Legia Warszawa melduje się w drugiej rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów!


Legia wygrała w drugim meczu z FK Bodø/Glimt 2:0, dzięki czemu przypieczętowała swój awans do kolejnej fazy kwalifikacji Champions League

15 lipca 2021 Legia Warszawa melduje się w drugiej rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów!
Dawid Szafraniak

Po wylosowaniu już na tym etapie rozgrywek mistrza Norwegii wszyscy mieli bardzo sceptyczne nastawieni co do tego pojedynku. Tymczasem Legia Warszawa pozytywnie zaskoczyła nie tylko swoich kibiców, lecz także sympatyków całej krajowej piłki. Podopieczni Czesława Michniewicza dwukrotnie pokonali FK Bodø/Glimt, co dało awans do następnej fazy rozgrywek oraz dość okazały rezultat całego dwumeczu w postaci 5:2 na korzyść "Wojskowych"!


Udostępnij na Udostępnij na

Nie ma co owijać w bawełnę. Legia Warszawa zamknęła usta wszystkim tym, którzy spisywali ją jeszcze ponad tydzień temu na straty. Mówiąc o wczorajszym rywalu warszawian, można przytoczyć przysłowie: „Nie taki diabeł straszny, jak go malują”. Piłkarze ze stolicy zwyczajnie zrobili to, co do nich należało — wyeliminowali norweską drużynę i dołączyli do coraz węższego grona zespołów walczących o występ w nadchodzącej edycji Ligi Mistrzów.

Legia nie zachwyciła

No właśnie. Legia z jednej strony zaimponowała samym rezultatem, natomiast sama gra ekipy ze stolicy nie była perfekcyjna. Zarówno w pierwszym, jak i w drugim meczu widzieliśmy pewne braki. Podczas starcia w Norwegii zawiodła formacja defensywna, która popełniała głupie, można powiedzieć niemalże przedszkolne błędy.

W spotkaniu przy Łazienkowskiej zabrakło natomiast pewnego impulsu, bardziej zdecydowanych ataków. Mecz był na swój sposób nijaki. Legioniści nie potrafili wyjść na murawę napakowani jak kabanosy, pewnie przejąć kontroli nad przebiegiem pojedynku. Nie. Legia wyglądała niczym drużyna stłamszona, oczekująca na ruch rywala. W obliczu jednobramkowego prowadzenia uzyskanego po pierwszym starciu zachowanie mogło wydawać się nieco zrozumiałe, aczkolwiek przy lepiej dysponowanym przeciwniku mogło skończyć się to tragedią…

Jednak drużynę zawsze koniec końców rozliczamy z wyniku, a ten Legia uzyskała bardzo, ale to bardzo korzystny. Dodatkowo warto dodać, że sezon jeszcze na dobre się nie zaczął, a więc ekipa z Warszawy musi jeszcze wejść w odpowiedni rytm. Pozostaje mieć nadzieje, że po następnych meczach będziemy mogli zachwycać się nie tylko końcowym rezultatem, lecz także grą zespołu.

Luquinhas podbił serca kibiców

Brazylijczyk zrobił to już dawno, aczkolwiek pielęgnuje to uczucie w każdej z kolejnych konfrontacji. Były piłkarz Benfiki nie będzie dobrze wspominany w Norwegii. Załadował FK Bodø/Glimt dwie bramki w dwóch spotkaniach. Wczorajsze trafienie z 40. minuty meczu to prawdziwy pokaz technicznego kunsztu w wykonaniu tego piłkarza. Przyspieszenie, wyminięcie obrońcy przeciwnika atrakcyjnym dla oka zwodem, strzał po krótkim słupku i bramka. Po prostu palce lizać.

Warto po tym spotkaniu odnotować również asystę Mahira Emreliego przy golu Luqinhasa. Azer wykonał świetne podanie otwierające drogę do bramki. Uwagę przykuła także bramka Thomasa Pekharta. Czech rozwiał wszelkie wątpliwości w 94. minucie, chwilę po wejściu na boisku. Czesław Michniewicz może mieć zatem obecnie spory problem z obsadzeniem pozycji napastnika, ponieważ obaj snajperzy są w świetnej formie.

Legia w końcu zagra w fazie grupowej?

Naprawdę nie wiadomo, co musiałoby się stać, aby Legia nie zameldowała się tej jesieni w Europie. Klub z Warszawy awansował wczoraj do drugiej rundy kwalifikacji do Champions League, w której zagra z mistrzem Estonii — Florą Tallin. Rywal na papierze łatwiejszy niż wcześniej pokonane FK Bodø/Glimt. W przypadku wyeliminowania Estończyków Legia zapewni sobie udział w tegorocznej edycji Ligi Konferencji, co oznaczałoby powrót do europejskich rozgrywek po ponad czterech latach przerwy…

Nikt w Warszawie nawet nie dopuszcza myśli o ewentualnym braku awansu do głowy. Owszem, Legia słynie z niezwykle nieprzewidywalnych rezultatów, co potwierdziła we wcześniejszych sezonach. Jednak wszyscy liczą na to, że w tym roku będzie inaczej i „Wojskowi” nie dadzą swoim kibicom powodów do odczuwania złości i zażenowania. Ba, legioniści mierzą znacznie wyżej niż samo Conference League. Dość realnym celem w przypadku dobrej dyspozycji jest występ w Lidze Europy.

Na taki, a nie inny scenariusz z pewnością liczy również Dariusz Mioduski. Prezes stołecznej drużyny jeszcze ani razu nie doprowadził jej pod swoimi indywidualnymi rządami do fazy grupowej Europa League, a co dopiero niezwykle pożądanej Champions League. Czy słynny licznik wstydu zarządcy warszawian ustanie? Przekonamy się wkrótce….

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze