Mimo że obecnie wydaje się to trudne do wyobrażenia, to jeszcze piętnaście lat temu Koronę Kielce stawiano w Polsce za wzór. Zarówno pod względem sportowym, jak i organizacyjnym „Żółto-czerwoni” przewyższali większość ligowych rywali, choć sezon Orange Ekstraklasa 2005/2006 rozpoczynali tylko w roli beniaminka. Status absolutnego debiutanta nie przeszkadzał jednak klubowi ze Świętokrzyskiego. Korona Kielce do elity weszła z przytupem, szybko rozkochując w sobie cały kraj.
Drugi awans z rzędu „Żółto-czerwonych”, tym razem na najwyższy poziom rozgrywkowy, nie był wielką sensacją. Choć Kolportera Korona Kielce nie stawiano w gronie faworytów rozgrywek, to już na trzy kolejki przed końcem rywalizacji zespół Ryszarda Wieczorka wywalczył promocję do polskiej ekstraklasy. Marzenie sympatyków i właściciela klubu, Krzysztofa Klickiego, zrealizowało się szybciej, niż podejrzewano.
Wbrew obecnie panującym niechlubnym trendom absolutny beniaminek był jednak przygotowany na rywalizację w najwyższej klasie rozgrywkowej. Gdy szansa na awans do elity stała się realna, w Kielcach zdecydowano o budowie nowoczesnego obiektu na gruzach stadionu „Błękitnych”, który mógłby pomieścić 15 500 widzów.
– Taki obiekt trzeba zbudować, bo jest Kielcom po prostu potrzebny. Mamy drużynę, która ma pierwszoligowe aspiracje. My też niedawno zastanawialiśmy się nad tym, co by było, gdyby już w tym sezonie Kolporter Korona wywalczył miejsce w ekstraklasie. Szansa jest przecież duża, bo aż cztery czołowe zespoły drugiej ligi mogą awansować. Jeśli tak będzie, to miasto stanie na wysokości zadania i drużyna nie będzie musiała nigdzie emigrować – mówił w rozmowie z dziennikiem „Echo Dnia” wiceprezydent Kielc, Andrzej Sygut.
Prace nad budową nowego stadionu postępowały systematycznie, co znacznie ułatwiło klubowi otrzymanie licencji. W rundzie jesiennej kielczanie domowe spotkanie nadal musieli jednak rozgrywać na stadionie przy ul. Szczepaniaka. Obiekcie, który sympatycy „Żółto-czerwonych” regularnie wypełniali po brzegi już w poprzednim sezonie.
Stadion dla Kolportera Korona Kielce i walka z rasizmem
Podobnie jak w sferze organizacyjnej w Kielcach nie narzekali na kwestie sportowe. Ryszard Wieczorek dysponował młodym i niezwykle utalentowanym zespołem wspieranym przez bardziej doświadczonych graczy Arkadiusza Kaliszana oraz Sławomira Rutkę. Dodatkowo latem pozyskano kilku ciekawych zawodników, którzy od razu podnieśli poziom zespołu. Najgłośniejszą transakcją okazało się jednak zakontraktowanie brazylijskiego defensora Górnika Zabrze, Hernaniego. Transferu zawodnika nie chciała część „kibiców”. Problemem nie były jednak kwestie sportowe, ale karnacja gracza.
– Postawiliśmy sprawę jasno: albo my, albo on. Korona to biały klub i zawsze taki był. Na każdym meczu mamy flagę „biały honor, biały duma”. To nasz najstarszy transparent. Nie wierzę, że w czterdziestomilionowym kraju nie znajdzie się jeden dobry biały obrońca. A jak nie, to trzeba poszukać w Rosji, na Bałkanach, gdziekolwiek – argumentował dla „Gazety Wyborczej” jeden z przeciwników pozyskania Brazylijczyka.
Do transferu ostatecznie jednak doszło, choć sam zawodnik długo wahał się nad dołączeniem do beniaminka Orange Ekstraklasa. Już w pierwszym ligowym spotkaniu mógł pożałować podjętej decyzji. Gdy miasto szykowało się do prawdziwego święta, tłumnie zapełniając stadion, spora część pseudokibiców skupiła się na obrażaniu Hernaniego. Na „Młynie” nie wywieszono flag, a każda próba dopingowania własnej drużyny przez osoby, które umiejscowiły się w sektorze, była neutralizowana przez prowadzącego doping. Często w dość dosadny sposób. Wśród części kibiców zgromadzonych na sektorze zapanowała dezorientacja.
– Czemu nie kibicujemy Koronie?
– Dzisiaj kibicujemy Cracovii.
Oprócz dopingowania przeciwnika co chwila pojawiały się rasistowskie hasła skierowane w stronę brazylijskiego defensora. Mimo niesamowitego tłoku na obiekcie na znak protestu spora grupa sympatyków opuściła „Młyn”, zajmując miejsca stojące w innych sektorach. Reszta kibiców także nie pozostała bierna, przekrzykując obraźliwe hasła. Święto kieleckiego futbolu zamieniło się jednak w olbrzymi skandal.
– Normalni kibice sami sobie poradzą z tymi idiotami. Jak się zachowywać, pokazali już we wtorek, kiedy zakrzyczeli i wygwizdali tych kretynów. Jeśli jednak sytuacja się powtórzy, skorzystamy z monitoringu i ci, którzy krzyczą, wyzywają, używają rasistowskich haseł, nie będą wpuszczani na stadion. Podziękujemy im za wstęp. […] Jeśli klub zostanie ukarany przez PZPN, karę zapłacą winni. Nie będę płacił za czyjąś głupotę – grzmiał po meczu cytowany przez „Gazetę Wyborczą” Krzysztof Klicki.
Szał na „Kiełbasę”
PZPN początkowo zamierzał ukarać kielczan. Po wydaniu prowodyrom dożywotnich zakazów stadionowych przez Kolportera Korona odstąpiono od nałożenia represji na klub. Co więcej, szybkie i zdecydowane działania władz „Żółto-czerwonych” Związek uznał nawet za prekursorskie na skalę krajową. To jednak nie zmieniło faktu, że atmosfera wokół klubu mocno podupadała. Kielczanie na długo kojarzeni byli już z incydentem ze spotkania z Cracovią. Nawet mimo faktu, że robiono wszystko, by podobna sytuacja nie wydarzyła się ponownie. Każda rasistowska przyśpiewka kończyła się interwencją ochrony, która ubrana po cywilnemu zajmowała miejsca na „Młynie”.
Skandal dobitnie zdominował początek przygody Kolportera Korona Kielce w Orange Ekstraklasa. Pod względem sportowym zespół Ryszarda Wieczorka prezentował się jednak znacznie poniżej oczekiwań. W pierwszych kolejkach beniaminek płacił frycowe, popełniając proste błędy. „Żółto-czerwoni” szczególny problem mieli z wprowadzonym przepisem o biernym spalonym. Dezorientacja w defensywie szczególnie widoczna była w wyjazdowym spotkaniu z Pogonią Szczecin. Mimo kolejnej porażki kielczanie zdobyli jednak pierwsze dwa trafienia na poziomie ekstraklasy, co okazało się punktem zwrotnym.
Za brak bramek w szczególności obwiniano wtedy Grzegorza Piechnę. Król strzelców V, IV, III i II ligi również w najwyższej klasie rozgrywkowej miał odpowiadać za zdobywanie goli. Snajper na przełamanie czekał aż do czwartej kolejki. W domowym meczu z Polonią Warszawa trafił jednak aż trzykrotnie, zapewniając kielczanom historyczne zwycięstwo w ekstraklasie. Hattrick w spotkaniu z „Czarnymi Koszulami” był zaledwie początkiem wyczynów napastnika.
W kolejnych siedmiu ligowych meczach popularny „Kiełbasa” trafiał aż dziewięciokrotnie. Instynktem strzeleckim zawodnika zachwycały się nie tylko Kielce, lecz także cały kraj znad Wisły. Niesamowita skuteczność napastnika Kolportera Korona sprawiła nawet, że media coraz częściej zaczęły dopominać się o powołanie gracza do reprezentacji Polski. Niechętnie, ale selekcjoner Paweł Janas uległ presji ze strony dziennikarzy. Grzegorz Piechna otrzymał powołanie na towarzyskie spotkanie przeciwko Estonii.
Duet marzeń i Grzegorz Piechna ligi duma, hej!
W kadrze, co prawda, zadebiutował, lecz w trakcie drugiej połowy (na boisku pojawił się po przerwie) nie mógł liczyć na podania partnerów. To nie przeszkodziło jednak „Kiełbasie” w trafieniu do siatki rywali. Pod koniec meczu w swoim stylu świetnie odnalazł się w polu karnym, wykonując następnie krótki zwód i strzelając gola w debiucie. Mimo występu okraszonego bramką Grzegorz Piechna nie doczekał się kolejnego powołania do kadry, o wyjeździe na mistrzostwa świata do Niemiec nawet nie wspominając.
– Myślę, że [selekcjoner] nie wierzył we mnie. Dostałem jedną połowę, którą wykorzystałem. Mogę podziękować trenerowi Maciejowi Skorży, który był ówczesnym asystentem kadry Pawła Janasa. Trener Skorża poświęcił mi trochę czasu na zgrupowaniu, pomagając mi w poprawieniu mojej gry – mówił po latach w wywiadzie z gazetą „Polska The Times” Grzegorz Piechna.
Na brak przychylności selekcjonera „Kiełbasa” odpowiedział w najlepszy możliwy sposób, do końca jesiennych zmagań dokładając cztery ligowe trafienia. Fenomen 29-latka został zauważony przez zagraniczne kluby. W trakcie zimowej przerwy zainteresowanie pozyskaniem snajpera Kolportera Korona Kielce wyrażało nawet rywalizujące w Premier League Birmingham City. Ostatecznie z transferu nic jednak nie wyszło, gdyż sam Grzegorz Piechna wolał kontynuować sezon w barwach „Żółto-czerwonych”.
Bramki snajpera i udana runda jesienna zespołu Ryszarda Wieczorka sprawiła, że szansa na awans do europejskich pucharów nabrała realnych kształtów. W Kielcach nie oszczędzano więc na zimowych wzmocnieniach. Jednym z priorytetów był zakup partnera do linii ataku dla „Kiełbasy”. Media długo spekulowały nad potencjalnymi kandydatami. Bliski transferu wydawał się Tomasz Moskała, lecz ostatecznie za prawie półtora miliona złotych do zespołu Ryszarda Wieczorka dołączył Krzysztof Gajtkowski. Razem z Grzegorzem Piechną były zawodnik Lecha Poznań miał docelowo stworzyć duet marzeń, który trząsłby rozgrywkami Orange Ekstraklasa.
Po wznowieniu rozgrywek Kolporter Korona Kielce zanotował jednak serię czterech spotkań bez zwycięstwa, co znacznie oddaliło „Żółto-czerwonych” od awansu do europejskich pucharów. Pojawiły się jednak dwa impulsy, które pomogły podopiecznym Ryszarda Wieczorka wrócić na właściwe tory. Pierwszym były dwa „Piłkarskie Oscary” dla Grzegorza Piechny uznanego najlepszym napastnikiem oraz odkryciem roku w Orange Ekstraklasa. „Kiełbasa” zwyciężył także w plebiscycie tygodnika „Piłka Nożna”.
Kolporter Korona Kielce lepszy od BvB
Drugim była przeprowadzka na nowy obiekt. Na stadionie przy ulicy Ściegiennego, wtedy najnowocześniejszym w całej Polsce, regularnie zasiadało przynajmniej dziesięć tysięcy widzów. Dwukrotnie, w pojedynkach z Wisła Kraków i Legią Warszawa, obiekt zapełnił się w całości potwierdzając, że w Kielcach przynajmniej pod względem organizacyjnym i infrastruktury są gotowi na europejskie puchary. Przez długi czas wydawało się, że marzenia o międzynarodowych rozgrywkach mogą się spełnić. Kolporter Korona Kielce zanotował jednak słabą końcówkę sezonu, co na dobre przekreśliło szanse „Żółto-czerwonych” na miejsce premiowane grą w Europie.
To nie wykluczyło jednak przyjazdu znanego zagranicznego klubu na stadion przy ulicy Ściegiennego. W ramach obchodów uświetniających wybudowanie obiektu do Kielc zawitała Borussia Dortmund. Choć niemiecki gigant na towarzyskie spotkanie oddelegował rezerwowy skład, to w kadrze BvB znalazł się m.in. Nuri Sahin (sześć lat później zawodnik Realu Madryt) i reprezentant RPA Delron Buckley.
W towarzyskim spotkaniu kielczanie ze znacznie bardziej renomowanym rywalem pokazali się ze świetnej strony. Pewna wygrana 4:1 poszła w świat i osłodziła kieleckim kibicom nieudaną walkę o awans do europejskich pucharów. Jeszcze bardziej rozbudzając jednak apetyty na grę w międzynarodowych rozgrywkach.
***
Bliżej europejskich pucharów pierwszy zespół Korony Kielce był tylko raz – w sezonie 2006/2007. Porażka w finale Pucharu Polski ponownie zamknęła jednak „Żółto-czerwonym” drzwi do Europy. Wspomniane dwie kampanie będą długo pamiętane w Kielcach. Z prostego powodu – wtedy Koronę postrzegano zupełnie inaczej niż obecnie. Jako klub, który niebawem mógł włączyć się do walki o mistrzostwo Polski. Z perspektywy czasu zabrakło bardzo niewiele, by realnie liczyć się w batalii o tytuł. Sezonu, może dwóch. To jednak tylko spekulacje, a starszym kibicom „Żółto-czerwonych” w obecnych, trudnych dla klubu czasach, pozostają miłe wspomnienia. W sezonie 2005/2006 nie tylko „Kiełbasa” był dumą ligi, lecz cały Kolporter Korona Kielce.