Lech Poznań – Legia Warszawa. Beznadziejny „Kolejorz” przegrał mecz ze swoją defensywą, legioniści nie musieli nic robić


Legia Warszawa pokonała w hicie 32. kolejki PKO BP Ekstraklasy Lecha Poznań 2:1 i awansowała na 3. miejsce w ligowej tabeli

12 maja 2024 Lech Poznań – Legia Warszawa. Beznadziejny „Kolejorz” przegrał mecz ze swoją defensywą, legioniści nie musieli nic robić
Dariusz Skorupiński

Za nami ekstraklasowy klasyk, rozgrzewający do czerwoności mecz Lech Poznań – Legia Warszawa. Triumf odnieśli goście ze stolicy, ale całe spotkanie odbyło się wręcz w absurdalnej atmosferze. Pierwsze 15 minut było festiwalem nieudolności, zarówno ze strony gospodarzy, jak i gości. „Wojskowi” z czasem wykorzystywali całą przestrzeń, którą udostępnił im „Kolejorz”, choć w zasadzie nie musieli nawet strzelać goli – doskonale wyręczyli ich w tym stoperzy ze stajni Mariusza Rumaka.


Udostępnij na Udostępnij na

Atmosfera wokół meczu była gorąca. Nie tylko ze względu na kwestie historycznej rywalizacji, lecz także sytuacji w ligowej tabeli. Remis oddaliłby od Europy oba zespoły, tylko zwycięstwo było zatem gwarantem dalszego uczestnictwa w walce o europejskie puchary.

Dużo poważniej do tej rywalizacji podeszli piłkarze Legii Warszawa. Nie chcę umniejszać Goncalo Feio i jego podopiecznym, ale poprzeczka była zawieszona naprawdę skandalicznie nisko. Pierwszy kwadrans spotkania miał groteskowy charakter. Działo się tam absolutnie wszystko, co mogło się wydarzyć. Szymon Marciniak miał pełne ręce roboty.

Surrealistyczne widowisko przy Bułgarskiej 

W 6. minucie spotkania Paweł Wszołek oddał strzał w światło bramki – defensorzy Lecha Poznań dali mu naprawdę sporo przestrzeni. Po uderzeniu sędzia z Płocka podszedł obejrzeć całą sytuację na VAR-ze. Okazało się, że chwilę przed strzałem Maciej Rosołek sfaulował Afonso Sousę. Kibice Lecha Poznań pierwszy raz odetchnęli z ulgą. Ciśnienie fanom podskoczyło chwilę później. Marciniak znowu stanął przy VAR-ze i dopatrzył się faulu Barry’ego Douglasa na Marcu Gualu. Legia Warszawa otrzymała „jedenastkę”.

Do karnego podszedł Josue. Oddał on jednak słaby strzał, skierowany minimalnie na prawą część bramki. Bez większych trudności obronił go Bartosz Mrozek. Fani „Kolejorza” skandowali nazwisko swojego bramkarza na trybunach, ale za długo cieszyć się nie mogli. Bo choć Mrozek zatrzymał Josue, to przegrał w konfrontacji z… Miha Blaziciem! Nie, to wcale nie jest żart. Paweł Wszołek wrzucił na pole karne, środkowy obrońca próbował zapewne wybić piłkę, ale ta trafiła do siatki.

Lech Poznań 0:2 Lech Poznań 

Pod koniec pierwszej połowy błąd swojego kolegi z linii obrony powtórzył Bartosz Salamon. Znowuż wrzutka Pawła Wszołka, z którym obrońcy Lecha lepiej dogadywali się niż z którymkolwiek z kolegów z drugiej linii swojego zespołu – futbolówka nadziała się na nogę doświadczonego stopera. Było już 0:2.

Mecz z Legią był najważniejszy. To dla mnie osobista porażka — przyznał na pomeczowej konferencji prasowej trener Mariusz Rumak.

W pierwszej części spotkania Lech zaprezentował pokaz dziadowskiej gry defensywnej. Druga połowa przyniosła pewną zmianę, tym razem podopieczni Mariusza Rumaka sukcesywnie przekonywali swoich kibiców, że dalej nie potrafią wyprowadzić składnego kontrataku, ślimaczą się w akcjach ofensywnych, mają problem z celnymi podaniami, nie mają żadnego pomysłu na grę poza wrzutkami na oślep.

Kristoffer Velde, czyli ego przewyższające umiejętności 

Do tego doszła buta i arogancja, bo Kristoffer Velde, opuszczając boisko po kolejnym marnym występie, w obrzydliwy sposób zwrócił się do operatora kamery. Jest taka brzydka rymowanka – ktoś sra wyżej, niż cztery litery ma. Doskonale pasuje to do Norwega, który odpowiedzialnością za okropny mecz obarczył operatora kamery – już naprawdę łatwiej byłoby zrozumieć, gdyby takie, a nie inne słowa skierował do trenera czy któregoś ze swojej drużyny.

Lech Poznań nie chciał wygrać meczu 

Lech Poznań był znowu pozbawiony ambicji, woli walki, zaangażowania. To chyba największa kompromitacja w całej kampanii. Europa odjeżdża, a Mariusz Rumak z każdym meczem pokazuje, że wcale nie ma pomysłu na to, jak tę tendencję odwrócić. Podczas okresu przygotowawczego grzmiał, że daje sobie góra dwie wpadki. Ten margines został już dawno zapisany, a on dalej utrzymuje posadę, a co więcej, po tej kampanii otrzyma posadę w rezerwach Lecha Poznań. Poprzedni sezon „Kolejorza” był naprawdę świetny, van den Brom i spółka pokazali kibicom, że wspierają dobrze prosperujący, rozwijający się klub o europejskich ambicjach. Dziś Mariusz Rumak sprowadził Lecha Poznań do poziomu ligowego średniaka, który przegrałby mecz sam ze sobą.

Legia Warszawa nie musiała nic robić 

Co do Legii Warszawa – nie zagrała zachwycająco. Ivan Ribeiro, Josue czy Paweł Wszołek regularnie otrzymywali mnóstwo przestrzeni od swoich rywali. Defensorzy Lecha powoli wracali w swoje pole karne po „akcjach” swojego zespołu. Legia była jeszcze wolniejsza. Mnóstwo irracjonalnych decyzji. W grę bardzo mocno angażował się Marc Gual, ale jemu we wpisaniu się na listę strzelców przeszkodziła rażąca nieskuteczność. Dochodził do sytuacji, ale w całym meczu legioniści oddali zaledwie jeden celny strzał. Wystarczyło to, żeby wygrać 2:0, bo Lech Poznań pokazał dziś, że jest zespołem ekscentryczno-beznadziejnym i najzwyczajniej w świecie wyręczył swoich rywali.

Gratuluję zawodnikom konsekwencji, umiejętności i odpowiedzialności. Mieliśmy sześciu piłkarzy zagrożonych pauzami kartkowymi, a straciliśmy ostatecznie tylko jednego. W trudnym momencie wygraliśmy kluczowy mecz, choć oczywiście cała praca nie została jeszcze wykonana. Przyjechało tu ponad 2 tys. naszych kibiców, którym też dziękuję. Zagraliśmy z dużą dyscypliną, tak naprawdę bliżej było bramki na 3:1 dla nas niż 2:2, mimo że mierzyliśmy się z rywalem o wysokiej jakości. Dlatego uważam, że nasza wygrana jest zasłużona – stwierdził po meczu trener Legii Warszawa Goncalo Feio.

Bezradność w ofensywie 

Bramkę kontaktową strzelił Joel Pereira. To było jakimś zastrzykiem nadziei dla kibiców „Kolejorza”, ale Lech dalej kompromitował się w ofensywie. Można upatrywać jakichś pozytywów – na przykład Radosław Murawski przypomniał sobie, że umie strzelać z dystansu i czasem można tym zaskoczyć bramkarza rywala. Parę akcji miał Mikael Ishak. Nie dogadywał się jednak ani z Sousą, ani z Szymczakiem. Gdy już miał piłkę w polu karnym, to zazwyczaj znajdował się w gąszczu defensorów Legii Warszawa. Próby Szweda były wręcz tragiczne. Żeby angażować się w grę, musiał schodzić na skrzydła, bo Kristoffer Velde i Filip Szymczak w ogóle nie wywiązywali się ze swoich zadań.

Legia Warszawa po zdobyciu trzech oczek przy Bułgarskiej awansowała na 3. lokatę w PKO BP Ekstraklasie. Gdyby zakończyła kampanię na tym miejscu, zapewniłaby sobie udział w eliminacjach do Ligi Konferencji Europy. Lech Poznań spadł aż o dwie pozycje i teraz jest piąty z jednopunktową stratą do swoich rywali z Warszawy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze