Poznańska młodzież wyhamowała. Czy Lech Poznań musi się obawiać?


Lech Poznań słynnie ze swojej utalentowanej młodzieży. Jednak w tym sezonie młodzi piłkarze znaczą mniej w kadrze Kolejorza

2 marca 2021 Poznańska młodzież wyhamowała. Czy Lech Poznań musi się obawiać?
Przemysław Szyszka / lechpoznan.pl

Ostatnie miesiące nie były łatwe dla "Kolejorza". Seria meczów bez zwycięstwa i kolejne żenujące występy zespołu Dariusza Żurawia spowodowały, że poziom frustracji osiągnął stan porównywalny z tym z końcówki ery Nenada Bjelicy, gdy Lech Poznań stracił pewne mistrzostwo. Mimo to ostatnie ligowe zwycięstwa pozwalają wierzyć, że kryzys sportowy dobiega końca. Tego samego nie możemy powiedzieć jednak o młodzieżowcach Lecha Poznań, którzy w ostatnim czasie przestali odgrywać w Lechu kluczową rolę.


Udostępnij na Udostępnij na

Gdy mówisz Lech Poznań, myślisz wychowankowie. Poznański klub od lat chwalony jest za wprowadzanie młodych piłkarzy do dorosłego futbolu. I trudno by było inaczej, gdy w ostatnich latach kasujesz 11 milionów euro za Modera, 6 milionów euro za Bednarka, około 4 za Joźwiaka i Kownackiego, 3,30 za Linettego, 2 za Gumnego czy 1,5 miliona euro za Kędziorę. Każdy inny polski klub o takich kwotach może tylko pomarzyć.

Czy będą kolejni? 

Jednak po odejściu Jakuba Modera do Brighton w wielkopolskim środowisku rozgorzała dyskusja na temat tego, że złote roczniki w Poznaniu się kończą i po grubych latach zbliżają się te chude. Ostatnimi, na których Lech może jeszcze sporo zarobić, są Puchacz i Kamiński, a potem robi się problem. Takie opinie towarzyszyły nam we wrześniu, dziś mamy luty i trudno w tym momencie znaleźć w Lechu kogokolwiek, kto mógłby latem myśleć o przeprowadzce do silniejszej ligi, a ma obecnie dwadzieścia kilka lat i jest Polakiem.

Bo nawet wspomnieni Puchacz i Kamiński w ostatnim czasie mocno obniżyli loty. Boczny obrońca mimo że gra praktycznie wszystko, to mocno odbiega od formy, którą prezentował w zeszłym sezonie lub na początku obecnego. Jego dośrodkowania często nie znajdują adresatów w polu karnym, a jeszcze częściej jego jakiekolwiek próby włączania się do akcji ofensywnych kończą się prostymi stratami. W tym sezonie ekstraklasy,ani razu nie wpisał się na listę strzelców, a tylko raz udało mu się zanotować ostatnie podanie przed bramką. Dla porównania w poprzednich rozgrywkach miał łącznie osiem punktów w klasyfikacji kanadyjskiej.

Jeśli Puchaczowi źle idzie w ofensywie, to trudno oczekiwać, by lepiej było w grze defensywnej, która zawsze nie była jego mocną stroną. Być może to właśnie przez nią nie doczekał się w swojej szczytowej formie powołania od Jerzego Brzęczka. I trudno takowego spodziewać się teraz od Paulo Sousy. Dariusz Żuraw nie ma zbyt dużych możliwości na tej pozycji. Jedyną alternatywą jest Vasyl Kravets, ale Ukrainiec nie jest piłkarzem, który prezentowałby wyższą formę od Polaka. I dlatego w pełni rozumiem trenera Żurawia, który jak ma do wyboru Polaka w średniej formie i obcokrajowca w średniej formie, to stawia na tego pierwszego.

Odcięte skrzydła

Jeszcze bardziej w swoim rozwoju zatrzymał się Jakub Kamiński. Wszyscy doskonale pamiętamy kwalifikacje do europejskich pucharów i jego popisy. Wówczas w czterech spotkaniach strzelił dwa gole i zaliczył dwie asysty. Dziś w 18 meczach ekstraklasy, w których zagrał, ma gola i asystę. Jak na zwykłego skrzydłowego to liczby bardzo przeciętne, a co dopiero mówiąc o chłopaku, który miał bić rekord transferowy Jakuba Modera.

Kamiński w ostatnich meczach wyglądał nawet gorzej od większości swoich kolegów z zespołu. Swoją drogą to najlepszy przykład kryzysu skrzydeł Lecha Poznań, który w ostatnim czasie ma miejsce. Jeśli Lech Poznań już strzela gola, to za sprawą napastników, środkowych pomocników, nawet stoperów, ale nie skrzydłowych. Ostatnia bramka strzelona przez gracza tej formacji to 2. kolejka i mecz z Wisłą Płock. Wówczas to właśnie wspomniany wcześniej Kamiński zdobył gola, mając łącznie trzy trafienia na koncie. A poza tym jeszcze tylko Sykora i Skóraś zdobyli po jednym trafieniu. I to by było na tyle, jeśli chodzi o gole skrzydłowych Lecha Poznań.

Może nie tak głośno jak o Kamińskim, ale również słyszeliśmy o sporej skali talentu Michała Skórasia. Prawoskrzydłowy „Kolejorza” ma jednak problem z regularnym graniem. Tylko nieco więcej niż co trzecie spotkanie zaczynał w podstawowej jedenastce. A i tych występów pewnie byłoby o wiele mniej, gdyby nie rotacje, jakich dokonywał trener Żuraw, związane z grą na kilku frontach.

I tak nawet trudno odnieść się bezpośrednio do jego aktualnej formy, bo Skórasia nie widzimy zbyt często na boisku. A jeśli już gra, to niczym specjalnym się nie wyróżnia. Bo jeśli w 15 meczach masz jedną asystę, to jak inaczej to opisać.

Ostry zjazd

Wielkim talentem okrzyknięto też Filipa Marchwińskiego. A ile czasu od tego momentu upłynęło, najlepiej oddaje fakt, że było to za kadencji Adama Nawałki. To właśnie pod jego wodzą w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec popularny „Marchewa” zdobył swojego pierwszego gola. Potem aż do dzisiaj już tylko pięć razy strzelał w ekstraklasie.

W tym sezonie zagrał tylko przez 31% możliwego czasu. Raptem cztery razy wyszedł w wyjściowej jedenastce. Zdobył ledwie jednego gola, a w trzech z czterech ostatnich spotkań nie znalazł się nawet w kadrze meczowej. W ostatni weekend, gdy Lech Poznań grał derbowe spotkanie z Wartą, Marchwiński rywalizował w drugoligowych rezerwach ze Stalą Rzeszów. I mimo że strzelił w tym spotkaniu dwa gole, to na nikim nie robi to większego wrażenia. On sam doskonale wie, że jego przygoda piłkarska znalazła się na sporym wirażu, a najbliższe tygodnie musi poświęcić na ciężką pracę, a nie pakowanie walizek, chociaż i one może się przydadzą, gdy Lech zrezygnuje z jego usług na rzecz innej ekstraklasowej bądź pierwszoligowej drużyny.

Zakurzony talent

Podobnie, tylko że z niższego pułapu, spadły akcje Tymoteusza Klupsia. Ofensywny gracz „Kolejorza” w tym sezonie nie zaliczył choćby minuty w ekstraklasie. A jedyny raz, kiedy mogliśmy go w ogóle zobaczyć, to listopadowa konfrontacja ze Zniczem Pruszków w Pucharze Polski. Jednak trudno bezpośrednio obwiniać go za taką, a nie inną sytuację. Dwudziestolatek nie był oszczędzany przez los w ostatnim czasie. Najpierw miał problemy z Achillesem, potem przyplątały się kłopoty z mięśniem przywodziciela, jednak jak sam podkreśla, powoli wychodzi na prostą.

Nie poddaję się i na pewno się nie poddam. Wiem doskonale, że słuch o mnie zaginął, że kibice pewnie o mnie zapomnieli, skoro nigdzie się nie pojawiałem. Ale spokojnie, żyję i mam się dobrze, choć faktycznie jestem trochę „zakurzony”. Podchodzę jednak do tego tak, że jak pokonam problemy, to będę zmotywowany jak nigdy. Już zresztą jestem.Tymoteusz Klupś

***

I mimo że w klasyfikacji Pro Junior System prowadzonej przez PZPN Lech dystansuje drugą Pogoń Szczecin praktycznie dwukrotnie, to gołym okiem widać, że pozycja młodzieżowców w zespole jest mniejsza niż rok czy dwa lata temu. Wejście do pierwszej drużyny też już nie jest takie proste, o czym najlepiej przekonaliśmy się, oglądając Filipa Szymczaka zastępującego Ishaka. I dopóki do klubu nie dołączył Johannsson, Lech Poznań nie wygrywał.

Inne nazwiska jak Palacz, Kozubal, Sobol to już całkowita melodia przyszłości, o której trudno cokolwiek więcej teraz powiedzieć. Ich rola w zespole na tę chwilę jest marginalna. I mimo że na przykład taki Kozubal przedstawiany jest jako talent czystej wody, to jeszcze w pierwszej drużynie nie zadebiutował.

Sytuacja dramatyczna nie jest. Ale jeśli Lech Poznań nie chce za kilka lat mieć problemów, to powinien reagować już teraz. Bo gołym okiem widać, że są powody do obaw. Jednak patrząc z drugiej strony, kto z was dwa lata temu znał Jakuba Modera?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze