Liverpool wygrywa, a Tottenham przegrywa na własne życzenie


Liverpool wraca ostatnio do żywych. Dziś w hicie Premier League podopieczni Kloppa wygrali z Tottenhamem 2:1

7 listopada 2022 Liverpool wygrywa, a Tottenham przegrywa na własne życzenie
thebharatexpressnews.com

Liverpool ma za sobą jeden z najgorszych początków sezonu od lat. Ekipa Jurgena Kloppa nie przyzwyczaiła ostatnimi kampaniami do wielu wpadek, a w tym sezonie w samej Premier League straciła punkty, remisując bądź przegrywając, aż ośmiokrotnie. W niedzielnym hicie „The Reds” mierzyli się z Tottenhamem, który z kolei dobrze wszedł w sezon. Problemy zaczęły się pojawiać ostatnio…


Udostępnij na Udostępnij na

W niedzielnym hicie na Tottenham Hotspur Stadium tamtejsi „Spurs” podejmowali Liverpool. Kto dziś wygrał? Oczywiście goście. Zespół „The Reds” gra ostatnio lepiej, choć co do tego kibice mogą mieć mieszane odczucia. Świetne występy Liverpoolu są bowiem przeplatane tymi słabszymi – te czasem zdarzają się w najmniej spodziewanym momencie.

Stary dobry Mohamed Salah

Jednym z największych zaskoczeń początku tego sezonu był Mohamed Salah. Tych negatywnych zaskoczeń. Król strzelców z poprzednich rozgrywek stanowił cień samego siebie i był graczem, który niejako odzwierciedlał upadek Liverpoolu pomiędzy jednym a drugim sezonem. Mało strzelał, mało asystował, a przede wszystkim był piłkarzem, którego łatwo czytali oponenci. Tracił ogrom piłek, a wszyscy, którzy mieli go w swoim składzie w Fantasy Premier League, musieli być zawiedzeni.

A jak wygląda Salah teraz? Egipcjanin na szczęście na dobre odpalił. W meczu z Tottenhamem ustrzelił dublet, a dodatkowo był najaktywniejszym piłkarzem na boisku. Już w starciu z Manchesterem City zaprezentował się bardzo dobrze. Przeciwko „Kogutom” tylko potwierdził swoje niebagatelne umiejętności. Wróciła dawna ikra i stary dobry Salah. Salah, który jest motorem napędowym i głównym snajperem „The Reds”.

Liverpool miażdży. Fatalna pierwsza połowa Tottenhamu

Czym charakteryzuje się Tottenham Antonia Contego? Szczelną defensywą. Problem pojawia się wtedy, gdy ta ma gorszy dzień. To zdarza się ostatnio coraz częściej. A Premier League błędów nie wybacza. Tym bardziej gdy atak jest mało produktywny. Pierwsza połowa rozgrywana była niemal w całości pod dyktando „The Reds”, czego potwierdzeniem wynik 0:2 do przerwy – jak najbardziej zasłużony.

A wszystkiego udałoby się uniknąć, gdyby nie bezsensowne błędy. Pierwszy gol był skutkiem kompletnego braku krycia asystującego Darwina Nuneza i wcześniej wspomnianego Mohameda Salaha. Druga bramka padła dzięki genialnemu przerzutowi nad obrońcami Alissona Beckera, ale przede wszystkim za sprawą niedopuszczalnej pomyłki w wybiciu Erica Diera. Anglik próbował szybko oddalić futbolówkę od własnego pola karnego, a zamiast tego podał na tyle „umiejętnie” do Salaha, że ten znalazł się w sytuacji sam na sam z Hugo Llorisem. Ta „asysta” była idealnym podsumowaniem pierwszej części meczu w wykonaniu „Totków”. Tak nie powinna grać drużyna aspirująca do pierwszej czwórki. Nie pomagał też pragmatyzm. Ekipa Contego większość czasu nieumiejętnie się broniła i liczyła na kontry.

Zmiany przyniosły efekt

Tottenham wyciągnął wnioski i pokazał to w drugiej połowie meczu. Z drużyny wyraźnie słabszej w końcu stał się ekipą, która przynajmniej podjęła rękawicę. Wcześniej naprawdę można było mieć co do tego wątpliwości. Można powiedzieć, że poprawę w grze przyniosły też zmiany.

Drużynie dobrze zrobiło wejście Matta Doherty’ego, ale jeszcze lepszy efekt miało wprowadzenie w tej samej minucie Dejana Kulusevskiego. Piłkarz pojawił się na murawie pierwszy raz od września. Kilka minut po wejściu na boisko Szwed zaliczył asystę przy golu Harry’ego Kane’a. To tylko pokazało, jak mocno Kulusevskiego brakowało. Świetny transfer i równie dobre wejście.

Pragmatyzm u jednych nie zadziałał, a drugim wygrał mecz

Mecz Tottenham – Liverpool był bardzo wyrównanym widowiskiem. Pierwsza połowa rozgrywana była pod dyktando Liverpoolu, za to w drugiej kontrolę przejęli gospodarze. Można powiedzieć, że każdy miał swoje momenty i w zasadzie nikt nie zasługiwał tu na porażkę ani na zwycięstwo. Wygrywa się dobrymi 90 minutami, a nie 45.

Liverpool udowodnił, że tak się jednak da. Brygada Kloppa zdominowała pierwszą połowę, a na drugą wyszła z kompletnie odmiennym planem. Polegał on na stałym bronieniu dostępu do własnej bramki. W przeciwieństwie do Tottenhamu „The Reds” robili to w miarę umiejętnie i wystrzegali się błędów do minimum. Pragmatyzm zadziałał. Zagrali dobrze w defensywie, choć trzeba przyznać, że trochę się poszczęściło.

Liverpool jeszcze się nie poddaje

Liverpool ostatnimi meczami pokazuje na temat swojej dyspozycji wiele informacji. Przypominają one jednak prędzej rozsypankę wyrazową niż zbiór ksiąg. Jest to drużyna na tyle nierówna, że trudno tak naprawdę odpowiednio zdefiniować ich formę. „The Reds” wygrali właśnie z Tottenhamem, wcześniej zwyciężyli z niepokonanym Napoli w Lidze Mistrzów, a w największym hicie ostatnich tygodni ograli Manchester City 1:0. Z drugiej strony ulegli w niedalekiej przeszłości Leeds United czy Nottingham Forest, czyli dużo niżej notowanym rywalom.

To cały czas stawia ich w nie najlepszym położeniu, przez które dalej nie są głównymi kandydatami do gry w TOP 4.  Niedzielny hit również obnażył ich słabości. Wygrali tylko przez to, że byli bardziej skuteczni od oponentów. W pierwszej części meczu prezentowali się zacnie, ale druga pokazała prawdziwy obraz „The Reds”. Obraz drużyny nietrwałej i spadającej z topowego poziomu, na którym była przez ostatnie kilka lat. Kibice tego klubu powinni powoli przyzwyczajać się do faktu, że walka o Ligę Mistrzów będzie niebywale trudna. Na tę chwilę siedem punktów straty, ale z taką grą ani rusz. Muszą się poprawić!

Tottenham takimi meczami może przegrać TOP 4

Tottenham na własne życzenie przegrał z Liverpoolem? Śmiało można tak powiedzieć. „Koguty” mają w ostatnim czasie jedną uciążliwą przypadłość. Zwykle piłkarze Antonia Contego wchodzą na mecz jakby ospali i nie potrafią na początku pokazać swojego pełnego potencjału. To dzieje się później, bo Tottenham potrafi się obudzić. Często w porę, na co dowodem są choćby dwa ostatnie mecze z Olympique’em Marsylia czy Bournemouth. Obydwa te spotkania łączyło jedno – i tu, i tu przegrywali, ale ostatecznie udało się odrobić straty bramkowe z nawiązką.

Charakteru więc nie można im odmówić. Problemem numer jeden jest koncentracja. Nad tym musi popracować Conte ze swoimi piłkarzami, jeżeli chce, aby jego zespół grał w kolejnym sezonie w Lidze Mistrzów. Potknął się Manchester United, a to powinna być idealna okazja na ucieczkę punktową. To się nie udało, i to na własne życzenie. Liverpool był dziś do pokonania. Dwa błędy w defensywie i skuteczność zadecydowały o tym, że Tottenham przegrał.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze