Lech Poznań, czyli drużyna cichych bohaterów. Pogrom w hicie PKO Ekstraklasy


Lech Poznań rozbił na własnym stadionie Legię Warszawa i urządził sobie własny pokaz mocy

11 listopada 2024 Lech Poznań, czyli drużyna cichych bohaterów. Pogrom w hicie PKO Ekstraklasy
Dariusz Skorupiński

Ależ to był mecz w wykonaniu Lecha Poznań! Hit PKO Ekstraklasy zdecydowanie nie zawiódł. Kibice na Enea Stadionie przy ulicy Bułgarskiej mogli podziwiać łącznie siedem bramek. W Poznaniu po meczu kibicami zawładnęła euforia, ale trudno im się dziwić. Lech w niedzielny wieczór zagrał niezwykle spektakularny koncert. Wygrał z Legią Warszawa 5:2 i umocnił się na fotelu lidera.


Udostępnij na Udostępnij na

Długimi fragmentami spotkania drużyna przyjezdnych stanowiła jedynie blade tło dla rozpędzonego „Kolejorza”, a Ali Gholizadeh po meczu stwierdził, że jego drużyna mogła strzelić w tym meczu więcej bramek i trudno się z oceną Irańczyka nie zgodzić.

Lech pokazał, że w tym sezonie potrafi grać z drużynami z czołówki, wrócił do pewnego panowania na szczycie tabeli i zademonstrował, że kryzys formy był chwilowy. Poznaniacy znowu zagrali fenomenalnie i choć nie był to mecz perfekcyjny, taki jak z Jagiellonią Białystok sprzed kilku tygodni, to starcie z Legią Warszawa było ideałowi wyjątkowo blisko.

Lech Poznań był spektakularny

Niels Frederiksen udowodnił, że jego pomysł na Lecha Poznań jest wciąż skuteczny. Natomiast Goncalo Feio, oglądający ten mecz z trybuny prasowej, po meczu miał minę bardzo niepocieszoną. I to nie może dziwić. Portugalczyk ma sporo powodów do zmartwień. Legia zagrała bowiem bardzo źle. Stanowiła po prostu tło dla bawiących się grą gospodarzy.

„Kolejorz” wypunktował Legię Warszawa, pozbawił gości wszystkich atutów i umocnił się na pozycji lidera. Ali Gholizadeh stworzył w Poznaniu swój mit założycielski. Natomiast Antoni Kozubal pokazał, że jego powołanie do reprezentacji Polski absolutnie nie sparaliżowało go, a wręcz napędziło do jeszcze lepszej gry. To był piękny koncert w wykonaniu Lecha Poznań. Całego Lecha Poznań, nie tylko piłkarzy pierwszoplanowych.

Ten sam scenariusz?

Lech rozpoczął ten mecz w swoim klasycznym stylu. Zespół Nielsa Frederiksena od początku przejął inicjatywę i zaczął zagrażać bramce Legii Warszawa. Aktywny był Afonso Sousa, Ali Gholizadeh i wracający po drobnym urazie Patrik Walemark. „Kolejorz” w niemal każdym spotkaniu w tym sezonie potrafił podporządkować sobie pierwsze minuty starcia. Niezależnie od tego, czy mierzył się z Jagiellonią Białystok, czy znajdującą się w strefie spadkowej Lechią Gdańsk.

Bardzo często kończyło się to zdobyciem prowadzenia i tak było również tym razem. Lech po raz kolejny w tej rundzie atomowo wszedł w mecz. W 4. minucie spotkania świetnie piłkę przejął Mikael Ishak. Szwed odwrócił się z futbolówką i znalazł w polu karnym Patrika Walemarka. Skrzydłowy Lecha Poznań oddał groźny strzał, który odbił stojący między słupkami Gabriel Kobylak. Później jednak do piłki dopadł Ali Gholizadeh. Irańczyk przyjął futbolówkę, poprawił ją sobie, a następnie pokazał, dlaczego to właśnie on jest aktualnie najdrożej kupionym piłkarzem w PKO Ekstraklasie. Cudownym strzałem pokonał bramkarza Legii i przy pełnym stadionie przy ulicy Bułgarskiej mógł cieszyć się z pięknego trafienia.

Te same błędy?

„Kolejorz” zaczął jak zwykle. Zdominował rywala i przełożyło się to na bramkę. Ale po objęciu prowadzenia również zaczął powtarzać się znany kibicom Lecha scenariusz. Ich drużyna zaczęła stopniowo wytracać impet. W związku z tym to Legia przejęła inicjatywę i coraz częściej zagrażała bramce, której strzegł Bartosz Mrozek. Wówczas wydawało się, że to może być wyrównane spotkanie. Było to jednak wyrównane wyłącznie pierwsze 45 minut.

Mimo tego, że Lech dwukrotnie tracił w tym spotkaniu prowadzenie, za każdym razem potrafił się podnieść. Piłkarze „Kolejorza” byli niedzielnego wieczora wyjątkowo zmotywowani. Dwie bramki dla gości strzelali Marc Gual oraz Rafał Augustyniak. Ale to Lech Poznań w drugiej połowie ostatecznie zdominował Legię Warszawa.

Po raz kolejny bowiem „Kolejorz” pokazał, że jego siłą są liderzy. I w spotkaniu z „Wojskowymi” to drużyna z Poznania miała tych liderów więcej.

Rogal świętomarciński? Rogal Gholizadeha

Piłkarzem, którego warto wyróżnić za to spotkanie, jest Ali Gholizadeh. Pisałem przed meczem, że prawe skrzydło jest jedną z bolączek Lecha Poznań. Występujący tam Dino Hotić oraz właśnie Irańczyk ostatnie liczby zanotowali w połowie września. To była bardzo niepokojąca statystyka, bo Lech był oparty wyłącznie na umiejętnościach Afonso Sousy oraz Mikaela Ishaka.

Ale reprezentant Iranu pokazał tym spotkaniem, ile może znaczyć dobra forma u tak jakościowego piłkarza. Już dobrym w jego wykonaniu spotkaniem z Puszczą Niepołomice pokazał, że jego aspiracje do podstawowego składu w żadnym razie nie są bezpodstawne. W Krakowie zagrał przyzwoicie, ale zarówno jemu, jak i Lechowi zabrakło konkretów w postaci bramek. W meczu z Legią Ali Gholizadeh od tego więc zaczął.

Cudownym strzałem pokonał Gabriela Kobylaka już w 4. minucie spotkania. Odnalazł się w polu karnym i można powiedzieć, że swoim uderzeniem doskonale wpisał się w panujący obecnie w Poznaniu klimat. Wielkopolanie zajadają się ochoczo rogalami świętomarcińskimi, więc Irańczyk, mieszkający już przecież w Poznaniu niemal półtorej roku, pięknym rogalem dał kibicom pierwszy tego wieczoru powód do radości. To było trafienie naprawdę wyjątkowej urody. Ali Gholizadeh zostawił na tym golu swój stempel jakości. Pokazał tą bramką, że to właśnie on jest najdroższym piłkarzem w historii PKO Ekstraklasy.

Mit założycielski

Bramka nie była jedynym pozytywem w grze Irańczyka. Gholizadeh brał ciężar gry na siebie. Bardzo często pokazywał się kolegom i czasami to właśnie on, jeszcze niedawno w Poznaniu wyszydzany, zagrzewał kibiców do jeszcze głośniejszego dopingu. Długo musieli na niego w Poznaniu czekać, ale Ali swoją grą wreszcie pokazuje, że był wart swojej ceny. Skrzydłowy Lecha był w tym spotkaniu liderem ofensywy, ale przede wszystkim zagrał bardzo odpowiedzialnie, tak jak zresztą cała drużyna Frederiksena. Irańczyk harował w defensywie, wspierał w zadaniach obronnych Joela Pereirę i asekurował Afonso Sousę. Do tego zanotował liczby. Wszystko się w jego występie zgadzało.

W drugiej połowie dołożył do tego jeszcze asystę. Lech zagrał koronkową akcję, godną FC Barcelona z najlepszych lat Pepa Guardioli. Irańczyk wreszcie wkomponował się w zespół i rozumie się z kolegami z drużyny. Jednocześnie nie jest dla nich jedynie tłem. Potrafi dać od siebie coś ekstra. Coś, za co Lech Poznań zapłacił w 2023 roku 1,8 miliona euro.

Wygrany 5:2 mecz z Legią Warszawa może stać się dla reprezentanta Iranu swoistym mitem założycielskim. Gdy zdarzy mu się słabsze spotkanie, obrońcy jego talentu będą mogli odwoływać się do jego kapitalnego występu z 10 listopada 2024 roku. Meczem z Legią Gholizadeh pokazał naprawdę wyśmienitą próbkę swoich umiejętności. Do tego będzie musiał teraz równać.

Najlepszy tydzień w życiu

Autorem drugiego trafienia dla Lecha Poznań był Antoni Kozubal. Pomocnik „Kolejorza” prawdopodobnie przeżywa obecnie najbardziej ekscytujące chwile w swojej piłkarskiej karierze. We wtorek ogłoszono jego powołanie do seniorskiej reprezentacji Polski. Natomiast w niedzielę wieczorem przyszły reprezentant kraju zdobył swoją premierową bramkę w PKO Ekstraklasie. Bardziej szalony tydzień mógł przeżywać tylko jego kolega z zespołu Michał Gurgul, również powołany do kadry. Bramki wprawdzie nie zdobył, ale do środowego zebrania Komisji Ligi w ogóle nie wiedział, czy z Legią Warszawa w ogóle zagra.

Kozubal zasłużył na swoją bramkę. W wielu poprzednich spotkaniach dochodził do klarownych sytuacji, ale zawodziło u niego wykończenie. W meczu z Legią Warszawa uderzył perfekcyjnie, wykorzystał błąd Gabriela Kobylaka i mógł wreszcie świętować swoje premierowe trafienie ligowe. Ale tak jak w przypadku Alego Gholizadeha, bramka była dla Antka Kozubala jedynie zwieńczeniem fenomenalnego występu w ligowym klasyku i fantastycznej formy w ostatnich tygodniach.

W spotkaniu z Legią Warszawa światła jupiterów i oczy prasy skupione były właśnie na nim. W końcu to świeżo powołany reprezentant Polski, grający w najważniejszym meczu polskiej ekstraklasy. I Antek Kozubal absolutnie się pod tą presją nie spalił. Gdy Lech musiał się podnieść po golu Marca Guala, to on zdobył swoją debiutancką bramkę. Gdy Lech w drugiej połowie meczu grał koncert i miażdżył Legię w każdym elemencie gry, to on był głównym dyrygentem akcji „Kolejorza”. Kozubal był bezbłędny.

Kluczowy w napędzaniu akcji podaniami do przodu. Zachwycał dokładnością, czarował finezją i efektem tego była bramka Afonso Sousy. Kozubal najpierw odebrał piłkę Gualowi, następnie pobiegł z nią do przodu i wyłożył ją swojemu portugalskiemu koledze. Antoni Kozubal to diament, którego Niels Frederiksen szlifuje i z każdym kolejnym meczem świeżo upieczony reprezentant Polski błyszczy coraz jaśniej. Przyszłość należy właśnie do Antoniego Kozubala.

Drużyna cichych bohaterów

Lech Poznań na tle Legii Warszawa lśnił. Kolejną bramkę zdobył Mikael Ishak, dublet zanotował Afonso Sousa, świetny mecz rozegrali Kozubal i Gholizadeh, a kluczowy dla funkcjonowania poznańskiej ofensywy był Patrik Walemark. Ofensywa „Kolejorza” funkcjonowała bez zarzutu i to ona znajdzie swoje miejsce w nagłówkach i na pierwszych stronach gazet. W maszynie Nielsa Frederiksena doskonale naoliwione są jednak nie tylko komponenty pierwszoplanowe. W spektakularnie wygrywającym Lechu Poznań bez zarzutów funkcjonuje wszystko. Nawet te elementy zespołu, które w obliczu ofensywnych popisów „Kolejorza” pozostają nieco w cieniu.

Kolejne fantastyczne spotkanie rozegrała defensywa Lecha Poznań. Mimo straty dwóch bramek pewnością emanował Antonio Milić. Chorwat odgrywa w układance duńskiego trenera kluczową rolę. Gdy Lech atakuje, robi to dużą liczbą graczy. Wobec tego kontrataki przeciwników mogą być dla Lecha zabójcze. Milić doskonale je neutralizuje. Jest bezwzględny w asekuracji, niemal bezbłędny w pojedynkach i nie boi się ryzyka. Dla napastników jest to prawdopodobnie jeden z najmniej przyjemnych stoperów. Niezwykle twardy obrońca, który jednocześnie doskonale wie, kiedy powinien wyjść wyżej podążając za napastnikiem. Do najlepszego sezonu w jego wykonaniu brakuje mu tylko bramek. W kampanii 2021/2022 Chorwat zanotował łącznie cztery bramki, w tym kilka naprawdę kluczowych.

Skauci Lecha Poznań znaleźli zimą 2021 roku skarb. Niewielu wierzyło, że piłkarz mający w przeszłości takie problemy, może stać się absolutnym fundamentem obrony w Lechu Poznań. Obok Mikaela Ishaka i Joela Pereiry, Antonio Milić jest kolejnym z obcokrajowców, który może kandydować do miana legendy „Kolejorza”.

Fundamenty

Kolejnym z zawodników, którzy w cieniu popisów swoich kolegów zagrali fantastyczny mecz, jest Radosław Murawski. Obok Antonio Milicia to właśnie on neutralizował kontrataki Legii Warszawa. To miała być najgroźniejsza broń zespołu Goncalo Feio, ale Lech miał zabezpieczenie w postaci polskiego defensywnego pomocnika. Fundamentalną postacią stał się za kadencji Nielsa Frederiksena Murawski. Regularny, bezbłędny i absolutnie kluczowy w stabilizowaniu środka pola Lecha Poznań. „Kolejorz” znalazł w nim punkt oparcia. Dzięki niemu błyszczeć mogą Joel Pereira, Afonso Sousa i wszyscy inni ofensywni piłkarze Lecha. Radosław Murawski to kolejny lider Lecha Poznań.

Ważną rolę w spotkaniu z Legią odegrał również Bartosz Mrozek. Bramkarz „Kolejorza” podpisał w piątek nowy kontrakt obowiązujący do 2028 roku. Rola golkipera w Lechu Poznań jest dosyć niewdzięczna. W większości spotkań ocenia się go bowiem za pomoc w konstruowaniu akcji i grę nogami, a obwinia się przy porażkach. W niedzielnym klasyku Mrozek pokazał jednak, że może odegrać ważną rolę nawet w spotkaniu wygraną różnicą trzech bramek. Zanotował przynajmniej jedną kluczową paradę przy strzale Rubena Vinagre. Zapewnił Lechowi spokój i będzie to robił najprawdopodobniej do 2028 roku.

Lech Poznań to drużyna cichych bohaterów. Liderów, którzy potrafią ustąpić miejsca w pierwszym szeregu innym piłkarzom. Warto docenić również postaci drugoplanowe.

Zadyszka? Przerwa na uzupełnienie płynów

Po porażce z Puszczą Niepołomice mogło się wydawać, że Lech Poznań wciąż jest w delikatnym dołku. Przed tygodniem „Kolejorz” był po prostu bezradny. W żaden sposób nie był w stanie zbliżyć się do bramki Kevina Komara. Z kolei niedzielnym hitem Niels Frederiksen udowodnił jednak, że jego drużyna dalej może grać spektakularnie i wygrywać w pięknym stylu. Lech Poznań będzie trenować w czasie przerwy reprezentacyjnej w dobrych nastrojach. Poznaniacy wciąż są liderem i po remisie Jagiellonii z Rakowem Częstochowa zaczynają odbudowywać swoją przewagę. Najważniejsze jest to, że „Kolejorz” ponownie wygrał w przekonującym stylu. Grał pięknie, a bramki z drugiej połowy można bez wstydu pokazywać w mediach na całym świecie. Lech Poznań zatriumfował nad największym ligowym rywalem w stylu godnym lidera tabeli.

Martwić fanów „Kolejorza” może jedynie upadek Alexa Douglasa z końcówki spotkania. Lech Poznań kończył spotkanie mając jednego zawodnika mniej. Szwedzki obrońca źle upadł. Ucierpiało przez to jego kolano, a lider poznaniaków długo zwijał się z bólu. Niels Frederiksen mówił na konferencji prasowej, że mogło to być coś poważniejszego. Potencjalne wypadnięcie Douglasa ze składu może być dla Lecha bardzo kosztowne. Jest to bowiem stoper wyjątkowy w skali całej ligi. Fantastyczne wyprowadzenie piłki i jego cudowne rajdy to elementy gry, których duńskiemu trenerowi może bardzo brakować. Żaden inny stoper Lecha Poznań nie jest pod tym aspektem tak dobry.

Lech Poznań zdeklasował Legię Warszawa niemal pod każdym możliwym aspektem. Hit PKO Ekstraklasy był hitem nie tylko na papierze. To była reklama naszej ligi. W takich spotkaniach piękno i walory wizualne są tylko opcjonalne, ale tym razem w derbach Polski zagrało wszystko. Emocje, atmosfera i boisko.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze