Jest źle i nie zapowiada się, żeby było lepiej. Lech Poznań nie ma na kogo liczyć w ofensywie


Lech Poznań ma problem ze strzelaniem bramek i nie wygląda na to, żeby miało być lepiej

12 marca 2024 Jest źle i nie zapowiada się, żeby było lepiej. Lech Poznań nie ma na kogo liczyć w ofensywie
Dariusz Skorupiński

W Poznaniu jest źle i wszyscy o tym wiedzą. Jeszcze gorsze i niepokojące jest to, że nie widać jakiegoś światełka w tunelu na poprawę gry i wyników. Dosłownie. Z meczu na mecz wygląda to coraz bardziej nieprzekonująco w ofensywie. Już teraz można liczyć godziny bez bramki, a końca tego kryzysu nie widać. Nie widać argumentu, dla którego Lech Poznań miałby znów strzelać bramki, a zaraz dojedziemy do naprawdę niechlubnych rekordów.


Udostępnij na Udostępnij na

Ten sezon i tak będzie zapamiętany głównie z katastrof, które ciążą nad głową Lecha. Te spotkania w Szczecinie, Trnawie czy Częstochowie będą wspominane przez wiele lat. Teraz przychodzi jeszcze absolutna niemoc ofensywna, której nikt się nie spodziewał. Niewielu wierzyło w Mariusza Rumaka, ale raczej nikt przed tą rundą nie spodziewał się – uwaga – 450 minut bez bramki, i to w najważniejszym momencie sezonu. Po jeszcze całkiem niezłym początku, gdy wydawało się, że „Kolejorz” jeszcze powalczy o mistrzostwo, entuzjazm opadł. Oczywiście nadal może o nie walczyć, ale raczej mało rzeczy na to wskazuje.

Lech Poznań – brak liderów

Tak jak nie spodziewaliśmy się tak niechlubnej serii, tak również wielkim zaskoczeniem jest forma poszczególnych piłkarzy. Zwłaszcza tych ofensywnych, choć w defensywie też niewielu trzyma poziom. W zasadzie tylko do Bartosza Salamona i Mihy Blazicia nie można się przyczepić. Nawet Bartosz Mrozek jakiś taki mało pewny wydaje się w ostatnich spotkaniach. Ta defensywa jednak jakoś jeszcze trzyma Lecha przy życiu. Wiecznie jednak tak nie będzie, a samymi remisami mistrzostwa się nie zdobędzie. Nawet do europejskich pucharów „Kolejorz” nie wejdzie.

Brakuje w tym zespole jednego gościa, który zrobiłby różnicę i pokazał innym w tym trudnym momencie, jak się gra. Dał impuls. Nie można powiedzieć, że zawodnikom się nie chciało, ale wygląda to trochę, jakby byli bardzo zniechęceni i przybici. Nikt nie chce brać piłki i zaryzykować. Wszyscy patrzą na siebie i liczą, że coś jakimś cudem wpadnie. Trochę gryzie się to z tym, o czym wspominał przed rundą Mariusz Rumak. Czwarty mecz z rzędu nic nie wpadło i nie zapowiada się, żeby ten status miał się zmienić w meczu z Wartą, jeśli tak będą grać.

Stary, słaby Kristoffer Velde

Brakuje lidera, jakim był Kristoffer Velde jesienią. Były śmieszki, że jak było źle, to leciało podanie do Norwega, a ten brał piłkę i szedł na przebój. To w miarę działało. Teraz Velde jest bez formy, sam się gubi i ten zespół nie wie, co ma robić. Wszyscy mają pełne gacie. Wielu liczyło, że skrzydłowy będzie tak robić cały sezon, ale tak się nie da. Jak przyszedł czas na innych, to nikt nie chce brać na siebie tej odpowiedzialności. Nikt nie pokazuje „cohones” i nikt nie ciągnie tego zespołu do zwycięstw. Oglądając się jedynie na Veldego, niczego się nie zwojuje.

Kristoffer Velde ostatnio został schowany do kieszeni przez młodziutkiego Dominika Szalę. Nie można mu zarzucić, że nie próbował, ale wyglądał na tego Veldego, który dopiero przyleciał do Poznania. Też spadła mu pewność siebie, bo Norweg słynie przecież z wielu prób dryblingów, a z Górnikiem według statystyk PKO BP Ekstraklasy miał tylko jedną próbę dryblingu i tylko jeden strzał. Mecz z Rakowem poszedł mu tak fatalnie, że zszedł już po 45 minutach. Nie ma co się dziwić tej zmianie, gdyż w pierwszej połowie przy trzech próbach dryblingu ani jednej nie miał udanej.

Velde pogubił się gdzieś, ale jak tak patrzymy i w kimś mamy pokładać nadzieje, to raczej w nim. Nie dziwimy się, że Mariusz Rumak na niego stawia, bo po prostu nie ma na kogo. Smutna prawda. Były zawodnik Haugesund to przecież gracz z największą liczbą udanych dryblingów w lidze i z 12 punktami w klasyfikacji kanadyjskiej, najlepszy tej statystyce zawodnik Lecha.

Transfery nie dają tyle, co oczekiwano

Od razu pędzimy z wyjaśnieniami. Chodzi nam oczywiście o transfery letnie, bo zimą ich zabrakło i może tu jest problem. Niemniej to, co wyprawiają Dino Hotić i Ali Gholizadeh, to lekka przesada. Nie tak to miało wyglądać, a na razie zapowiada się na koncertowe wtopy transferowe. I to bardzo kosztowne, bo nie za bardzo jest kim teraz grać na skrzydłach, a i trochę pieniędzy na nich poszło.

Wydawało się po pierwszych spotkaniach, że Dino Hotić to strzał w dziesiątkę, ale Bośniak zagubił się. Przyszła jeszcze kontuzja, po której nie może się odnaleźć. Na skrzydle już zupełnie jest bezużyteczny. Może alternatywą jest wystawianie go w środku pola. Sprawa z Hoticiem jest o tyle dziwna, że widzieliśmy już jego dobrą wersję, którą wszyscy się zachwycali. Narobił nadziei, a później czar prysł. Ostatnia jego asysta lub bramka to mecz z Arką w Pucharze Polski, a szukając jakichś jego liczb w lidze, musimy cofnąć się do września. Jedna bramka i trzy asysty jak na zawodnika ofensywnego mającego ponad 1100 minut w sezonie to wynik bardzo słaby. A zapowiadało się tak dobrze.

Jeszcze większym ananasem okazuje się Ali Gholizadeh. Ostatnio nazwany prześmiewczo przez kibiców Lecha „Irańskim Julkiem Letniowskim”. Jak padają już takie określenia, to znaczy, że jest bardzo źle. Nie odmawiamy umiejętności Persowi, ale to chyba nie jest zawodnik na naszą ligę. Nie pasuje charakterologicznie. To nie jest również zawodnik, który wyciągnie zespół z dołka. Reprezentant Iranu być może wypali, jak dobrze będzie szło całemu zespołowi, ale to nie jest lider. Gdy jest słabo, to on jest spalony. Żadne konkrety z jego gry nie wynikają. Ali Gholizadeh już trochę pograł w barwach „Kolejorza”, a wciąż nie ma bramki ani asysty. Nie przypominamy sobie również, aby koledzy poważnie okradli go z jakiegoś imponującego kluczowego podania.

Lech Poznań czeka na Ishaka

Jest pewna postać w Lechu, która mogłaby dać ten impuls, jaki jest potrzebny z przodu, tylko pytanie, czy Mikael Ishak jeszcze kiedyś będzie w stanie wejść, chociaż na podobny poziom, jaki prezentował przed boreliozą. Teraz Szwed leczy kontuzję, która wciąż się wydłuża. Nie wiadomo, kiedy w końcu pojawi się w kadrze meczowej. Jego powrót jednak może okazać się kluczowy dla Mariusza Rumaka. Potrzebny jest jakiś punkt zaczepienia, a Ishak może to dać. Możemy już chyba napisać, że Filip Szymczak nie wykorzystał swojej szansy jako napastnik. W najważniejszych meczach, gdy drużynie nie szło, znikał z boiska. Szwedowi zależy na tym klubie jak mało komu. Gdyby był na boisku w tych spotkaniach, okropnie by się wściekał.

Kolejnym rekonwalescentem, który mógłby dać coś ekstra, jest Afonso Sousa. Jego powrót jednak również jest wielką zagadką i nie wiadomo, kiedy nastąpi. Wciąż mamy wrażenie, że ten piłkarz może jeszcze coś pokazać. Nie jest to może lider jak Ishak, ale w niektórych momentach mógłby dać większe możliwości Rumakowi. A tak Filip Marchwiński musi grać wszystko.

Mariusz Rumak jest w naprawę trudnej sytuacji, bo jeszcze tydzień temu można było zgonić to na przejściowe kłopoty, które zaraz się skończą, ale teraz nie ma podstaw, żeby budować optymizm. Cała ofensywa jest w potężnym dołku, co obrazuje statystyka 450 minut bez strzelonej bramki. Trudno sądzić w tym momencie, że Lech jest w stanie strzelić jedną czy dwie bramki Warcie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze