Werona, przez wielu uważana za najpiękniejsze miasto na Półwyspie Apenińskim, może pochwalić się także sporymi tradycjami piłkarskimi. Dwa kluby z tego miasta co tydzień stawiają czoła możniejszym konkurentom z Turynu, Rzymu czy Mediolanu. Jednak to może się wkrótce zmienić. Bynajmniej nie dlatego, że na horyzoncie widać zamożnego sponsora, który zainwestuje w piłkę w Weronie. Hellas Werona, mistrz kraju z 1985 roku, nieuchronnie dryfuje w kierunku Serie B.
Jeśli weźmiemy pod uwagę TOP 5 europejskich lig piłkarskich, jedynie zamykające tabelę francuskiej Ligue 1 Troyes może „pochwalić się” podobnym osiągnięciem. Co łączy zatem Hellas Werona i francuskiego outsidera? Oba zespoły w bieżącym sezonie ani razu nie schodziły z boiska w glorii zwycięzców, kończąc pierwszą rundę rozgrywek z katastrofalnym dorobkiem ośmiu punktów.
Liczby Hellas z tego sezonu są fatalne. Bilans 0-8-12, do tego najmniejsza liczba zdobytych bramek (12, co daje średnią 0,6 gola na mecz) i trzecia najgorsza obrona ligi (gorzej wypadają jedynie defensywy beniaminków – Carpi i Frosinone). Nie licząc dwóch wygranych z niżej notowanymi rywalami w rozgrywkach Coppa Italia (choć i tam zdążyła już odpaść, ulegając Napoli 0:3), drużyna z miasta Romea i Julii czeka na sukces w lidze od 17 maja, kiedy to w jednej z ostatnich kolejek minionej kampanii pokonała Empoli 2:1. Hellas od momentu powrotu do włoskiej elity, czyli 2013 roku, ani razu nie znalazł się w strefie spadkowej. W pierwszych dwóch sezonach w Serie A dorobił się miana bardzo solidnego średniaka, który potrafił na własnym stadionie urwać punkty takim firmom, jak: Roma, Milan czy Juventus. Co więc stało się w tym sezonie z ekipą „Gialloblu”, że praktycznie w połowie sezonu jest jedną noga od ponownej degradacji?
Luca Toni się wystrzelał
To miało być romantyczne pożegnanie z futbolem. Toni po średnio udanym epizodzie we Fiorentinie latem 2013 roku postanowił związać się roczną umową z powracającą do elity ekipą Hellas. Chyba mało kto wierzył, że 36-letni wówczas napastnik osiągnie coś więcej aniżeli kilka bramek w ciągu całego sezonu. Od momentu opuszczenia Bayernu Monachium, w którym był niekwestionowaną gwiazdą, zaliczał epizody w Romie, Juventusie czy Genoi, ale nigdzie nie zagrzał miejsca na dłużej niż rok. Do siatki rywali również nie trafiał już z taką częstotliwością jak w czasach gry w Niemczech czy we włoskiej reprezentacji. Tymczasem Toni po raz kolejny postanowił jednak zaskoczyć niedowiarków. Już w pierwszym meczu sezonu przeciwko Milanowi zdobył dwie bramki, zapewniając przy tym sensacyjną wygraną ekipie beniaminka przeciw utytułowanemu rywalowi. Cały sezon zakończył jako wicekról strzelców z 20 bramkami na koncie. Jeszcze lepsze statystyki wykręcił w kolejnym sezonie, zdobywając 22 gole, i wraz z Mauro Icardim z Interu sięgnął po tytuł najlepszego strzelca Serie A. Ten sezon przynosi jednak rozczarowanie. Podczas swojego pobytu w Weronie Toni miał to szczęście, że omijały go większe urazy i mógł spokojnie skupiać się tylko na grze, a nie na kolejnych odwiedzinach w gabinetach lekarzy. Niestety w tym sezonie dało o sobie znać lewe kolano, którego kontuzja wykluczyła z gry na dwa miesiące. Łącznie na boisku w spotkaniach ligowych pojawiał się dziesięć razy, zdobył w nich trzy bramki. Co gorsza dla fanów klubu z miasta Werony, napastnik coraz odważniej przebąkuje o możliwości zakończenia kariery po sezonie. – Być może to już jest czas, aby wycofać się z futbolu. Mam nadzieję, że pod koniec sezonu będę mógł świętować fakt, że pomogłem Weronie utrzymać się w Serie A – stwierdził Toni.
Nietrudno się domyślać, że siła ofensywna Hellas od czasu powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej spoczywała na barkach jednego zawodnika. Teraz, kiedy 38-latek coraz częściej ma problemy ze zdrowiem, próżno szukać w drużynie Hellas godnych zastępców. Dość powiedzieć, że drugim strzelcem w zespole jest… boczny obrońca Eros Pisano z dwoma golami na koncie. Zespół, który jeszcze dwa sezony temu potrafił zakończyć rozgrywki z liczbą 62 bramek, w tym dotychczas wypracował sobie raptem 155 szans strzeleckich. Mniej w całej lidze wykreowały jedynie Sampdoria i Bologna.
Nietrafione transfery
Do tej pory Hellas dzięki przyzwoitym wynikom mógł liczyć na dochody z transferów swoich wyróżniających się graczy. Tak było w przypadku Jorginho (trafił do Napoli za 9,5 mln euro) czy Juana Iturbego, którego talent i gra tak spodobały się włodarzom AS Roma, że postanowili wyłożyć 24 miliony euro. Przed rozpoczęciem obecnego sezonu udało zatrzymać się w zespole czołowych zawodników, a kibice po cichu liczyli na wzmocnienia, które pozwolą nawiązać walkę o miejsca gwarantujące udział w Lidze Europy. Niestety, letnie okienko transferowe okazało się niewypałem. Sprowadzono Giampaolo Pazziniego, który miał wzorem Luki Toniego odzyskać w przeciętnym klubie skuteczność i być gwarantem kilku bramek w sezonie. Jak do tej pory ta sztuka udała mu się raz, mimo że był podstawowym napastnikiem w momencie, gdy urazu nabawił się Toni. Również wiele więcej spodziewano się po Leandro Greco. Doświadczony pomocnik wystąpił w siedemnastu meczach, jednak nie zapisał się ani razu w protokole meczowym w rubryce bramki czy asysty. Werony nie zbawił także Paweł Wszołek. Początek sezonu miał bardzo kiepski. Ówczesny trener nie widział go w składzie, często nie powołując nawet do meczowej kadry. Sytuacja poprawiła się w momencie pojawienia się w klubie Luigiego Delneriego. Wszołek zaczął częściej pojawiać się na boisku, jednak jak do tej pory niczym szczególnym się nie wyróżnił. Głównym wzmocnieniem w szeregach defensywy miało być sprowadzenie ze szwedzkiego Malmo Filip Helandera, którego okrzyknięto następcą Rafy Marqueza. Twarda, konsekwentna włoska piłka szybko zweryfikowała jednak Szweda, który jeszcze będzie musiał się sporo nauczyć na włoskiej ziemi. Okazji jednak może być coraz więcej, bo w zimowym okienku transferowym kontrakt z klubem rozwiązał Marquez.
Gdzie zatem szukać pozytywów transferowych? Na pewno wspomniany wcześniej Pisano czy młody i perspektywiczny pomocnik Federico Viviani. Wykupiony z AS Roma za 4 miliony euro jest chyba najjaśniejszym punktem zespołu. W tym sezonie zdobył już jedną bramkę i dorzucił trzy asysty. Nawet jeśli „Gialloblu” nie uda się utrzymać Serie A, to myślę, że mogą sporo na tym chłopaku zarobić, bo na pewno ktoś się po niego zgłosi. Światełko w tunelu pojawiło się niedawno, gdy do drużyny dołączył Urby Emanuelson. Hellas po raz kolejny wyciąga pomocną dłoń do doświadczonych zawodników, dając możliwość odbudowania swojej formy. Swego czasu w Milanie był zawodnikiem podstawowego składu i wypada mieć tylko nadzieję, że w Weronie weźmie przykład z Luci Toniego z najlepszego okresu, a nie Giampaolo Pazziniego.
Luigi Delneri na ratunek?
Od 2010 roku zespół z Werony prowadził Andrea Mandorlini. Był on do niedawna najdłużej pracującym trenerem we Włoszech. Przyczynił się do największych sukcesów Hellas w ostatnich latach. To za jego sprawą zespół po długim okresie tułaczki w niższych ligach wrócił tam, gdzie jego zaszczytne miejsce. Charyzmatyczna postać, stał się jednym z ulubieńców trybun na Marc-Antonio Bentegodi. Swoje zaufanie przed sezonem okazali mu także włodarze, przedłużając wygasającą umowę o kolejne dwa lata. Nikt jednak nie był w stanie przewidzieć kryzysu i marnej formy, w jakiej znajdzie się drużyna. Czara goryczy przelała się po 14. kolejce, kiedy to Hellas musiał uznać wyższość beniaminka z Frosinone. Szefowie klubu podziękowali za współpracę Mandorliniemu, prawdopodobnie uznając, że relacja na linii trener-piłkarze wypaliła się i nie będzie on już w stanie wycisnąć więcej ze swoich podopiecznych. Był to dość zaskakujący ruch, jednak jeszcze większe zaskoczenie wywołała osoba następcy Mandorliniego. Odkurzono lekko zapomnianego Luigiego Delneriego.
#benvenutomister Ecco il tecnico Luigi Delneri mentre firma il contratto che lo lega all'@HellasVeronaFC pic.twitter.com/qInLyLojGZ
— Hellas Verona FC (@HellasVeronaFC) December 1, 2015
Decyzja dość dziwna, albowiem Delneri pozostawał bez pracy od 2013 roku, kiedy to został zwolniony z Genoi po tym, jak prowadzona przez niego drużyna wygrała zaledwie 2 z 13 spotkań.
Gdy w trakcie sezonu dochodzi do zmiany na stanowisku trenera, to albo czeka nas tzw. efekt nowej miotły i drużyna z miejsca zaczyna punktować, albo też nowa miotła nie przyniesie wymiernych efektów i zespół dalej będzie tkwił w marazmie. Dla graczy Hellas zmiana trenera oznaczała zmianę ustawienia i naukę nowych schematów gry. Delneri na początku stosował ustawienie 4-4-1-1 z wysuniętym Tonim. Nie przynosiło to jednak oczekiwanych korzyści „Żółto-niebieskim”, więc trener postanowił w ostatnim meczu ligowym z Palermo po raz pierwszy w tym sezonie posłać w bój od początku Toniego i Pazziniego. Klasyczne 4-4-2 z Wszołkiem i Hallfredssonem ustawionymi na bokach pomocy. Mimo przewagi i kilku naprawdę klarownych okazji Hellas musiał po raz kolejny przełknąć gorycz porażki.
W tym momencie trudno wyrokować, czy Delneri pozostawi na rozbitej drużynie swój ślad i czy uda mu się wydostać Hellas ze strefy spadkowej. Ostatnie jego trenerskie podejścia wskazują, że może o to być niełatwo. Wiele zależeć będzie od kilku najbliższych spotkań, w których zmierzy się z Romą, Genoą, Torino i Atalantą. Mecz z Palermo, mimo że przegrany, pokazał, że zespół może grać ofensywną piłkę i stwarzać dogodne sytuacje. Może Delneri wyciągnie z tego spotkania podobne wnioski i na piekielnie trudny mecz na Stadio Olimpico zaryzykuje grę na dwójkę napastników.
Hellas jest klubem zdecydowanie popularniejszym w samej Weronie aniżeli Chievo. Szkoda by było w kolejnym sezonie nie oglądać rywalizacji derbowej tego pięknego miasta. A niestety obawiam się, że jeśli Hellas spadnie, to może na kolejne długie lata tułać się na zapleczu wielkiej piłki.