Hapoel Beer Szewa – czy Śląsk Wrocław ma się czego bać?


Przyglądamy się dzisiejszemu przeciwnikowi wrocławian. Hapoel Beer Szewa ma kilka atutów, ale wiadomo, że nie jest bez wad

5 sierpnia 2021 Hapoel Beer Szewa – czy Śląsk Wrocław ma się czego bać?
haaretz.co.il

Europejska przygoda Śląska Wrocław trwa. Po wyeliminowaniu estońskiego Paide Linnameeskond oraz armeńskiego Araratu Erywań „Wojskowi” w trzeciej rundzie eliminacji do Ligi Konferencji zmierzą się z drużyną z Izraela. Hapoel Beer Szewa – bo o nim mowa – miał w przeszłości udane perypetie z europejskimi pucharami, lecz z całą pewnością nie jest to drużyna, której z automatu powinniśmy dopisać awans.


Udostępnij na Udostępnij na

Jeżeli podopieczni Jacka Magiery chcą sprawić miłą niespodziankę i awansować do fazy grupowej nowego pucharu, tacy przeciwnicy nie mogą wpędzać wrocławian w strach. Domyślamy się jednak, że przeciwny obóz ma takie same aspiracje oraz podejście do drużyny Śląska. Zapowiada się więc wyrównany dwumecz, w którym to Hapoel Beer Szewa będzie faworytem.

Historia oraz ostatni sezon

„Duma Negewu” została założona w 1949 roku, lecz na pierwsze poważne sukcesy czekała aż do lat 70. W 1975 roku zdobyła swoje pierwsze krajowe mistrzostwo, a rok później je obroniła. Jak się okazało, na następne trofeum musiała czekać aż do 1997 roku, kiedy to sięgnęła po Puchar Izraela. Najczarniejsze chmury zebrały się nad klubem w sezonie 2004/2005, kiedy to w 33 spotkaniach zdobył zaledwie 32 punkty, co poskutkowało ostatnim, 12. miejscem w lidze oraz spadkiem. 

Dwa lata później Eli Zino, ówczesny właściciel Hapoelu, sprzedał klub Alonie Barkat – biznesmence pracującej wcześniej w Stanach Zjednoczonych. Nieoczekiwanie stało się to ratunkiem dla zespołu. Wrócił on do pierwszej ligi w sezonie 2008/2009. Zajął wówczas trzecie miejsce, lecz skorzystał na powiększeniu ligi do szesnastu drużyn. Najważniejszym, przełomowym czasem były lata 2016–2018. Hapoel zdobył bowiem trzy mistrzostwa z rzędu. W 2020 roku natomiast dołożył do tego Puchar Izraela.

W ostatniej kampanii podopieczni Ronny’ego Levy’ego zajęli w rundzie zasadniczej piątą lokatę, a ostatecznie czwartą, co dało im możliwość udziału w kwalifikacjach do Ligi Konferencji. Zdobyli 48 punktów w 36 spotkaniach, strzelając 45 bramek, tracąc ich o dwie mniej. Ich bilans ligowy to 11 zwycięstw, 15 remisów oraz dziesięć porażek. To właśnie zbyt częsty podział punktów sprawił, że Hapoel Beer Szewa nie mógł zagrozić Maccabi Hajfa w zdobyciu tytułu. Ostatecznie strata do mistrza wyniosła aż 31 punktów. Seria pięciu remisów z rzędu w grupie mistrzowskiej obnażyła niejako niemoc Hapoelu w ostatnim sezonie.

Hapoel Beer Szewa czarnym koniem Ligi Europy

Do sezonu 2016/2017 Hapoel Beer Szewa nie odnosił większych sukcesów na scenie europejskiej. Mógł on zostać co najwyżej zapamiętany z tego, że w 1995 roku przegrał w 1. rundzie Pucharu UEFA z FC Barcelona w dwumeczu 0:12 oraz dwa lata później w Pucharze Zdobywców Pucharów z Rodą Kerkrade 1:14. Obraz ten zmienił się po zdobyciu pierwszego z trzech mistrzostw z rzędu.

Ówcześni mistrzowie otarli się o udział w Lidze Mistrzów, przegrywając ostatecznie z Celtikiem Glasgow 4:5. Porażkę tę można uznać za bolesną, biorąc pod uwagę fakt, że pierwszy mecz Izraelczycy wygrali 2:0, mając bramy do raju otwarte bardzo szeroko. Ostatecznie rewanż okazał się brutalnym zderzeniem z rzeczywistością, a Hapoelowi pozostał udział w Lidze Europy.

Trafił on do niezwykle wymagającej grupy z Interem Mediolan, Spartakiem Pragą oraz Southampton. Niedoceniani mistrzowie Izraela pokazali, na co ich stać, i nie dość, że przeszli do fazy pucharowej, to dwukrotnie pokonali „Nerazzurrich”, którzy zawiedli na całej linii. Przygoda „Dumy Negewu” zakończyła się na 1/16 finału, a zbyt mocny okazał się Besiktas.

W kolejnych latach Hapoel Beer Szewa wystąpił w fazie grupowej Ligi Europy jeszcze dwa razy. Rok po tamtym sukcesie zajął ostatnie miejsce w grupie z FC Lugano, Viktorią Pilzno oraz Steauą Bukareszt, a w zeszłym sezonie trzecie, rywalizując z Bayerem Leverkusen, Slavią Praga i Niceą. Nie udało mu się więc powtórzyć wyczynu z kampanii 2016/2017.

Silne strony Izraelczyków

Jak słusznie zauważył portal ŚLĄSKnet.com, formacja obronna Izraelczyków zdaje się ich głównym atutem. Środek defensywy złożony jest z kapitana, Portugalczyka Miguela Vitora. Wychowanek Benfiki ma za sobą występy w Leicester oraz PAOK Saloniki, a do Hapoela dołączył w 2016 roku. Rozegrał również 15 spotkań w reprezentacji U-21, lecz debiutu w drużynie seniorskiej się nie doczekał. Jego partnerem jest Eitan Tibi, 53-krotny reprezentant Izraela, który praktycznie całą swoją karierę spędził w ojczyźnie (z wyjątkiem rocznej przygody w belgijskim Charleroi).

W zeszłym sezonie najlepszym strzelcem „Dumy Negewu” był Josue, obecny zawodnik… Legii Warszawa. Portugalczyk strzelił wówczas siedem bramek w 18 spotkaniach rundy zasadniczej, a w rundzie mistrzowskiej dołożył kolejne dwa trafienia. Rozgrywki ligi izraelskiej wystartują dopiero pod koniec sierpnia, tak więc trudno przypuszczać, kto znajduje się w wysokiej formie strzeleckiej. W rewanżu z bułgarską Ardą w poprzedniej rundzie eliminacji na szpicy ustawiony był Sagiv Yehezkel, nominalny prawy napastnik. Należy również zwrócić uwagę na Eltona Acolatse. Skrzydłowy wpisał się na listę strzelców w sparingu z Bruk-Betem Termaliką oraz w starciu z Ardą.

Słabości Hapoelu

Problemem drużyny z Izraela może być wspomniany fakt, że liga w tym kraju rusza dopiero 28 sierpnia. Klub jednakże wznowił przygotowania jeszcze w lipcu, a jego sparingpartnerami były trzy polskie zespoły – Bruk-Bet, Resovia oraz Górnik Zabrze. Dodatkowo nie jest to dla Hapoelu nowa sytuacja, ponieważ izraelska Ligat ha’Al co roku rozpoczyna się właśnie w tym czasie.

Oprócz tego drużyna Ronny’ego Levy’ego prawdopodobnie, tak jak z Bułgarami, zagra bez nominalnego napastnika. Itay Shechter, „dziewiątka” Hapoelu, do Wrocławia nie przyjechał z powodu zakażenia koronawirusem. W jego miejscu pojawi się najpewniej wspomniany Yehezkel, który z konieczności został przesunięty na tę pozycję już w poprzednim spotkaniu.

Za sporą bolączkę można uznać również fakt, że Hapoel jest w lekkiej przebudowie. W niedalekiej przeszłości z drużyny odeszło aż 16 zawodników (w tym wspomniany Josue), a drugie tyle zostało nowymi nabytkami. Za największe wzmocnienie należy uznać Ghańczyka, Eugene Ansaha, oraz Mariano Bareiro – Argentyńczyka z izraelskim paszportem. Tak wiele zmian w składzie oraz brak ogrania ligowego może doprowadzić do problemów z komunikacją na boisku.

To będzie ciekawe spotkanie

Historia starć polsko-izraelskich stoi nieznacznie po naszej stronie. Na sześć spotkań cztery wygrały polskie drużyny, a dwa izraelskie. Śląsk jednakże nigdy nie grał oficjalnego meczu z rywalem z tego kraju. Hapoel jest nieznacznym faworytem, lecz pragmatyczny styl gry tej drużyny może odpowiadać szalonej ofensywie „Wojskowych”. Kluczowa będzie gra w obronie wrocławian, z którą ostatnio mieli spore problemy. Jeśli te mankamenty zostaną naprawione, a siła w ataku podtrzymana, Śląsk może sprawić niespodziankę. Zwłaszcza, że pierwszy mecz będzie we Wrocławiu, a podopieczni Jacka Magiery lepiej czują się na swoim stadionie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze