„Lwie serce” z ostrym pazurem


Kontrowersyjne rządy Sa Pinto

22 stycznia 2019 „Lwie serce” z ostrym pazurem
rosselcdn.net

Powiedzieć, że szkoleniowiec warszawskiej Legii jest chimeryczny, to jakby nie powiedzieć nic. Ricardo Sa Pinto znany jest ze swojego charakteru oraz rządów twardą ręką. Można nawet rzec, że ma władzę absolutną.


Udostępnij na Udostępnij na

W kuluarach mówi się o karaniu graczy za nieodebranie telefonu od sztabu, wydawaniu pozwoleń – lub ich braku – na wywiad zawodnika z dziennikarzem czy też poleceniu, by zaczerpnąć opinii o sąsiadach zamieszkałych w tym samym apartamencie, co Portugalczyk. Nikomu nieobce są również sparingi „widma”, o których Legia Warszawa nie informuje w mediach społecznościowych, a klubowe media nie mają na nie wstępu. Te i inne, jeszcze większe, „grzeszki” każą zadać pytanie, czy sprawy w stolicy nie zabrnęły za daleko…

Złe decyzje, dobre wyniki

Charyzmatyczny szkoleniowiec od momentu przybycia na Łazienkowską 3 wprowadził jasne zasady, zaczął katorżnicze treningi i… odsunął od składu wielu doświadczonych piłkarzy (Malarz, Pazdan, Astiz, Mączyński, Radović…). Choć decyzje są kontrowersyjne, to jednak można było przymknąć na nie oko i zobaczyć, jak sprawy będą wyglądać za jakiś czas. Jak wyznał sam trener, „smutny, pozbawiony wiary i motywacji zespół”, który zastał po swoim przyjściu, dźwignął z piątej lokaty na drugą, z zaledwie trzypunktową stratą do liderującej Lechii Gdańsk. Można narzekać na styl gry, personalne decyzje, lecz wyniki go broniły.

Grzechy główne Sa Pinto

Czarę goryczy przelały sprawy, które niedawno ujrzały światło dzienne. Wyraz frustracji dał na Twitterze Arkadiusz Malarz, golkiper, który jest przy Łazienkowskiej bardzo ważną postacią, a w zdobyciu ostatnich mistrzowskich tytułów dołożył od siebie więcej niż inni. Sa Pinto zdegradował go do pozycji czwartego bramkarza, co więcej – panowie ze sobą nie rozmawiają.

Dosłownie kilkanaście godzin temu Malarz odrzucił ofertę pracy w akademii Legii, ponieważ karierę chce zakończyć w sposób, na jaki sobie z pewnością zasłużył. Arek nie ukrywa, że będzie walczył o swoją pozycję, lecz nie ma się co oszukiwać, jedyne, na co może czekać, to zwolnienie Sa Pinto. Sytuacja golkipera „Wojskowych” przypomina mi bliźniaczą sytuację z… Realu Madryt, kiedy to Jose Mourinho w podobny sposób zrezygnował z usług klubowej legendy, Ikera Casillasa.

Drugim mocno pokrzywdzonym przez trenera Legii, był Krzysztof Mączyński. „Mąka” miał przed sobą czterech konkurentów do gry w pierwszym składzie i zdaniem szkoleniowca był z nich najsłabszy. Męki pomocnika, który oznajmił, iż Sa Pinto nie jest godny podania ręki, zakończyły się na dniach, został on piłkarzem Śląska Wrocław.

Nie sposób nie wspomnieć o Krzysztofie Dowhaniu, który zajmował się szkoleniem golkiperów klubu z Łazienkowskiej. W oczach trenera jego rola okazuje się marginalna. W całej tej sytuacji można znaleźć pozytywy, ponieważ młodzi gracze, jak Majecki, Szymański czy Nagy otrzymali od menedżera szansę, którą wykorzystali. Patrząc na zawodników, których zesłał w kąt, należy spojrzeć także na ich gażę. Pozostaje jednak pytanie, czy tak należy traktować zasłużonych graczy?

„Tacy sami, a ściana między nami…”

Portugalczyk często porównywany jest do człowieka, który na obchody stulecia Legii zdobył z nią wszystko na krajowym podwórku, czyli do Stanisława Czerczesowa. Rosjanin również miał cięty język, wchodził w polemikę z dziennikarzami, a o jego metodach treningowych krążyły i nadal krążą legendy. Istotnym jest, że Rosjanin miał jedną twarz, nie przybierał maski, co zdaje się robić Sa Pinto. Od swoich graczy również wymagał poświęcenia, ale gdy żyło się z nim w dobrych stosunkach, to on to dobro odwzajemniał. Nie był rodzajem kata.

Za przykład można podać odsunięcie przez „Saszę” Prijovicia. Serb nagrabił sobie podczas meczu z Lechem, wdając się w kłótnię z kolegą z zespołu, która z boiska przeniosła się aż do szatni. Efekt? Odsunięcie od pierwszego zespołu, indywidualne treningi i… powrót do łask Czerczesowa. Etos pracy Rosjanina, choć na pierwszy rzut oka podobny do Pinto, był jednak zupełnie inny.

I po co te nerwy…

Obecny szkoleniowiec Legii, to 45-krotny reprezentant Portugalii. Jego piłkarskie CV jest naprawdę godne uwagi. Sporting Lizbona, Real Sociedad i Standard Liege to kluby znane w Europie dość dobrze. Ricardo wybitny nie był, ale sympatię kibiców wzbudzał swoim ofiarnym stylem gry. Dziś wielu starszych kibiców próbuje szukać tak nacechowanych gracz i z tęsknotą wspomina na przykład Roy’a Keane’a.

Sa Pinto miał jednak spory problem z utrzymaniem nerwów na wodzy, o czym świadczą w szczególności jego dalsze losy, już na ławce trenerskiej. Pierwszy przykład? Bardzo proszę. Mecz Standardu Liege z Fortuną Dusseldorf. Portugalczyk prowadzący belgijski klub, już w 6. minucie meczu musi udać się na trybuny.

Głośno o nim było również w Lizbonie, kiedy to dzierżył posadę dyrektora sportowego klubu. Po meczu Sportingu wdał się w bójkę z piłkarzem. Nie tylko kluby, które się go pozbywały miały go serdecznie dość. Kibice rywali, trenerzy, a w szczególności dziennikarze. W międzyczasie rozpętał na wielką skalę aferę, gdy w meczu prowadzonego przez niego klubu z Liege dostał plastikowym kubkiem z piwem w głowę. Atmosfera, którą wytwarzał samą swoją obecnością, różnymi zachowaniami, doprowadziła do tego, że w jednym klubie na ławce trenerskiej spędza niecałe 20 meczów.

Lew w koronie, ale czy na tronie?

Ricardo jest takim samym trenerem, jakim był piłkarzem. Każdą cechę z boiska przeniósł na ławkę trenerską. Zadziorność, skłonność do poświęceń, styl, który wzbudza emocje. Można dopatrywać się w tym wszystkim bodźców, które mogłyby motywować graczy. Ten człowiek jest w epicentrum zdarzeń, on skupia na sobie uwagę wszystkich. Chaos, który Portugalczyk zastał po swoim przybyciu do stolicy Polski, jak i ten, który sam tworzy ma się nijak do osiąganych wyników.

Celem jest mistrzostwo Polski i nie można negować tego, że stołeczny klub jest od niego daleki. Wręcz przeciwnie. Jeśli w maju sięgnie z klubem z Ł3′ po mistrzostwo, wszystkie jego grzechy zostaną zapomniane. Czy będzie to warte aż takiej ceny? Portugalczyk żadnego klubu nie prowadził dłużej niż 10 miesięcy. Cierpliwość Dariusza Mioduskiego i piłkarzy pozwoli nam to wszystko ocenić w najbliższych miesiącach.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze