Hertha BSC, czyli niemiecki synonim upadku


Zespół berlińskiej "Starej Damy" przegrał sześć na siedem ostatnich spotkań i jest na dobrej drodze do pożegnania się z Bundesligą

3 lutego 2023 Hertha BSC, czyli niemiecki synonim upadku

To, że Berlin jest czerwony, nie dziwi już żadnego kibica niemieckiej piłki. Hertha przegrała właśnie piąte derby z rzędu, a w dodatku była to dla niej trzecia porażka w trzecim meczu od powrotu do ligowego grania. "Stara Dama" od kilku dobrych sezonów dryfuje w kierunku 2. Bundesligi, a po wznowieniu rozgrywek nie daje zupełnie żadnych argumentów, które pomagałyby kibicom myśleć o utrzymaniu. Czy jest jeszcze co ratować? Przyjrzeliśmy się sytuacji panującej w klubie.


Udostępnij na Udostępnij na

Miało być dobrze, wyszło jak zwykle

W ubiegłym sezonie od katastrofy dzieliło Herthę naprawdę niewiele. Po marcowej porażce z Borussią Moenchengladbach z posadą pożegnał się Tayfun Korkut. Misją ratunkową pt. „utrzymanie” miał się zająć nie kto inny jak… Felix Magath. Utytułowany niemiecki szkoleniowiec wykonał powierzone mu zadanie. Co prawda „Stara Dama” utrzymała się dopiero po barażowym dwumeczu z HSV, ale najważniejszy był fakt pozostania w elicie.

Wydawało się, że obecny sezon będzie dla Herthy sezonem przejściowym. Trenerem został Sandro Schwarz, były szkoleniowiec Dynamo Moskwa. Nie przeprowadzono również głośnych transferów – najdroższym nabytkiem sprowadzonym na Olympiastadion został Wilfried Kanga, napastnik BSC Young Boys.

Kampanię 2022/2023 piłkarze rozpoczęli od kolejnej przegranej z rywalem ze ” Starej Leśniczówki”. Terminarz ułożył się na tyle niekorzystnie, że po czterech kolejkach przy „Starej Damie” widniało tylko jedno oczko, zdobyte z Eintrachtem Frankfurt. Jednak później w grze berlińczyków można było zobaczyć małe światełko w tunelu. Remis z Freiburgiem oraz wygrane z Augsburgiem i Schalke 04 może nie napawały optymizmem, ale były iskierką nadziei dla fanów. Przedmundialową część sezonu Hertha kończyła na 15. lokacie.

 

Co trapi „Starą Damę”?

Podobno pieniądze szczęścia nie dają. Jak się okazało, punktów również. Dobitnie przekonali się o tym berlińscy działacze, z głównym inwestorem Larsem Windhorstem na czele. Dziś tylko z lekkim przekąsem wspominamy o perspektywie Big City Club. Perspektywie, która miała wprowadzić Herthę na europejską scenę i uczynić z niej drużynę zdolną walczyć nawet o mistrzostwo Niemiec.

W klub wpompowano olbrzymie sumy pieniędzy, sprowadzając na Olympiastadion między innymi Krzysztofa Piątka, Matheusa Cunhę czy Dodiego Lukebakio. Łącznie latem 2019 roku wydano ponad 110 milionów euro. To, co miało być zapowiedzią obfitych czasów, stało się symbolem wstydu i klęski. Big City Club było coraz częściej zamieniane na Big Shitty Club. Tłumaczenie uznajemy za zbędne…

 

Hertha, czyli jak nie powinien wyglądać poważny klub

Gdy nie idzie, zmieńmy szkoleniowca. Tą drogą próbowano szukać rozwiązania problemów w Berlinie. Znamienny jest fakt, iż Sandro Schwarz jest siódmym trenerem „Starej Damy” od listopada 2019 roku. Daleko od stabilizacji, prawda?

 

Pieniądze zainwestowane przez Windhorsta zniknęły równie szybko, jak się pojawiły. Pandemia koronawirusa i nierozsądne budowanie zespołu opartego na indywidualnościach mocno nadszarpnęły budżet klubu. Próbą ratowania sytuacji miało być zatrudnienie Frediego Bobica w roli dyrektora sportowego. Reklamą dla Niemca był jego pobyt w Eintrachcie Frankfurt, gdzie mocno przyczynił się do sprzedaży Luki Jovicia do Realu Madryt i Sebastiena Hallera do West Hamu United.

Sytuacja finansowa jest zła. Windhorst sprzeda swoje udziały na rzecz 777 Partners. Tymczasem klub i 777 prowadzą rozmowy o kolejnym wkładzie finansowym po wejściu grupy w posiadanie akcji klubu. Ten zastrzyk to naprawdę jedyna nadzieja Herthy na przetrwanie finansowe w dłuższej perspektywie – mówi nam Paul Gorgas, dziennikarz „Bilda”.

 

Kompletny chaos – Hertha w pigułce

Po wznowieniu rozgrywek trafiła się kolejna porażka, tym razem z Bochum. Następny tydzień przyniósł kolejne dwa bolesne niepowodzenia. Najpierw Herthę rozbiła wataha wilków z Wolfsburga, a oliwy do ognia dolała kolejna, bo piąta z rzędu przegrana z rywalem zza miedzy, Unionem Berlin.

Nie bardzo da się wytłumaczyć, dlaczego po mundialu nastąpiło takie załamanie. Może drużyna przeceniła swoje siły po dobrych występach w pierwszej połowie sezonu, nawet jeśli brakowało wyników. Teraz są głęboko w strefie spadkowej i presja się nasila – dodaje Gorgas.

Bezpośrednio po derbach klub wydał komunikat, w którym poinformował o zwolnieniu Frediego Bobica.

Na zwolnienie Bobica złożyło się kilka powodów. Pierwszy – ten najbardziej oczywisty – to efekty jego pracy. Fatalna skuteczność transferowa, mało który pomysł z nowym piłkarzem był trafiony. Do tego słaby dobór trenerów. Już na początku pracy Niemiec rozstał się z klubową legendą, czyli Palem Dardaiem, bo uważał, że Węgier nie wyciska maksimum potencjału z drużyny. Od momentu Dardaia jest jednak tylko gorzej, a kolejne decyzje trenerskie pogrążały Bobica.

Jego relacje z prezesem klubu mocno się pogorszyły również jesienią, gdy Bobic puścił oczko do niemieckiego związku piłki nożnej, sugerując, że chętnie przejąłby schedę po Oliverze Bierhoffie w roli menedżera reprezentacji. Prezes Kay Bernstein miał się wtedy solidnie zirytować i stwierdzić, że skoro komuś nie zależy na pracy w Hercie, to droga wolna – mówi w rozmowie z nami komentator Viaplay, Marcin Borzęcki. 

Jego miejsce zajął dobrze znany w środowisku Herthy Benjamin Weber, który pracował w klubie ponad osiemnaście lat.

W Bennym i Zecke mamy dwie osoby, z którymi ludzie mogą się identyfikować, które żyją dla Herthy. To jest dokładnie to, czego potrzebujemy – mówił na konferencji prasowej Kay Bernstein, prezydent „Starej Damy”.

***

Zatrudnianie nowego dyrektora sportowego dwa dni przed zamknięciem okienka transferowego nie brzmi może logicznie, ale do takich działań fani z niebieskiej części Berlina zdążyli się przyzwyczaić.

Ani jeden, ani drugi nie pracował w takiej roli. Co prawda obaj kręcili się w swojej karierze zawodowej w temacie okołotransferowym i okołopiłkarskim, ale to jednak nie to samo. Zostali wrzuceni na głęboką wodę i już na finiszu styczniowego okna transferowego nie potrafili dopiąć kilku transferów, przez co Hertha nie za bardzo się wzmocniła. Nie będzie więc im łatwo utrzymać „Starą Damę” w Bundeslidze – dodaje Borzęcki.

Czy to się może udać?

Jesteśmy na półmetku ligowych zmagań w Bundeslidze. Hertha zajmując 17. miejsce w tabeli, wyprzeda tylko Schalke 04. Na horyzoncie są spotkania z Eintrachtem Frankfurt, Borussią Moenchengladbach i BVB. Nie ma raczej co liczyć na powalające zwiększenie dorobku punktowego. Pytanie, ile cierpliwości będą mieli działacze Herthy do sztabu Schwarza. Czy „Starej Damie” uda się pozostać w najwyższej klasie rozgrywkowej? Czy jednak spadną i czeka ich równie żmudna walka o awans, jak to ma miejsce w przypadku HSV?

Na pewno Schwarzowi sprawy nie ułatwia fakt, że został zwolniony Fredi Bobic, który – jako człowiek zatrudniający go w „Starej Damie” – bronił go w mediach nawet mimo gorszych wyników i twardo stał za tym, że Schwarz musi dalej prowadzić zespół. Jesienią Hertha grała całkiem przyjemnie dla oka, ale słabo punktowała. Styl gry był natomiast argumentem za szkoleniowcem, można było się łudzić, że wkrótce pójdą za nim też wyniki. Teraz natomiast ani nie gra ładnie, ani nie punktuje, ani nie ma już Bobica, więc wydaje się, że potencjalne zatrudnienie strażaka jest bliżej niż dalej, ale o wszystkim zadecydują najbliższe kolejki – kończy Borzęcki.

Komentarze
La Vecchia Signora (gość) - 2 lata temu

oby obie Stare Damy (włoska i niemiecka) w końcu zaczęły punktować na poziomie oczekiwań swoich kibiców

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze