To miał być ten sezon. Wystarczająco było już sezonów przejściowych czy tych, w których kibice mieli dość. Po ostatnich spotkaniach też mają dość, bo to, co się dzieje w końcówkach z drużyną Lecha Poznań, nie jest normalne. To jakieś schorzenie, z którego trzeba się jak najszybciej wyleczyć, bo za chwilę okaże się, że ten sezon także będzie trzeba spisać na straty w lidze. Pozostaną tylko i wyłącznie wspomnienia z przygody w Lidze Europy. I może jeszcze pieniądze, ale nie o to chodzi przecież kibicom.
– Kolejny raz w meczu ligowym przy straconych bramkach zachowaliśmy się bardzo naiwnie. Oglądając ostatnią akcję, powiedziałbym, że nawet frajersko. Dużo pracy przed nami – mówił Dariusz Żuraw po spotkaniu z Legią Warszawa, w którym Lech Poznań stracił bramkę w 92. minucie. Zgadzamy się z trenerem poznańskiej drużyny, że we frajerski sposób. W takim spotkaniu nie można tak się zachować. Błędy w tamtej sytuacji popełniła cała linia obrony. Zaczynając od Tymoteusza Puchacza, kończąc na Filipie Bednarku.
Jedną taką sytuację można zrozumieć. Zdarzyło się. Ciekawa akcja Legii, lechici po prostu się pogubili. Ale takowa sytuacja zdarzyła się po raz drugi. Po raz kolejny Lech nie zachował koncentracji do końca. Po raz kolejny stracił przez to punkty. Łącznie to już trzy. Cały wysiłek niweczy i marnuje w końcówkach. W spotkaniu z Rakowem najpierw poznaniacy odrobili dwubramkową stratę, wyszli nawet na prowadzenie. Już witali się z gąską w ogródku, a tu nagle popełnili kilka kardynalnych błędów i pozwolili Danielowi Szelągowskiemu na rajd od połowy boiska.
Na własne życzenie
Obecna sytuacja Lecha w lidze nie jest dobra. Na pewno nie takie wyniki zakładali prezesi oraz kibice. Po raz pierwszy od dawna w „Kolejorzu” działo się naprawdę dobrze. Młodzież robiąca furorę, na której już udało się zarobić, ale prawdziwe pieniądze dopiero nadejdą. Trener, który zaufał młodym zawodnikom i wprowadził ich na wyższy poziom, zdobywając przy tym wicemistrzostwo Polski. Jakby tego było mało, wywalczył z nimi awans do fazy grupowej Ligi Europy.
Wszystko wyglądało fajnie i przyjemnie, dopóki nie zaczęła się liga. Już na samym starcie Lech zaliczył falstart, przegrywając oczywiście – jakby inaczej – w końcówce. To pierwsze symptomy, że coś tu chyba nie gra. Wtedy obie bramki padły po stałych fragmentach gry. Kibic „Kolejorza”, widząc, że przeciwnik Lecha ma rzut rożny w końcówce spotkania, powinien wziąć do rąk różaniec i zacząć się modlić. Kłopoty gotowe. Można odnieść wrażenie, że to punkty stracone na własne życzenie.
Niestety, ale to niejedyny taki przypadek. Następny mecz i oczywiście ta sama sytuacja. Tym razem udało się zachować jeden punkt, ale ponownie Lech stracił bramkę w 88. minucie, tym razem z Wisłą Płock. Na myśl przychodzi tylko jedno określenie – frajerskie zachowanie. Z taką grą to można zapomnieć o mistrzostwie, a nawet o europejskich pucharach. Przypomnijmy przecież, że „Kolejorz” najpierw musi zająć miejsce na podium, aby grać w Europie za rok. Nikt mu tego za darmo nie da. Według naszych wyliczeń Lech stracił już przez frajerskie zachowania osiem punktów.
Mamy w tym momencie 15 straconych bramek, czyli jesteśmy na 3 miejscu od końca ex aequo z Piastem, najgorszą obroną w lidze po Stali i Podbeskidziu…
— Hubert Michnowicz (@Hubert__Michno) November 22, 2020
Przeszli samych siebie
Tym razem przelała się jednak szala goryczy. To już za dużo. Pierwszą połowę co prawda lechiciprzegrali 1:2, ale spotkanie stało na bardzo wysokim poziomie. W pierwszej części gry oglądaliśmy aż 11 strzałów celnych. Niecodzienność w polskiej ekstraklasie. Filip Bednarek w kilku sytuacjach naprawdę uratował swoich kolegów. Obrona Lecha była jak ser szwajcarski, a częstochowianie wchodzili w nią raz po raz. Głównie stroną, którą zabezpieczał Tymoteusz Puchacz.
Druga połowa to pokaz możliwości „Kolejorza”. Dwie bramki na otwarcie drugiej połowy i spokojna gra przez resztę spotkania. Tak to wyglądało do 90. minuty. Wtedy Szelągowski w akcie desperacji bierze piłkę jeszcze na swojej połowie i mija zawodnikach w niebieskich trykotach jak tyczki. Bierze Puchacza na plecy i biegnie, aż mu się po prostu odechciewa. Pojawia się do pseudoasekuracji Butko, ale to nie pomaga. Pozostaje ostatnia instancja, Lubomir Satka, ale to nie był jego dzień. Przeciwnik umieścił pewnie piłkę w siatce, a lechici znów czują niedosyt. Obrona Lecha to kabaret.
🍒👶
Rajd i gol Daniela Szelągowskiego wisienką na torcie spotkania w Poznaniu!#LPORCZ 3:3 pic.twitter.com/8uojeNJA7I— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) November 22, 2020
– Znów w bardzo głupi sposób tracimy bramkę w ostatnich sekundach meczu, przez co remisujemy właściwie wygrane spotkanie. Tak nie dogonimy czołówki ligi. Pierwsza połowa nie była wymarzona w naszym wykonaniu, straciliśmy dwa gole właściwie po dwóch akcjach. Mocno rozpoczęliśmy po przerwie i odwróciliśmy losy starcia, ale w końcówce przeciwnicy ponownie przeważali. I nie mówię, że się prosiliśmy, lecz ten ostatni atak, taki nie ma prawa się wydarzyć – komentował gorąco po spotkaniu Jakub Moder.
Pora, żeby się przebudzić
Za nami już 10 kolejek. Jedna trzecia sezonu, a Lech na swoim koncie ma tylko dwa zwycięstwa. Oczywiście pamiętamy, że „Kolejorz” gra jeszcze w Lidze Europy. Tylko że to nie powód, aby popełniać takie karygodne błędy, tracąc przy tym cenne punkty. Gdy dodamy te osiem straconych frajersko punktów, Lech przesunie się na trzecią lokatę. Zmienia to punkt widzenia, a tak jest obecnie za Wartą Poznań, która ledwo zbiera skład na mecz na spotkanie ligowe.
Jasne, że Dariusz Żuraw ma dosyć wąską kadrę jak na rozgrywaną liczbę spotkań. Absolutnie się z tym zgadzamy. Zawodnicy tacy jak Jakub Moder są już powoli zmęczeni, co odbija się na ich formie. W grze Football Manager jest taka opcja, aby dać piłkarzowi tydzień odpoczynku, takowy przydałby się młodemu reprezentantowi Polski. Niestety to niemożliwe, bo najgorsze wciąż przed Lechem. Następne tygodnie to gra co trzy dni. Liga, Liga Europy, liga, Liga Europy itd.
Czasy są trudne, ale Lech musi się ocknąć i zmotywować się także na spotkania ligowe. Inaczej zrobi się naprawdę gorąco. Posada Dariusza Żurawia wydaje się niezagrożona, gdyż podpisał ostatnio nowy kontrakt, to jedyny pozytyw sytuacji. Jeżeli jednak „Kolejorz” chce za rok walczyć w europejskich pucharach, musi przestać popełniać głupie błędy w defensywie, a co za tym idzie – zdobywać punkty. Na pocieszenie dla poznańskich kibiców przypomnijmy, że mistrzostwa nie zdobywa się jesienią, ale wiosną, a Lech ma to do siebie, że słabo gra w rundzie jesiennej.