Kapitalne widowisko na Estadio Mestalla


Valencia zremisowała 3:3 z Deportivo La Coruna w ramach ostatniego niedzielnego meczu drugiej kolejki Primera Division. Po pierwszej połowie, w której niepodzielnie rządzili gospodarze, w drugiej role diametralnie się odmieniły i to beniaminek powinien był nie tylko doprowadzić do remisu, ale nawet rozstrzygnąć spotkanie na swoją korzyść. Ozdobą meczu była bez wątpienia druga bramka Soldado.


Udostępnij na Udostępnij na

„Nietoperze” przystąpiły do tego starcia zmotywowane po ubiegłotygodniowym remisie z mistrzem. Spotkanie z beniaminkiem miało być więc spotkaniem do jednej bramki i nawet ciągłe absencje Banegi i Canalesa, do których kibice zdążyli się już przyzwyczaić, nie mogły zepsuć nastrojów przed tym pojedynkiem. Pomimo późnej pory rozpoczęcia meczu 55-tysięczna Mestalla wypełniła się w niedzielną noc niemal do połowy. Trener Mauricio Pellegrino nie dokonał ani jednej zmiany w porównaniu z wyjściowym składem przeciwko „Los Merengues”, co nie mogło być dobrą wiadomością dla ekipy z Galicji. Po udanym początku sezonu przez „El Depor” i przekonującej wygranej z Osasuną tym razem o punkty miało być o wiele trudniej.

Valencia od samego początku narzuciła szybkie tempo i nie trzeba było długo czekać na efekty. Pierwsze ostrzeżenie dla drużyny Miguela Lotiny przyszło w 6. minucie, kiedy to do dalekiego podania Jonasa tylko nieznacznie spóźnił się Soldado. Kolejne pojawiło się w 9. minucie – strzał Jonasa przeleciał nieznacznie ponad poprzeczką. Trzeciego ostrzeżenia już nie było. Dwie minuty później doskonałe podanie z głębi pola wykorzystał Soldado, który idealnie wybiegł zza linii defensywy i w sytuacji sam na sam położył bramkarza i bez problemu posłał piłkę do siatki. Kolejne minuty to zdecydowana przewaga gospodarzy, a swoje szanse mieli Feghouli i Tino Costa. Jednak tego, co w 28. minucie stworzyli ofensywni gracze Valencii, nie można nazwać inaczej niż golem kolejki. Najpierw Tino Costa delikatnie przerzucił piłkę ponad obrońcami, a zza nich wybiegli Jonas i Soldado. Ten pierwszy, mając przed sobą tylko Aranzubię, odegrał ładnie z pierwszej piłki, a stojący obok niego Soldado pięknie złożył się nożycami i cudownym strzałem posłał piłkę obok ofiarnie rzucającego się bramkarza. Cała akcja trwała kilka sekund, a piłka nie zdążyła nawet dotknąć murawy.

W 34. minucie Riki zdobył kontaktowego gola dla Deportivo, ale w momencie podania znajdował się na pozycji spalonej i jego wepchnięcie piłki do siatki po kapitalnym podaniu Pizziego nie miało żadnego znaczenia. Trzy minuty później z boiska zszedł kontuzjowany Fernando Gago, którego zastąpił Dani Parejo, a kilkanaście sekund później Valencia straciła pierwszego gola. Z rzutu rożnego piłka trafiła w pole bramkowe, tam defensorzy próbowali wybijać futbolówkę, jednak w zamieszaniu w końcu spadła ona na piąty metr, gdzie bez problemów do siatki wepchnął ją Aguilar. Myliłby się ten, który uznałby to za szansę dla beniaminka. Rozzłoszczone „Nietoperze” ponownie objęły dwubramkowe prowadzenie już trzy minuty później. Prostopadłym podaniem popisał się dopiero co wprowadzony Parejo, a Feghouli obiegł obrońcę i w sytuacji sam na sam dość szczęśliwie posłał piłkę obok bramkarza. Pierwsza połowa okazała się zatem pasjonującym widowiskiem, które ustrzeleniem hattricka mógł zakończyć Soldado, ale w 43. minucie w sytuacji sam na sam trafił prosto w Aranzubię. Cały blok defensywny ekipy gości nadawał się w pierwszej połowie do wymiany, jednak nie umniejsza to w żaden sposób umiejętności ofensywy Valencii, która wchodziła w pole karne rywala jak rozgrzany nóż w masło.

Żądni kolejnych goli kibice gromkimi brawami przywitali obydwie drużyny wybiegające na drugą połowę. W przerwie nastąpiła zmiana w bramce Deportivo, Aranzubię zastąpił bowiem Lux. Dużo lepiej kwadrans przerwy wykorzystał Lotina, jego podopieczni rozpoczęli drugą połowę tak, jak zrobiła to Valencia w pierwszej. Szansę na kontaktowego gola miał w 54. Riki, ale po dograniu Pizziego nie sięgnął piłki. Minutę później zakotłowało się w polu karnym Valencii, na ziemię powalony przez Ruiza został Marchena, ale arbiter nie zdecydował się użyć gwizdka. Wysiłki gości zostały nagrodzone w 59. minucie, kiedy to ponownie Aguilar wpisał się na listę strzelców i ponownie uczynił to z trudnej pozycji po zamieszaniu w polu karnym. Przez kolejne minuty napór Deportivo nie malał, a gospodarze raz po raz gubili się we własnym polu karnym i w dużej mierze także dzięki szczęściu nie remisowali z beniaminkiem, który pokazywał, że wygrana z Osasuną nie była jednak przypadkiem.

Jakby tego było mało, w 76. minucie Deportivo otrzymało rzut karny, a Ricardo Costa wyleciał z boiska za drugą żółtą kartkę. Zaczęło się od dośrodkowania z prawego skrzydła, w polu karne skoczyli Costa i Pizzi, a defensor Valencii wbił łokieć w głowę Pizziego i sędzia nie miał żadnych wątpliwości, pokazując Coście drugą żółtą kartkę. Sekundy później z jedenastu metrów nie pomylił się Pizzi i sytuacja Valencii stała się niemal rozpaczliwa. W drugiej połowie ekipa Pellegriniego zupełnie nie przypominała dominującej grupy w biało-czarnych koszulkach z pierwszej części spotkania. To akcje Deportivo były groźne, to Lux był bramkarzem, który w drugiej połowie nie miał prawie nic do roboty, to ekipa z Galicji walczyła o każdy metr boiska. Sama końcówka spotkania była, pomimo nierównych sił na boisku, niezwykle wyrównana. Kiedy sędzia techniczny podniósł w górę tablicę z informacją o czterech doliczonych minutach, kibicom na trybunach zapewne zadrżały serca. Słusznie zresztą, w pierwszej doliczonej minucie piłkę na wagę trzech punktów na swojej nodze miał bowiem Bruno Gama, ale jego strzał z kilkunastu metrów kapitalnie obronił Diego Alves, który w drugiej połowie wyrósł na bohatera Valencii.

Ostatecznie mecz zakończył się remisem 3:3, z którego zadowolona mogła być każda ze stron. Po pewnej wygranej w pierwszej połowie na drugą część spotkania wyszła już totalnie inna, przestraszona Valencia, z czego skwapliwie skorzystali gracze Deportivo i bezlitośnie wykorzystali wszelkie słabości rywala, a zaledwie dwa gole po przerwie to i tak najniższy wymiar kary.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze