Jakub Słowik: Liga japońska jest lepsza niż ekstraklasa (WYWIAD)


W rozmowie z portalem iGol.pl Jakub Słowik opowiada o przeprowadzce do Japonii i tamtejszej lidze

29 czerwca 2020 Jakub Słowik: Liga japońska jest lepsza niż ekstraklasa (WYWIAD)
©︎vegalta sendai

Japonia to kierunek popularny raczej wśród polskich turystów niż piłkarzy. Wcześniej w lidze japońskiej grali między innymi Piotr Świerczewski czy Tomasz Frankowski. W tym roku do Polski po kilkuletnim pobycie na wschodzie powrócił Krzysztof Kamiński. Jedynym reprezentantem naszego kraju na wyspach japońskich pozostał Jakub Słowik, który już od niemal roku broni bramki w zespole Vegalta Sendai.


Udostępnij na Udostępnij na

Poprzedni rok dla golkipera był naprawdę udany. Dobry sezon w Śląsku Wrocław sprawił, że Słowikiem znów zainteresowały się kluby z Dalekiego Wschodu. W lipcu bramkarz trafił do Sendai, gdzie zaliczył bardzo udaną drugą część sezonu 2019. Vegalta wywalczyła utrzymanie w J1 League, a Polak dołożył do całości sporą cegiełkę.

Antoni Majewski: Na początek ważne pytanie – jak zdrowie?

Jakub Słowik: Ze zdrowiem ogólnie dobrze. Szczęście w nieszczęściu, że w trakcie pandemii leczyłem kontuzję. W marcu na jednym z treningów poczułem ból w mięśniu przywodziciela i cały czas się to ciągnie. Mieliśmy plan indywidualny, czułem się coraz lepiej, a w pierwszej fazie rehabilitacji wszystko szło dobrze. W kwietniu podczas treningów indywidualnych odezwał się ten sam problem co w marcu. Tak naprawdę od końca kwietnia dużo spokojniej przechodzę przez drugą fazę rehabilitacji. Z każdym dniem widać progres i mam nadzieję, że już niebawem dołączę do kolegów, bo też stęskniłem się za normalnym treningiem.

Jak epidemia oddziaływała na życie piłkarzy w Japonii?

Z początkiem kwietnia wprowadzono stan wyjątkowy. Byliśmy podzieleni na cztery grupy po sześciu zawodników, mieliśmy do dyspozycji siłownię bądź boisko i to od nas zależało, czy w danym dniu chcemy skorzystać z obu rzeczy czy na przykład tylko z siłowni. Wszystko po to, aby utrzymać swoją formę, bo do treningów wróciliśmy dopiero 18 maja i trenujemy już na normalnych obrotach. Pracownicy klubu mieli jednak wolne, przykładowo księgowa nie przychodziła do pracy. Był też trener, który pilnował, aby nic złego się nie stało. Grać będziemy praktycznie co cztery dni. Przed nami cały sezon do rozegrania, aż do grudnia, a w międzyczasie także Puchar Japonii.

W Polsce kibice już pojawili się na trybunach. Czy Japończycy planują otworzyć stadiony dla fanów?

4 lipca wraca japońska liga. Przez kolejne dwa tygodnie będzie sprawdzanie, czy przypadków zachorowań jest mniej czy więcej. Wiem, że J.League i wszystkie kluby grające w tej lidze chcą jak najszybciej wpuścić kibiców na trybuny. Najważniejsze jest jednak zdrowie i bezpieczeństwo. Myślę, że wszystko będzie wprowadzane stopniowo, ale z tego, co obiło mi się o uszy, to już po dwóch tygodniach grania stadiony mają zostać otwarte, ale na zasadach podobnych do tych w Polsce. Do 25% pojemności, a być może nawet do 50% – bo też takie przesłanki były.

Jeśli wszystko będzie dobrze, to w sierpniu lub we wrześniu kibice mają już normalnie wchodzić na stadiony. Wiem, że wszyscy chcą jak najszybciej otworzyć swoje obiekty dla fanów, bo są oni bardzo ważnym elementem. Tam, gdzie miałem przyjemność grać w poprzednim czy także tym sezonie, stadiony były całkowicie zapełnione. To jest też dochód dla klubów, a w tych trudnych czasach liczy się każdy jen.

Cóż, w końcu na meczach ligi japońskiej atmosfera naprawdę robi wrażenie.

Tak, tutaj większość klubów ma swoich fanatycznych kibiców, którzy bardzo utożsamiają się z klubem, jeżdżą na wyjazdy w dużych grupach. Na większości meczów, w których miałem okazję grać, stadion był zapełniony w 90-95 procentach, a czasem nawet i w stu. A są to przecież obiekty dwudziesto-, czterdziestotysięczne, więc to robi wrażenie. Kibice dopingują cały czas. Uważam, że to jest dla sportowca najpiękniejsze, bo piłkarze grają przecież dla fanów.

©︎vegalta sendai

Nie mieliście w klubie problemu z lekkim chaosem organizacyjnym? W końcu terminarz J.League był wielokrotnie zmieniany.

Nikt nie wiedział do końca, jak sytuacja się rozwinie. Zaczęliśmy sezon, rozegraliśmy pierwszą kolejkę i mieliśmy normalnie dalej grać. Przygotowywaliśmy się do drugiego meczu, ale przypadków zachorowań było coraz więcej. Pierwsza decyzja zakładała przełożenie kolejki o dwa, trzy tygodnie. Z początku to było wielokrotne przekładanie meczów o kilka tygodni. Dopiero później wstrzymano rozgrywki.  Nadeszła duża fala, wiele osób pozytywnie przechodziło testy, więc od kwietnia wprowadzono stan wyjątkowy, który trwał do maja. Kiedy wszystko się uspokoiło, wróciliśmy do treningów, ale na nieco innych, „nowych” zasadach.

Już niedługo minie rok od Pańskiego wyjazdu z Polski. Japonia to raczej egzotyczny kierunek wśród polskich zawodników – skąd więc decyzja o przeprowadzce na wschód?

Zadzwonił do mnie agent, mówiąc, że jest opcja wyjazdu do Japonii. Z początku nie chciało mi się wierzyć, że wpłynęła oferta z tak daleka. Japończycy byli bardzo zdeterminowani i konkretni, szybko dogadali się ze Śląskiem. Wraz z żoną podjęliśmy w końcu decyzję, że spróbujemy, choć na pewno nie była to decyzja łatwa – wyjeżdżaliśmy z Wrocławia, gdzie czuliśmy się bardzo dobrze. Uważam jednak, że warto wychodzić poza swoją strefę komfortu, a także zobaczyć coś nowego.

Kilka lat temu otrzymałem już jedną propozycję. Agent poinformował mnie, że poszukują bramkarza do gry w 2. lidze japońskiej. Ja nie byłem na to zdecydowany, w końcu trafił tam Krzysiek Kamiński. Uznałem, że być może tym razem warto spróbować.

Był ktoś, kto pomógł Panu w podjęciu tej decyzji?

Zaczerpnąłem informacji u źródła. Porozmawiałem z Krzyśkiem oraz Japończykami, z którymi grałem w Pogoni – Akahoshim i Murayamą. Pytałem Krzyśka o klub, o życie w Japonii. Wszyscy polecali mi wyjazd, mówili, że liga jest bardzo ciekawa. Obejrzałem na InStat dwa mecze Vegalty, dowiedziałem się nieco więcej o mieście i klubie. W końcu z rodziną podjęliśmy decyzję o tym, że jedziemy. Myślę, że to świetne doświadczenie życiowe i piłkarskie, bo moim zdaniem liga japońska jest dobrą ligą, w Polsce często niedocenianą.

W poprzednim roku miałem przyjemność grać przeciwko Iniescie, Villi, Podolskiemu, grającymi w Vissel Kobe. Japończycy szybko grają piłką – szybciej niż w polskiej ekstraklasie. Zarówno życiowo, jak i sportowo jest to dla mnie krok do przodu.

©︎vegalta sendai

Pierwsze myśli po opuszczeniu lotniska?

„To się dzieje naprawdę!”. Wtedy do mnie to doszło. Miałem też trochę obaw, bo mamy małe dziecko. Japonia to zupełnie inna kultura, zwyczaje, zasady. Przed wyjazdem uwzględnialiśmy wszystkie za i przeciw. Czytaliśmy o trzęsieniach ziemi, tajfunach, różnych niebezpieczeństwach. Przez ten rok tego doświadczaliśmy. Trzęsienia ziemi o niskiej magnitudzie są tu na porządku dziennym. Dzisiaj już zupełnie się do tego przyzwyczaiłem i nie robi to na mnie takiego wrażenia jak przez pierwsze miesiące.

W zeszłym roku nawiedził Japonię tajfun Hagibis, media podawały informację, że będzie to najsilniejszy Tajfun od 60 lat, i faktycznie przez moment żyliśmy z rodziną w strachu. Włączyliśmy wiadomości i widzieliśmy relacje na żywo z prefektury Chiba, gdzie domy były poskładane niczym domki z kart – to budziło respekt. Mieliśmy informacje, że ten tajfun zmierza w naszym kierunku, więc działało to na wyobraźnię. Całe szczęście w końcowej fazie odszedł od miasta Sendai.

Z drugiej strony cieszymy się z rodziną każdą chwilą tutaj. Japonia to piękny kraj, a my mamy przyjemność w nim mieszkać. Wiadomo, że w tym roku epidemia sporo namieszała, także w naszych planach, bo chcieliśmy więcej pozwiedzać, a byliśmy zmuszeni spędzać wolny czas w domu.

Najważniejsze, że jesteśmy razem. Poznajemy nową kulturę, uczymy się języka, nabieramy nowych doświadczeń. Nic nie jest dane raz na zawsze, więc z tej chwili czerpiemy najwięcej, jak to tylko możliwe.

W całym tym życiu w Japonii jest coś, do czego trudno było się przyzwyczaić?

Myślę, że nie. Z początku na pewno wiele rzeczy było dla mnie nowych, język, pisownia, ale wydaje mi się, że przez ten rok przyzwyczaiłem się do życia tutaj. Japończycy mają wiele swoich zasad, które trzeba szanować. Staram się od nich uczyć, przestrzegać zasad, a także okazywać im szacunek. Dyrektor sportowy, tłumacz w klubie – oni też na każdym kroku robią wszystko, żeby moja rodzina czuła się tu dobrze.

Na początku każdego dnia pytali, czy wszystko jest w porządku, czy niczego mi nie brakuje. Każdy chciał mi pomóc i widać w tym troskę o drugiego człowieka. To rzuciło mi się w oczy, że do dziś wszystkie osoby w klubie dążą do tego, żebym czuł się w ich kraju jak najlepiej.

Nie miewał Pan chwil załamania, które rodziły w głowie myśli, że może lepiej będzie wrócić do Polski?

Nie. Wydaje mi się, że najważniejsze jest to, że rodzina jest ze mną. Wiadomo, że będąc tu, jesteśmy bardziej wykluczeni z życia rodzinnego, które toczy wśród naszych bliskich w Polsce, ale kiedyś to wszytko nadrobimy. Wiele ludzi chciałoby przyjechać tutaj na wakacje, a my jesteśmy tutaj już rok. Mieliśmy możliwość zwiedzenia Tokio, Osaki, Kioto, Nary – pięknych miejsc położonych na drugim końcu świata. A apetyt mamy na więcej… Mam możliwość nie tylko grać tutaj w piłkę, ale także rozwijać się życiowo i to też jest dla mnie ważne.

Był Pan czymś zaskoczony, gdy wszedł do szatni Vegalty?

Kiedy pierwszego dnia przyszedłem i chciałem podać rękę, wszyscy Japończycy się kłaniali. Tutaj podawanie rąk nie jest częstym gestem, mówimy sobie „dzień dobry” czy „cześć” i tyle. W Polsce wchodziło się do szatni i przybijało piątkę z każdym. Również wchodząc do budynku klubowego, trzeba zdjąć buty. Zimą w szczególności z tego powodu doświadczyłem, co znaczy problem pękających pięt (śmiech).

Zawodowo natomiast zaskoczyła mnie szybkość grania w piłkę i wyszkolenie techniczne Japończyków. Wiedziałem, że są oni dobrze wyszkoleni, ale kiedy przyszedłem na trening, okazało się, że wielu z nich jest świetnie przygotowanych. Nie było tak, że wyróżniał się jeden czy dwóch zawodników. Większość jest bardzo dobrze wyszkolona technicznie.

Wygląda to lepiej niż w ekstraklasie?

Moim zdaniem tak.

W szatni trzyma Pan z Japończykami czy raczej z – nielicznymi zresztą – obcokrajowcami?

Staram się trzymać z każdym, ale wiadomo, że język jest barierą. Z obcokrajowcami mogę rozmawiać po angielsku. Staram się uczyć japońskiego. Japończycy są bardzo wdzięczni, cieszą się, że próbuję komunikować się w ich języku.

A podczas meczu nie pojawiają się problemy z komunikacją?

Na boisku nie. Ja już na samym początku poprosiłem tłumacza o przetłumaczenie podstawowych zwrotów i uczyłem się ich po japońsku od pierwszego treningu. „Prawa”, „plecy”, „uważaj”, po japońsku uczyłem już się w samolocie w drodze do Sendai. Daję też do zrozumienia Japończykom, że powinni kojarzyć te słowa po angielsku. To przydatne, kiedy jest szybka sytuacja w meczu i chcę dać komuś podpowiedź jak najszybciej.

Mamy bardzo doświadczony zespół. Obrońcy nie komunikują się w języku angielskim, ale znają podstawowe zwroty. Nauka idzie w dwie strony. Również mamy do dyspozycji tłumacza, także przed meczem czy w jego przerwie rozmawiamy, korzystając właśnie z niego, czy to anglojęzycznego, czy brazylijskojęzycznego.

Brazylijczycy w lidze japońskiej to w ogóle bardzo ciekawa sprawa. Prawie połowa zawodników z zagranicy grających w J.League pochodzi z Brazylii.

Tak, to racja, w każdym klubie jest co najmniej trzech, czterech Brazylijczyków. Ale to są zawodnicy, którzy robią różnicę. Może i nie są to znane nazwiska na rynku europejskim, ale to naprawdę dobrzy gracze, którzy dają dodatkową jakość. To przeważnie napastnicy czy środkowi pomocnicy, choć u nas w tym roku występuje tylko jeden Brazylijczyk i jest to lewy obrońca.

Wydawałoby się, że zdecydowanie atrakcyjniejszym dla Brazylijczyków rynkiem jest rynek europejski, tymczasem w Japonii gra ich więcej niż w czołowych ligach europejskich,

Ja uważam, że liga japońska w Polsce nie jest doceniana, może brakuje o niej informacji. Sam, gdy rok temu tutaj przechodziłem, nie miałem ich zbyt wiele. Inna strefa czasowa (mecze J.League rozpoczynają się często o 6, 7 rano czasu polskiego – przyp. red.), do tego w Polsce nie obejrzymy transmisji z meczu na ogólnodostępnym kanale w telewizji. A naprawdę grana jest tu ciekawa, dobra, techniczna i szybka piłka.

W Sendai zaliczył Pan bardzo dobrą drugą część roku 2019. Już zimą mówiło się o tym, że po sezonie 2020 o Pański podpis mają starać się silniejsze kluby japońskie, a także australijskie. Czy w tym momencie bierze Pan pod uwagę przeprowadzkę?

Życie nauczyło mnie tego, aby nie wybiegać daleko w przyszłość, skupić się na dniu dzisiejszym i czerpać z niego na maksa. Nie wiemy, co będzie jutro, dlatego staram się każdego dnia jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Mam radość z grania w piłkę dla wspaniałych kibiców, przy pełnych stadionach, więc to mnie cieszy.

Kontrakt mam do końca grudnia, z opcją przedłużenia. Po ostatnich meczach dało się odczuć zainteresowanie na japońskim rynku agentów – mówili, że pokazałem się z dobrej strony, oferowali swoją pomoc. Trudno powiedzieć, co będzie dalej. Dziś jestem szczęśliwy w Sendai i mam nadzieję, że zdrowie mi dopisze, bo przed sobą mamy cały sezon. Chcemy dobrze grać w piłkę i zająć porządne miejsce w tabeli. J.League podjęło też decyzję, że w tym sezonie nikt nie spada, więc każdy będzie nastawiony na ofensywny futbol.

A gdyby za rok czy dwa pojawiła się oferta z Polski – byłby Pan chętny wrócić do ekstraklasy?

Niczego nie wykluczam, o ile oczywiście pojawi się konkretna oferta. Zawód piłkarza polega na tym, że gra się tam, gdzie nas chcą. Na pewno rozważyłbym każdą opcję, ale na dzień dzisiejszy mam kontrakt i jestem szczęśliwy w Sendai.

Porozmawiajmy też o nadchodzącym sezonie. Dla Vegalty poprzedni minął pod znakiem walki o utrzymanie. Jakie cele zakładacie sobie na sezon 2020?

W tym sezonie doszło do wielu transferów zawodników. Tak naprawdę około dziesięciu graczy do nas dołączyło, podobna liczba pożegnała się z klubem, jest też nowy trener. Myślę, że celem jest walka o zwycięstwo w każdym meczu. Rywale są bardzo dobrzy, ale uważam, że w naszym składzie też znajdują się klasowi zawodnicy.

Ważne, żeby zdrowie dopisywało, bo od początku roku zmagamy się z kontuzjami kluczowych zawodników. Szczęście w nieszczęściu, że dzięki epidemii większość chłopaków mogła wyleczyć urazy. Mam nadzieję, że będziemy dawać radość kibicom, grać fajny, ofensywny futbol i zaskoczymy przeciwko mocniejszym klubom.

Takashi Kiyama – to on zimą tego roku został nowym trenerem Vegalty. Nigdy wcześniej nie miał okazji prowadzić zespołu na najwyższym szczeblu. Jak współpracuje się z nim do tej pory?

Dobrze. Wiadomo, że te ostatnie pół roku było trochę zwariowane. Byliśmy na obozie – dla mnie był to długi obóz. Zaczęliśmy go w styczniu, a zakończyliśmy dopiero w lutym – tak naprawdę dzień przed meczem na Urawie (16.02.2020 w ramach Pucharu J.League – przyp. red.).

Nowy trener to także nowy styl. Dla niego to też debiut w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale z tego, co wiem, to jego zespół w poprzednim sezonie J2 grał dobrze w piłkę i miał szansę na awans. Niestety, zaliczył gorszą serię i nie udało się awansować (zespół Montedio Yamagata poległ w barażach o awans – przyp. red.).

©︎vegalta sendai

A jak wspomina Pan poprzedniego szkoleniowca?

Poprzedniego trenera wspominam bardzo miło. Miałem możliwość współpracować z nim przez pół roku. Był to trener-wychowanek, wcześniej był asystentem i pracował tutaj już przez sześć lat. Widać było po Vegalcie, że pod wodzą byłego trenera klub robił progres, rozwijał się. Ostatecznie klub i trener nie dogadali się w kwestii przedłużenia kontraktu. Mam nadzieję, że wyniki w tym sezonie będą dobre, a Vegaltę będzie się przyjemnie oglądało.

Wydaje się, że tamtejsze sztaby są o wiele większe niż te znane w Polsce. Wiele osób przejmuje obowiązki, które w Polsce mają m.in. trenerzy czy ich asystenci.

Każdy ma do wykonania swoją pracę, swoją działkę. Wszystko łączy się w jedną całość. Jest to dla wszystkich komfortowe, bo każdy ma ograniczoną ilość czasu i czasami trudno wszystko ogarnąć samemu. Sztab medyczny także jest rozbudowany, do dyspozycji mamy czterech fizjoterapeutów, więc całość stoi na wysokim poziomie. Mamy też komfort podróży na mecz samolotem, więc czas spędzony w trasie ograniczony jest do minimum. Wszystko zrobione jest pod piłkarza, żeby był on dobrze przygotowany.

Także odległości pomiędzy miastami są większe – przykładowo Sendai i Hiroszimę dzieli ponad 1000 kilometrów.

Tak – w poprzednim sezonie na większość meczów lataliśmy samolotem, w dwóch przypadkach jechaliśmy shinkansenem, ale to też była bardzo szybka i bardzo komfortowa podróż. To bardzo przyjemne, że czas, jaki spędzamy w podróży, jest skrócony do minimum.

Na sam koniec dwa luźniejsze pytania. Najlepszy zawodnik, przeciwko któremu zagrał Pan w Japonii?

Myślę, że gracze Vissel Kobe. Iniesta, Podolski czy Villa to są nazwiska znane w całej Europie, piłkarze mający za sobą grę w najlepszych klubach na świecie.

A najlepszy zawodnik, z któremu przyszło Panu zagrać razem w Sendai?

Też znany na rynku europejskim Simao, środkowy obrońca, który ma doświadczenie z gry w Lidze Mistrzów. Były zawodnik Panathinaikosu, mistrz Grecji, grał także w Levante. Jest ważnym elementem w naszym zespole, jest kapitanem. Wskażę jego, ale tak, jak mówiłem – Japończycy też są bardzo dobrzy technicznie, szybcy i pewnie mógłbym też wymienić kilku z nich.

Bardzo dziękuję za rozmowę – życzę przede wszystkim zdrowia oraz dobrych wyników w tym sezonie.

Również dziękuję.

***

Rozgrywki w Japonii zostały wstrzymane już po pierwszej kolejce. Wszystko z powodu pandemii koronawirusa, która ogarnęła cały świat. Druga oraz trzecia liga japońska ruszyły w miniony weekend, a na start japońskiej ekstraklasy trzeba poczekać do 4 lipca. Już w najbliższą sobotę zespół Jakuba Słowika zmierzy się z Shonan Bellmare – drużyną, która w poprzednim sezonie utrzymała się tylko dzięki barażom.

Dziękujemy klubowi Vegalta Sendai za udostępnienie zdjęć z Polakiem w roli głównej. Zachęcamy także do zapoznania się z innymi tekstami dotyczącymi ligi japońskiej. W tym roku opowiadaliśmy historię futbolu w Kraju Kwitnącej Wiśni, wspominaliśmy magiczne miesiące Arsene’a Wengera w Nagoja, a także przyglądaliśmy się jednemu z młodych talentów ligi japońskiej.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze