ramosa w koszulce Realu Madryt

9 maja 2021 Nadchodzi królewskie pożegnanie cesarza?

Cały sezon 2020/2021 nie jest z pewnością wymarzoną kampanią dla Sergio Ramosa. Kapitan "Los Blancos" więcej nie gra, niż gra, i to pierwsza taka sytuacja w jego karierze na Bernabeu. Pierwszy raz od transferu z Sevilli nie przekroczy nawet bariery dwóch tysięcy rozegranych minut. W tle wciąż toczy się walka o nowy kontrakt dla Ramosa, ale z każdym kolejnym dniem jego karty w ręce tracą znacząco na swojej wartości.


Udostępnij na Udostępnij na

Historia Sergio Ramosa w Realu Madryt to historia zakochania od pierwszego wejrzenia. Dosłownie. Na Bernabeu przyszedł w ostatnim dniu okienka transferowego latem 2005 roku za 27 milionów euro. Pytanie, czy się opłacało, byłoby istną ignorancją dla osiągnięć kapitana „Królewskich”, który z klubem z Madrytu zdobył wszystko, co tylko mógł. Zapisał się w historii jako jeden z najlepszych środkowych obrońców i za kilkanaście lat przy rozważaniach o jedenastce najlepszych piłkarzy w historii piłki nożnej z pewnością będzie bardzo mocnym kandydatem.

Wydaje się, że jego czas na Bernabeu dobiega końca, choć nic jeszcze nie jest pewne. Kibice „Los Blancos” wciąż żyją nadzieją, że któregoś dnia zobaczą na oficjalnej stronie Realu Madryt „Comunicado Official: Sergio Ramos”a w środku przeczytają, że ich kapitan odnowił kontrakt. Real, tracąc Ramosa, straci na przestrzeni trzech lat, dwóch największych liderów, jacy byli w tej szatni w ostatniej dekadzie. Najpierw odejście Cristiano Ronaldo, teraz czas na Ramosa?

Madryckie początki

Sergio Ramos do stolicy Hiszpanii zakupiony został przez nikogo innego jak Florentino Pereza. Legendarny prezes Realu Madryt bez wahania zapłacił za Hiszpana oczekiwane prawie 30 milionów euro po zaledwie jednym pełnym rozegranym sezonie w barwach Sevilli. Jak historia pokazuje, był to strzał w dziesiątkę. Florentino sprowadził na Bernabeu obrońcę, który naznaczył ponad dekadę w piłce nożnej i wciąż to robi.

Aklimatyzacja, problemy z wejściem do pierwszego zespołu, adaptacja do szatni pełnej gwiazd? Nic z tych rzeczy. Sergio Ramos do Realu Madryt wszedł z drzwiami i nikogo nie pytał o zgodę. Od początku widać było jego mentalność lidera. To jest cecha, która odróżnia wielkich od najwybitniejszych. Ramos zalicza się do tych drugich i co do tego nikt nie ma wątpliwości. W swoim pierwszym sezonie rozegrał ponad CZTERY TYSIĄCE MINUT.

Dla porównania Raphael Varane, który sprowadzany był w podobnym wieku, ledwo przekroczył tysiąc minut. Co istotne, Ramos na początku swojej przygody w białej koszulce traktowany był jako piłkarz bardzo uniwersalny. Najczęściej grał jako środkowy obrońca, ale zdarzało się, że grywał jako defensywny pomocnik czy także prawy obrońca. W końcu to jako prawy obrońca zdobył tytuł mistrza Europy w 2008 roku. Trenerzy w Realu się zmieniali, zawodnicy się zmieniali, sędziowie się zmieniali, nawet prezesi Realu Madryt się zmieniali, a Ramos? „El Capitano” wciąż grał i robił to wyśmienicie.

Ramos i jego „królewskie” liczby

Właściwie wystarczyłoby napisać liczbę występów Sergio Ramosa w Realu Madryt i na tym moglibyśmy skończyć jakiekolwiek rozważania nad jego postacią, ale to nie za to kochają go kibice. Hiszpan w barwach klubu ze stolicy Hiszpanii rozegrał 671 spotkań. Dzięki temu plasuje się na 4. miejscu na liście wszech czasów jedynie za wychowankami Realu: Raulem, Casillasem oraz Manolo Sanchisem. Za jego plecami są chociażby Fernando Hierro czy Emilio Butragueno, a więc bezwzględnie jedni z największych w historii Realu Madryt.

Jego pozycja w panteonie legend jest niepodważalna. Tak samo niepodważalne jest jego prowadzenie w liczbie otrzymanych żółtych kartek. Sergio Ramos, grając w Realu, został napomniany takim kartonikiem 201 razy, łatwo wyliczyć średnią prawie jednej kartki na mecz. Po karierze tym faktem szczycić się pewnie aż tak bardzo nie będzie. Nic dziwnego, zyskał miano największego brutala w historii piłki nożnej, ale to wszystko z korzyścią dla swojego klubu.

Gole to coś, co podobnie jak żółte kartki bezwględnie kojarzymy z Sergio Ramosem. Hiszpański środkowy obrońca w swojej karierze na Bernabeu zdołał pokonać bramkarza rywali 101 razy. Powiedzieć, że to imponujące, to jakby nic nie powiedzieć. Te liczby mogą człowieka zwalić z nóg bez żadnego problemu. Na liście najlepszych strzelców Realu Madryt w historii Ramos wyprzedza takich piłkarzy, jak: Zinedine Zidane, Fernando Morientes czy Luis Figo. Trzeba pamiętać o pozycji, na której gra Ramos. Środkowy obrońca dwudziestym najlepszym strzelcem w historii Realu Madryt. Imponujące. Najważniejszy gol? Chyba oczywiste, Lizbona 2014, minuto noventa i Ramos.

Tryumfy, trofea, puchary

Sergio Ramosa poza bramkami, agresywną grą i żółtymi kartkami trzeba utożsamiać także ze zwycięstwami i trofeami. To także jest niepodważalny fakt. Jeden z najważniejszych piłkarzy złotej generacji hiszpańskiej piłki lat 2008-2012. Z samą reprezentacją dwukrotnie tryumfował w mistrzostwach Europy i raz podniósł w górę puchar za zdobycie mistrzostwa świata. Przez 16 lat w Madrycie Sergio Ramos zdobył w koszulce „Los Blancos” 22 trofea.

W tym czasie był podstawą marzeń o pisaniu historii w Lidze Mistrzów. Niepodważalny, niezatapialny, niezniszczalny, zawsze kluczowy. Gdyby nie Sergio Ramos, Real Madryt na pewno nie zdobyłby trzech tytułów klubowego mistrza Europy z rzędu. Gdyby nie Sergio Ramos, Zidane nie mógłby marzyć o dublecie w sezonie 2016/2017, gdyby nie Sergio Ramos, nie byłoby tryumfu w Lizbonie. Można tak wymieniać i wymieniać.

Ileż to razy Ramos ratował Real Madryt swoimi golami, wślizgami czy nawet czerwonymi kartkami. Gdy Ramos był na boisku, Raphael Varane potrafił pokazać swoje prawdziwe oblicze. Bez Hiszpana u swojego boku był jak dziecko we mgle. Ramos był liderem, Ramos jest legendą, Ramos stanie się odnośnikiem dla innych na wiele długich lat. Nie wypada wypominać mu trwającego sezonu, który był trudny dla każdego. Po latach nikt nie będzie pamiętał, że nie przekroczył bariery 2000 minut.

Nikt nie będzie podważał jego pozycji, bo zwyczajnie tu trzeba się pokłonić „Cesarzowi” i oddać mu hołd za wspaniałe 16 sezonów na Bernabeu.

***

Jakiż to jest chichot losu, że kariera Ramosa w Realu Madryt zakończyć się może akurat po meczu w Lidze Mistrzów. Z pewnością Hiszpan wolałby odejść z klubu w podobnych okolicznościach sportowych co Cristiano Ronaldo, a więc po wygranej Lidze Mistrzów, a nie odpadnięciu po półfinałach. Choć ten wynik i tak dla Realu Madryt w tym sezonie jest sukcesem. Ramos forsował swój występ, jak zwykle dał z siebie wszystko i chciał pomóc zespołowi.

Tym razem się nie udało, ale każdemu się zdarzy. Trzeba docenić za walkę do końca, charakter i madryckie serce. Legendarny Santiago Bernabeu powiedział kiedyś takie słowa: – Koszulka Realu Madryt jest biała. Można ją splamić błotem, potem, a nawet krwią, ale nigdy hańbą. Sergio Ramos zawsze oddawał na boisku swoje zdrowie, życie i każdą chwilę poświęcał doskonaleniu siebie. Nigdy nie splamił tej koszulki hańbą. Gracias por todo Capitano. 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze