Haaland jest wielki!


Borussia Dortmund remisuje u siebie z Sevillą i awansuje do 1/4 finału Ligi Mistrzów

9 marca 2021 Haaland jest wielki!
Joachim Bywaletz/Xinhua/PressFocus

Wtorkowy wieczór, już wszyscy wiedzą, co nadchodzi. Krótko jej nie było, ale już zdążyło się zatęsknić. Wróciła ona, upragniona, wymarzona Liga Mistrzów. Wchodzi ona w coraz bardziej decydujące fazy. Rewanże w 1/8 finału to nie przelewki. Wiedzieli o tym BVB i Sevilla. Wynik pierwszego meczu gwarantował emocje od początku. Sevilla w teorii powinna ruszyć do przodu od pierwszego kopnięcia. To okazja na wykorzystanie szybkości Haalanda. To musiał być naprawdę dobry mecz.


Udostępnij na Udostępnij na

Haaland i Liga Mistrzów. Ten duet od początku poczuł do siebie chemię. Niczym para dzieci, które zakochują się w sobie w szkole podstawowej. Potem wspólne wypady za miasto w gimnazjum, pierwsze wakacje we dwójkę w liceum, zaręczyny, aż w końcu ślub. Wydaje się, że etap gimnazjum Haaland z wieczorami w środku tygodnia ma już za sobą. Teraz pozostaje potwierdzić aspiracje kolejnymi świetnymi występami. Tym bardziej że wątpliwy był występ być może największej gwiazdy Sevilli. Potencjalny brak Julesa Kounde to byłoby bardzo znaczące osłabienie. Fakt, Terzić nie będzie mógł skorzystać z Sancho i Guerreiro, ale to goście muszą atakować i jednocześnie dobrze bronić.

Optyczna dominacja Sevilli

Sevilla chciała zacząć tak jak w pierwszym spotkaniu. Lucas Ocampos już na początku zagroził bramce Hitza. Argentyńczyk oddał groźny, choć dosyć łatwy do obrony strzał. Widać było dobre nastawienie od początku meczu. Cóż z tego, że pierwsze 15 minut to totalna dominacja Sevilli, skoro to tylko optyczne wrażenie. Na tablicy wyników wciąż 0:0. Każda upływająca minuta działała na korzyść dla gospodarzy.

Haaland = gol w Lidze Mistrzów

No właśnie, co z tego? Nic z tego. Borussii wystarczył jeden moment, jedno przyspieszenie i błąd Sevilli. Goście na kolanach. Za sprawą kogo? Oczywiście Haalanda, ale trzeba docenić też Reusa. Znakomicie wyłożył piłkę do Norwega. Ten musiał tylko dołożyć stopę i dokończyć dzieła. Robi to wyśmienicie i zrobił po raz kolejny. Przed Sevillą było piekielnie trudne zadanie. Sama optyczna przewaga to zdecydowanie zbyt mało.

Haaland był niewidoczny do 35. minuty. Przebudził się w najważniejszym momencie. Jak trzeba było bezlitośnie zranić rywala, pojawił się i strzelił gola. Ta bramka oznaczała, że Sevilla musiała jeszcze bardziej ruszyć do ataku w drugiej połowie. Potrzebowała trzech trafień i poprawy skuteczności. Sytuacje były, brakowało finalizacji.

Potrójna szansa Haalanda

Powiedzieć, że Haaland jest znakomitym napastnikiem, to tak jakby nic nie powiedzieć. Przyjął piłkę na 40. metrze przed bramką. Podał, pobiegł, przyjął. Po przyjęciu nie uderzał. Przedryblował obrońców Sevilli, przestawił z dziecinną łatwością Fernando i uderzył z bardzo ostrego kąta. Wpadło. Analiza VAR, Norweg jednak faulował Fernando. Bramka anulowana, ale, ale… Sędzia cofa się o kilkanaście sekund. Kounde faulował Haalanda w polu karnym. Rzut karny wykonuje Haaland. Broni Bono, Haaland dobija, znowu broni Bono. Ale, ale… sędzia cofa karnego. Bono wyskoczył przed linię. Powtórzony karny, ponownie podchodzi Haaland. Strzał w stylu Lewandowskiego, tym razem wpadło. Zwariowane pięć minut w Dortmundzie, zakończone happy endem dla gospodarzy.

Iskierka nadziei Sevilli

Jedno na pewno trzeba Sevilli oddać. Starali się. Były strzały, wrzutki, faule. Właśnie, faule. Emre Can postanowił zadbać o jakiekolwiek emocje w tym meczu. Bezmyślnie sfaulował w polu karnym wprowadzonego wcześniej na boisko de Jonga. En-Nesyri podszedł do karnego i bardzo pewnym strzałem dał iskrę nadziei na dogrywkę dla gości. Swoją drogą, trzeba mieć prawdziwe „cojones”, żeby uderzyć w ten sposób w takim momencie. To cechuje tych znakomitych graczy. En-Nesyri dorzucił jeszcze gola po znakomitej wrzutce Rakiticia. Na nic to jednak się nie zdało. Wyskok Marokańczyka był jednak bardzo imponujący. Była nadzieja, ale nic więcej. Sevilla odpadła z Ligi Mistrzów.

***

Sevilla dziś bardzo mocno się starała. Walczyła od początku do końca meczu. Tak naprawdę to chyba nawet można powiedzieć, że była piłkarsko lepsza od gospodarzy. Kolejny raz trzeba sobie jednak zadać pytanie: ale co z tego? Nic z tego, jedynie dwa strzelone gole przy takiej optycznej dominacji to mało, dokładniej o jednego gola za mało. W zespole Lopeteguiego na pewno nie brakowało charakteru. Hiszpan ustawił swoją drużynę znakomicie pod względem wolicjonalnym. Zmotywował, zrobił swoje.

Ale co zrobisz, gdy w barwach rywali gra taki piłkarz jak Haaland? Pozostaje się chyba modlić przed wyjściem na boisko, w trakcie meczu też nie zaszkodzi. Trzeba sobie jasno powiedzieć. Erling Haaland to jest kolejny z rodziny Mr. Champions. Norweg zdobył dziś swoją 19. i 20. bramkę w CZTERNASTYM występie w tych elitarnych rozgrywkach. Trudno go opisać słowami. Nawet jeśli Borussia ma olbrzymie problemy w defensywie, to z przodu biega facet, który potrafi zrobić coś z niczego. Takich piłkarzy dziś potrzebuje futbol. Tacy piłkarze pozwalają zdobywać trofea. Tacy piłkarze zapewniają awanse w Lidze Mistrzów. Trzeba chyba tylko czekać, aż staną naprzeciwko siebie z Kylianem Mbappe. To byłby znakomity pojedynek. Jutro czas na Francuza. Dziś Norweg poprowadził swój zespół do awansu. Kolejny raz. Chapeau bas, panie Haaland.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze