Jan Sobociński – wielki talent po przejściach


Sytuacja obrońcy ŁKS-u od rundy wiosennej stała się jeszcze trudniejsza. Czy w sezonie 2019/2020 będzie w stanie odbudować swoją dawną pozycję w klubie?

1 marca 2020 Jan Sobociński – wielki talent po przejściach
Norbert Barczyk / PressFocus

Wychowanek Łódzkiego Klubu Sportowego przez swoją dotychczasową grę stał się symbolem poczynań całego zespołu w obecnym sezonie. Bardzo obiecujący początek, późniejsze załamanie formy i trwanie w piłkarskim dołku. Dziś Sobociński w hierarchii młodzieżowców jest planem C dla Kazimierza Moskala i perspektywa częstej gry w obecnej kampanii wydaje się dla niego bardzo odległa.


Udostępnij na Udostępnij na

Gen nieszczęścia

Na pierwszy mecz sezonu, zgodnie z przewidywaniami, w podstawowej jedenastce wyszedł Sobociński. I narobił kibicom ŁKS-u spory apetyt. Pewna gra przeciwko Lechii Gdańsk, rozbijanie ataków rywali i ponadprzeciętna jak na stopera umiejętność wyprowadzenia piłki. Zaczęło się świetnie, ale czym dalej w las, tym było już gorzej. Przez kontuzję z gry wypadł Adrian Klimczak, na czym straciła cała defensywa, która niemal mecz w mecz popełniała jakiś kardynalny, często decydujący o wyniku błąd. A sam Sobociński baboli popełnił co najmniej kilka.

Po zawalonym meczu z Jagiellonią Białystok reprezentant Polski do lat 21 dostał kolejny znak świadczący o dużym kredycie zaufania ze strony trenera Moskala. Na mecz ze Śląskiem przy Alei Unii Sobociński wyszedł, dzierżąc na ramieniu opaskę kapitańską. Miało mu to dodać pewności siebie, ale efekt okazał się odwrotny. ŁKS zagrał fatalny mecz i przegrał 0:1 po samobójczym trafieniu właśnie „Soboty”. Po spotkaniu trener łódzkiego klubu wziął na siebie odpowiedzialność za decyzję o ustawieniu młodzieżowca w roli kapitana zespołu. Ktokolwiek by jednak za to nie odpowiadał, fakty były takie, że kryzys obrońcy ŁKS-u trwał nieustannie.

Do końca rundy niewiele dobrego się zadziało z defensywą Łódzkiego Klubu Sportowego. Sobociński zdobył gola przeciwko Lechii Gdańsk, ale w obronie dalej przytrafiały mu się większe bądź mniejsze błędy. Po zakończeniu rundy jesiennej działacze łódzkiego klubu postawili na duże wzmocnienie formacji obronnej. Do zespołu dołączyli bardzo doświadczony Maciej Dąbrowski oraz świetnie spisujący się w lidze szwedzkiej Carlos Moros Gracia. Mając dwóch takich rywali do miejsca w składzie, Janek musiał liczyć się z ewentualną utratą miejsca w jedenastce zespołu. Już podczas zimowego zgrupowania w Side Kazimierz Moskal próbował kilku ustawień, które nie obejmowały gry w roli młodzieżowca środkowego obrońcy „Rycerzy Wiosny”. I, jak można się było spodziewać, na pierwszy mecz wiosną przeciwko Legii ŁKS wyszedł z Gracią i Dąbrowskim na środku defensywy oraz Przemkiem Sajdakiem w roli młodzieżowca.

Nie ulega wątpliwości, że obecna sytuacja Sobocińskiego nie jest łatwa. 20-latka od dłuższego czasu prześladuje gen nieszczęścia, z którym próbuje walczyć, ale jak dotąd nieskutecznie. Rzecz jasna błędy, które mu się przytrafiają, nie mogą przysłonić znakomitych umiejętności, które wychowanek ŁKS-u posiada. Nie jest przecież dziełem przypadku to, że z Sebastianem Walukiewiczem tworzył duet podstawowych obrońców reprezentacji Polski na mistrzostwach świata do lat 20, a obecnie obaj są powoływani do kadry U-21 przez Czesława Michniewicza.

Jeżeli Janka powołuje trener kadry U-21, Czesław Michniewicz, trener Moskal widzi go w swoim zespole, a u trenera Magiery potrafił zagrać od deski do deski każdy mecz, to to nie znaczy, że wszyscy ci ludzie się nie znają na piłce, tylko słabsza dyspozycja Janka była spowodowana gorszym okresem całego zespołu – wyjaśnia kolega Sobocińskiego za czasów gry w juniorach, a obecnie trener w akademii ŁKS-u. Ja wierzę w to i jestem tego prawie pewny, że za rok Janek znów wejdzie na wysoki poziom, bo to, że obserwują go kluby z topowych krajów, to też nie jest przypadek – dodaje. Pozostaje zatem czekać, jak rozwinie się sytuacja z jednym z największych talentów ostatnich lat w Łódzkim Klubie Sportowym.

Łódzki diament

Od I ligi Sobociński na boisku przejawiał cechy defensora bardzo zadziornego i nieustępliwego. Do tego ze świeczką szukać stopera z takim rozegraniem i tak dokładnym przerzutem na kilkadziesiąt metrów. – Zawsze miał to świetne zagranie z lewej nogi, które moim zdaniem, jeśli chodzi o lewonożnych stoperów, to dalej jest top w Polsce i to jest jego ogromny atut – mówi z podziwem trener akademii. Wydaje się więc, że jego problem może obecnie leżeć w głowie. Być może szansa gry na takim poziomie pojawiła się zbyt szybko i nieco go przytłoczyła. Nie zmienia to jednak faktu, że Jan Sobociński jest piłkarzem z gigantycznym potencjałem i jeśli będzie on poparty sumienną pracą u boku właściwych ludzi, to reprezentacja może zyskać porządnego kandydata do gry na najwyższym europejskim poziomie.

Jak na środkowego obrońcę Sobociński operuje lewą nogą na zdecydowanie ponadprzeciętnym poziomie. Nic więc dziwnego, że grając jeszcze w juniorach, obrońca ŁKS-u sprawdzany był na wielu pozycjach. – Jego bardzo duża dojrzałość fizyczna sprawiała, że był próbowany niemal na każdej pozycji. Grywał nawet na „dziewiątce” u trenera Byczkowskiego. Miał możliwość gry wszędzie, bo pozwalały mu na to warunki motoryczne i nieważne, na jakiej pozycji, to i tak zawsze się wyróżniał – mówi jego były kolega z drużyny. Ostatecznie gdy został przeniesiony do grupy o trzy lata starszej (z rocznika 1999 do 1996), przypisano mu stałą rolę środkowego obrońcy. – Jeszcze myślano o nim jako o „szóstce”, ale okazało się, że jest to urodzony obrońca – dodaje. I ostatecznie zostawiono go na stoperze. Jak się okazało – bardzo słusznie.

Bywały nawet historie, że jego wyjątkowa lewa stopa okazywała się problemem. Bo była za mocna dla jego grupy wiekowej… – Od najmłodszych lat Janek był zawodnikiem, który miał najmocniejsze uderzenie ze wszystkich. Zdarzały się nawet sytuacje, że ze względu na Janka zmieniano na turniejach regulamin, żeby nie można było oddawać strzałów zza połowy, bo miał takie uderzenie, że bramka się trzęsła. A my mieliśmy wtedy 13 lat – wspomina z uśmiechem przyjaciel piłkarza.

Wielki talent Sobocińskiego nie uchronił go jednak przed zderzeniem się z wielką ekstraklasową piłką, a co za tym idzie – także z krytyką. Czasami jednak znacznie przesadną i niesprawiedliwą oraz przekraczającą granice przyzwoitości. – Mam świadomość, że Janek popełnia błędy indywidualne i że jestem subiektywny w opinii, ale nie zwalałbym wszystkiego na niego. Na przykład podczas meczu z Piastem Gliwice bardzo skoncentrowałem się na przyglądaniu się wszystkim jego działaniom i może faktycznie był zamieszany w straconą przez ŁKS bramkę, ale do momentu gola dla Piasta Janek moim zdaniem wybronił ze trzy sytuacje bramkowe. Boli mnie, że jest okazywany dla niego brak wsparcia ze strony osób, które piszą różne wiadomości do Janka i których z szacunku do klubu nie można nazwać kibicami – mówi jego przyjaciel, a zarazem pracownik klubu.

Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy ta krytyka okazała się kluczowa w kwestii gry stopera ŁKS-u, ale wpływ niewątpliwie na chłopaka jeszcze piłkarsko niedoświadczonego miała. – Kim trzeba by było być, żeby cię nie uderzyła taka krytyka? Jeśli ktoś na ulicy wyzywa twoją dziewczynę czy ciebie dlatego, że grasz słabszy mecz, to chcąc nie chcąc czujesz rozgoryczenie i smutek. Na pewno jako młody zawodnik, związany od dziecka z klubem, idealizował sobie trochę cały obraz, widząc też historie typu Paolo Maldini czy Francesco Totti, a nagle zderzył się ze ścianą, widząc, że „kibice” jego klubu potrafią ubliżać jemu czy jego dziewczynie w twarz lub po meczach. Dlatego nie mieszajmy takich zachowań z prawdziwymi kibicami, tylko walczmy z tym w skali kraju, bo to nie dzieje się jedynie u nas w Łodzi, tylko wszędzie – podkreśla skalę problemu trener akademii.

Nadzieja akademii

I też przez to trzeba jasno powiedzieć, że mimo jeszcze nieskończonych 21 lat Jan Sobociński w swoim piłkarskim życiu przeżył wiele. Wejście z buta do pierwszoligowego zespołu i znakomita w nim gra, która zaprocentowała awansem do ekstraklasy. Następnie piłkarski szok i głęboki kryzys. Obecnie stan przejściowy, który może zarówno dać mu kopa do dalszej pracy, jak i utrudnić pięcie się. Przyjaciel Janka nie ma wątpliwości, że nadejdzie jeszcze jego czas: – W ŁKS-ie wszyscy doskonale wiedzą, że to jest mega utalentowany chłopak i dla mnie dalej jeden z topowych w Polsce. Kryzys może go jedynie trochę spowolnić, ale będzie też cennym doświadczeniem na przyszłość – puentuje. O swojej wartości i przydatności dla ŁKS-u argumentów Sobociński dał już wiele. Teraz pozostaje więc przezwyciężenie pierwszego poważniejszego kryzysu. A jeśli to się uda, to droga do kariery stoi przed nim otworem. Bo co do tego, jak wielkim piłkarzem może stać się Jan Sobociński, w ŁKS-ie nikt nie ma żadnych wątpliwości.

Komentarze
Gość (gość) - 4 lata temu

To ja jeszcze dodam o tych wspaniałych kibicach łks co najpierw porysowali auto, a jakis czas później przebili opone.
Tak sie traktuje wychowanka po nie udanej rundzie ,a w maju 2019 jeszcze na rękach go nosili , ręce po koszulki wyciągali jak awansowali do ekstraklasy a potem zaczęlo się od wypisywania obelg typu wypier... itp
No cóż pozazdrościć takich kibiców

Odpowiedz
Gość 2 (gość) - 4 lata temu

Bo to nie byli kibice tylko bydło co ma się za kibiców. Prawdziwy kibic wspiera swoją drużynę na dobre i na złe a tym bardziej swojego jedynego wychowanka.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze