Kain vs. Abel, czyli siódmy bratobójczy pojedynek w finale LM. Jak wyglądały poprzednie?


Czy to jeszcze liga, czy może finał Ligi Mistrzów? Tym razem to Anglicy zdominowali najważniejszy pojedynek sezonu. Które kraje przodowały w historii?

1 czerwca 2019 Kain vs. Abel, czyli siódmy bratobójczy pojedynek w finale LM. Jak wyglądały poprzednie?

Trudno zaskoczyć rywala, z którym miało okazję się mierzyć co najmniej dwukrotnie na przestrzeni ostatniego roku. Los ponownie kojarzy ze sobą Tottenham i Liverpool po dwóch miesiącach. Trenerzy od 2000 roku zastanawiają się, jak przechytrzyć krajana. Przedstawiamy sześć poprzednich takich finałów.


Udostępnij na Udostępnij na

Najczęściej parami do finału wchodzili bezpardonowo Hiszpanie – trzy razy. Dla Anglików to dopiero drugi taki przypadek. Nie obrazilibyśmy się, gdybyśmy tak jak za pierwszym razem mieli oglądać elektryzujące 120 minut zwieńczone dramatycznymi rzutami karnymi. Cofnijmy się jednak do ostatniego roku poprzedniego wieku.

Real – Valencia 3:0, 24 maja 2000 r.

Gdy okazało się, że w półfinałach zagrają trzy hiszpańskie drużyny, stało się jasne, że gdy tylko Real upora się z ubiegłorocznym finalistą Bayernem będziemy świadkami premierowego krajowego starcia w finale. Po katastrofalnym sezonie, w którym „Królewscy” uplasowali się na zaledwie 5. miejscu w lidze, jedyną szansą na uratowanie go był triumf w najważniejszych klubowych rozgrywkach. Co ciekawe, to w Valencii upatrywano prędzej ewentualnego faworyta. Po wstępnym badaniu, tradycyjnym dla meczów o wielką stawkę, do ataku ruszyli „Los Blancos”. W reakcji na gola w 39. minucie „Nietoperze” próbowały przed przerwą wyrównać, ale starania spełzły na niczym. W drugiej połowie mecz miał już tylko białe oblicze. Ze składu finału dumna była większość Hiszpanii, wyjątki stanowiła oczywiście Barcelona, ale również Saragossa, której miejsce w Lidze Mistrzów zabrał triumfem w niej Real. Warto wspomnieć, że w tym czasie piłkarskie szlify zbierał 19-letni Iker Casillas. Dla legendy był to pierwszy z wielu wielkich meczów.

Milan – Juventus 0:0, 3:2 w karnych, 28 maja 2003 r.

Hiszpanom pozazdrościli trzy lata później Włosi, którzy zapragnęli również zagarnąć cały spektakl dla siebie. Podobnie jak za pierwszym razem w półfinałach potrójną gromadą zameldowały się włoskie kluby. Jedynym rodzynkiem spoza Półwyspu Apenińskiego, czyli Realem, zajął się Juventus, natomiast derby Mediolanu miały wyłonić drugiego finalistę. Turyńczycy w niezwykle zaciekłych półfinałowych bojach stracili swojego generała, wówczas najlepszego piłkarza świata – Nedveda. Wykartkowanego piłkarza nie udało się zastąpić na murawie i po 120 minutach to karne miały wyłonić najlepszy klub w Europie. Wielki pojedynek będącego wówczas na wylocie z Mediolanu Didy oraz Buffona zakończył się zwycięstwem Brazylijczyka i Milanu. W konsekwencji Dida z klubu nie odszedł i cztery lata później zdobył kolejną „uszatkę”, a „Gigi” nie powąchał jej do tej pory.

Manchester United – Chelsea 1:1, 6:5 w karnych, 21 maja 2008 r.

Historia ma to do siebie, że lubi się powtarzać. Nie inaczej było tym razem, trzy ekipy z tego samego kraju w półfinale, dramatyczne rzuty karne to elementy powtarzające się z 2003 roku. Cristiano Ronaldo, jeszcze bez żadnej Ligi Mistrzów na koncie, silnym strzałem głową w 26. minucie pozwolił „Czerwonym Diabłom” objąć prowadzenie. Golem do szatni wyrównał Frank Lampard, zapewniając w przerwie spokój kolegom. Pogoda była jakby idealnie ułożona pod angielskie widowisko, w końcu w deszczu Anglicy czują się jak ryba w wodzie. Piłkarze doczekali bez zmiany rezultatu do karnych, a tam emocje sięgnęły zenitu, ale nie tego z Sankt Petersburga, mimo że mecz toczył się w Rosji. Na 14 prób 11 było celnych, trzy pozostałe zadecydowały, że puchar poleci z podopiecznymi sir Aleksa Fergusona.

Borussia Dortmund – Bayern 1:2, 25 maja 2013 r.

Po Hiszpanach, Włochach i Anglikach przyszła kolej na Niemców. Nieudana przeprawa monachijczyków w finale Champions League zaledwie rok wcześniej siedziała im jeszcze w głowie. Gracze Jurgena Kloppa pragnęli sprawić nie lada sensację i mimo że mieli na koncie już dwukrotne mistrzostwo Niemiec, nie byli faworytami. Mecz dla Polaków miał dodatkowy wydźwięk. Pierwszy raz w nowożytnej historii trzech naszych piłkarzy odgrywało kluczowe role w szeregach finalisty. Tego dnia Bayern był jednak nie do doścignięcia i zasłużenie zdobył tytuł. Mecz stał na wysokim poziomie pod względem jakości i utrzymywał dramaturgię do końcowych minut. Dopiero w 89. minucie Arjen Robben zezwolił na zaczęcie grawerowania „Coupe des Clubs Champions Europeens”.

Real – Atletico 4:1 po dogrywce (1:1), 24 maja 2014 r.

No dobra, najważniejsze ligi miały już swój prywatny finał, to jaki może być następny krok? Ano pojedynek klubów z jednego miasta. Niewiele osób wpadłoby na taki szalony pomysł, podobnie jak ten, w którym „Atleti” zostaje mistrzem Hiszpanii, jednak stały się one rzeczywistością. Obsesja popularnej „La Decimy” dla Realu stała się faktem tego dnia w Lizbonie. W tym niesamowitym, pełnym zwrotów akcji spotkaniu, chociaż pewnie słowo „spotkanie” powinniśmy pisać od wielkiej litery, działo się prawie wszystko. Dramatyczna kontuzja lidera zespołu Simeone, 12 żółtych kartek, fatalny kiks bramkarskiej legendy i w końcu odrobienie strat. Golem w doliczonym czasie, ratującym marzenia „Królewskich” o dziesiątym triumfie w Europie Sergio Ramos przeszedł do kanonu dyscypliny. W dogrywce nie było co zbierać z rozbitych psychicznie tą bramką „Los Colchoneros”.

https://www.youtube.com/watch?v=N8q7LORj2Rk

Real – Atletico 1:1, 5:3 w karnych, 28 maja 2016 r.

Trzeci hiszpański finał, trzeci z udziałem Realu i trzeci taki, który wyłonił triumfatora w rzutach karnych. Ten triumf zapoczątkował dominację podopiecznych Zidane’ a w Champions League. Gol dla „Los Blancos” padł po nieprawidłowej decyzji sędziego, dopiero w końcówce meczu udało się wyrównać rywalom zza miedzy. Nie popełnili najmniejszego błędu w konkursie rzutów karnych gracze Realu i zasłużenie zabrali puchar na Santiago Bernabeu. Piłkarze ówcześnie z Vicente Calderon mogli tylko w duchu wrzeszczeć i tupać nogą z myślą „no nie, znowu oni”, po raz kolejny obeszli się tylko smakiem. Ostatnim trafieniem z rzutu karnego lider, największa gwiazda i zarazem najlepszy strzelec Ligi Mistrzów Cristiano Ronaldo przypieczętował sukces zespołu.

Kolejny pojedynek w ramach jednego kraju już dzisiaj. Od wielu tygodni piłkarscy kibice zastanawiają się, kto wykaże się większą znajomością rywala. Kto lepiej wykorzysta wiedzę zdobytą na rodzimym podwórku, przekonamy się już dzisiaj między godziną 22:50 a 23:40.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze