Lewy obrońca HSV Hamburg zapałał nagłą miłością do naszej drużyny narodowej. Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Wiadomo – świadomość, że kadra Niemiec ucieka bezpowrotnie. Podstawowe pytanie brzmi: warto w ogóle zawracać sobie nim głowę?
Ostrzolek to 25-letni zawodnik drużyny z dołu tabeli Bundesligi. W swoim klubie jest bezapelacyjnie najlepszy z lewonożnych obrońców. Zawodnika charakteryzuje nie najgorsza gra w defensywie i bardzo dobre dośrodkowania. Poprzedni sezon był jednak w jego wykonaniu najsłabszy – zakończył go zaledwie z jednym ostatnim podaniem na koncie. W Augsburgu we wcześniejszych latach zanotował jedenaście asyst w 79 spotkaniach ligowych.
Wydawało się, że piłkarz urodzony w niemieckim Bochum zadebiutuje w kadrze zachodnich sąsiadów w meczu z Polską wtedy, kiedy u nas debiutował chociażby Thiago Cionek (0:0, maj 2014 roku). Tak się jednak nie stało, stąd zgodnie z obecnie panującymi przepisami nadal ma zielone światło dla gry w kadrze Adama Nawałki. Ostrzolek reprezentował Niemcy w kadrze młodzieżowej (osiem meczów w latach 2011-2013). Co ciekawe, wcześniej zaliczył epizod w reprezentacji Polski U-17. Zakończyło się na dwóch meczach.
Zasadnicze pytanie: czy Matthias Ostrzolek jest potrzebny polskiej reprezentacji? Zawodnik nie jest wiekowy, zapewne wchodzi dopiero w swój najlepszy czas w karierze. Gra na najbardziej newralgicznej pozycji, jeśli chodzi o polskich zawodników. Raczej nie jest słabszy od Jakuba Wawrzyniaka, na co dzień pojedynkuje się ze znacznie bardziej klasowymi skrzydłowymi. Jest lewonożny i pod względem dośrodkowań w pełnym biegu nawiązałby do biegającego po drugiej stronie Łukasza Piszczka. Pod paroma względami jest to więc zawodnik interesujący.
(Matthias Ostrzolek jeszcze w barwach FC Augsburg – 0:26 – typowa dla zawodnika asysta)
https://youtu.be/b3mvaUZ1U6s
Teraz druga strona medalu. Dlaczego w ogóle istnieje temat? Jeszcze kilka miesięcy temu pan Matthias twierdził, że ma polskie korzenie, ale z naszym krajem związany się nie czuje. Teraz optyka się zmieniła – Polska gra świetnie, na lewej obronie wciąż nie wykrystalizował się zawodnik nr 1, wyjazd na Euro jest bliski – idealna promocja. HSV grało fatalnie, na zawodnika z tego klubu nikt z kadry Loewa nie spojrzy. Mamy więc zbliżoną sytuację do przypadków Boenischa czy Polańskiego. Stwarza to ryzyko popsucia świetnej obecnie atmosfery w naszej drużynie narodowej.
Gdy tylko pojawił się temat, od razu słychać było bardzo mało sympatyczne głosy o „farbowanym lisie”. Powiedzmy sobie szczerze – jesteśmy specyficznym narodem. Osób polskiego pochodzenia jest niemal tyle samo co rdzennych Polaków. Przypuszczam, że każdy z czytelników ma choć jednego znajomego/członka rodziny mieszkającego za granicą. Identyfikacja tych ludzi z Polską jest bardzo różna. Nie możemy oczekiwać od chłopaka urodzonego w Bochum, że nie będzie czuł więzi z Niemcami. Na co dzień posługuje się językiem niemieckim, mieszka w tym kraju od zawsze. Kadrze bez wątpienia mógłby pomóc tak czy tak i wątpliwe, by na mecze przyjeżdżał w celach sabotażowych – oddawałby serce na boisku, tego jestem pewien.
Ale znowu, czy Ostrzolek jest znacznie lepszy od Sebastiana Boenischa? Gra w gorszym klubie, rozegrał więcej spotkań w swoim zespole, ale konkurencja była znacznie mniejsza. Teraz uwaga, coś szokującego – statystyki Boenischa w Bayerze Leverkusen są lepsze niż Ostrzołka w Augsburgu! Zanotował jedną asystę więcej, przy czym rozegrał cztery mecze mniej. Skoro Boenisch nie jest w stanie dopasować się do kadry, to Ostrzolek prawdopodobnie też miałby z tym problem.
Werdykt ostateczny. Monitorować zapał pana Matthiasa, a na mecz z Niemcami absolutnie nie powoływać. Jeśli dalej będzie chciał oddawać serce za „Biało-czerwonych” – dać mu szansę w którymś meczu towarzyskim. Ostateczna decyzja należy oczywiście do Adama Nawałki, który jak dotąd prowadzi swoją kadrę bez zarzutu.
[interaction id=”55c2824359fbca2305ebad2c”]