Ferland Mendy – talizman i najlepszy transfer Realu Madryt


Rozwój francuskiego obrońcy jest coraz bardziej widoczny 

20 lutego 2021 Ferland Mendy – talizman i najlepszy transfer Realu Madryt
Yannis Halas / Focus Images / MB Media / PressFocus

Latem 2015 roku Ferland Mendy został przeniesiony do pierwszego zespołu Le Havre. W pierwszym sezonie rozegrał tylko 11 meczów. Cztery lata później podpisał kontrakt z Realem Madryt. A przecież niewiele brakowało, aby Francuz, gdy był jeszcze nastolatkiem, zakończył karierę przez problemy ze zdrowiem. Musiał nauczyć się chodzić od nowa. Dziś jest najpewniejszym punktem obrony „Królewskich”. Historia lewego obrońcy to gotowy scenariusz na hollywoodzki film.


Udostępnij na Udostępnij na

PSG świetnie szkoli młodych piłkarzy, którzy ściągani są do paryskiej akademii z całej Francji. Ferland Mendy, gdy miał zaledwie dziewięć lat, został dostrzeżony przez skautów ze stolicy. Nie był wybitnie wyróżniającym się zawodnikiem, ale konsekwentnie się rozwijał. W Paryżu spędził osiem lat, skąd później przeszedł do ówczesnego czwartoligowca, FC Mantois. 

Zanim jednak Francuz tam trafił, borykał się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Gdy był jeszcze juniorem w PSG, doznał urazu biodra. Okazało się to na tyle groźne, że początkowo lekarze nie dawali mu szans na powrót do profesjonalnego uprawiania sportu. Nie przeraziło to młodego Ferlanda Mendy’ego, który tak mocno zaprał się w sobie, że wrócił do gry i dziś jest czołowym piłkarzem Realu Madryt. Cud poparty ciężką pracą i niesamowitym wysiłkiem zaprowadził go na sam szczyt. Powrót do zdrowia trwał jakieś dziewięć, dziesięć miesięcy. Po wyjęciu nogi z gipsu poruszał się na wózku, a później przy pomocy balkonika. Brzmi to bardzo dramatycznie, i na pewno też takie było, ale tym bardziej należy mu się szacunek.

Później wszystko potoczyło się jak w domino. Szybko jego talent został zauważony przez włodarzy Le Havre. Pierwszy sezon nie był usłany różami. Wystąpił tylko w 11 meczach, w siedmiu z nich zagrał od pierwszej minuty. Druga kampania także nie zapowiadała się najlepiej. Ferland Mendy to nie tylko pracowitość, determinacja i wielka ambicja. Jest też druga strona medalu. Francuz nie do końca był grzecznym chłopcem. Podczas przygotowań do sezonu w 2016 roku postanowił z kolegą zapalić sziszę, co uruchomiło hotelowy alarm. Cóż, każdy popełnia błędy w młodości. 

Dylan Louiserre został za to zesłany na wypożyczenie do trzecioligowca. Dla Mendy’ego zaś był to paradoksalnie moment przełomowy. Klub nie miał zbyt wielu alternatyw na lewej obronie, dlatego został i w kampanii 2016/2017 wystąpił w 38 spotkaniach, w których zanotował pięć asyst i dwie bramki. Dobre występy zaowocowały transferem do Lyonu. OL zapłaciło za niego 5 milionów euro. Tam też sprawiał problemy wychowawcze, ale na boisku pokazywał swoją wartość. Nic więc dziwnego, że po kolejnych dwóch latach zgłosił się Real Madryt.

Jak gra?

Do „Królewskich” przyszedł jako alternatywa dla powoli odchodzącego w cień Marcelo. Brazylijczyk przez lata był podstawowym graczem klubu z Madrytu. Kibicom kojarzy się z najlepszymi czasami, z okresem sukcesów. Wydawało się, że trochę to potrwa, zanim Ferland Mendy na stałe wygryzie Marcelo. Jak pokazał nam czas, brazylijski obrońca Realu przestał dojeżdżać na mecze, nie prezentował się już tak jak przed laty i tak naprawdę wyciągnął rękę do Francuza, dokonując pokoleniowej zmiany na lewej obronie ekipy z Santiago Bernabeu. 

Ci, którzy śledzą futbol na najwyższym poziomie, wiedzą, jak do tej pory grali „Los Blancos” na lewej flance. Marcelo praktycznie podłączał się do każdej akcji ofensywnej. Grał bardzo wysoko i to często po jego stronie przeciwnicy tworzyli największe zagrożenie pod bramką Realu Madryt. Mendy jest zupełnie innym typem obrońcy. Dla niego liczy się przede wszystkim skuteczna gra w defensywie. Przecież to z tego w pierwszej kolejności rozliczani są obrońcy. Gdy Francuz wchodził do składu Zidane’a, bardzo rzadko podpinał się pod akcje ofensywne. Po półtora roku spędzonym w stolicy Hiszpanii widać, że zaczął on ewoluować, że jego styl gry ulega zmianie.

Nie koncentruje się on już tylko na zabezpieczeniu lewej strony, ale często stara się uczestniczyć w grze do przodu. Co prawda statystki tego nie potwierdzają, ale ci, którzy dość regularnie śledzą poczynania „Los Blancos”, na pewno to zrobią. Jak dotychczas Ferland Mendy zdobył gola w rywalizacji z Getafe, na początku lutego. Tydzień później również wpisał się na listę strzelców, ale ostatecznie bramka z Valencią nie została uznana, ponieważ Francuz był na pozycji spalonej. W starciu z „Nietoperzami” miał wyjątkowo spory ciąg na bramkę. Starał się wykorzystać żenująco słabą postawę ekipy Javiego Graci.

Talizman w La Liga 

O ile Marcelo stał się symbolem porażek Realu Madryt, to Ferland Mendy został prawdziwym talizmanem. W białych barwach zagrał już 58 razy. W Primera Division wybiegał na boisko w 44 spotkaniach, w Lidze Mistrzów w 11, zaś w Superpucharze Hiszpanii – trzykrotnie. Gdy brał on udział w meczach, zarówno jako piłkarz wyjściowej jedenastki, jak i rezerwowy, to tylko dziewięć zakończyło się porażką „Królewskich”. Zdecydowana większość z tych przegranych miała miejsce w UEFA Champions League – pięć takich przypadków.

Jeśli natomiast przyjrzymy się samej lidze hiszpańskiej, to zobaczymy, że tutaj jest o niebo lepiej. A gdy wykluczymy spotkania, w których Francuz musiał wchodzić na boisko jako zmiennik, to okazuje się, że ekipa Zidane’a tylko raz została pokonana, mając Ferlanda Mendy’ego w pierwszym składzie. Miało to miejsce 30 stycznia 2021 w rywalizacji z Levante. „Los Blancos” przegrali 2:1, będąc gospodarzami tego meczu. Do tego momentu Real Madryt z byłym obrońcą Lyonu w wyjściowej jedenastce nie poniósł porażki przez 38 kolejnych spotkań. Po prostu talizman.

Ferland Mendy – najlepszy transfer?

W ostatnich latach Florentino Perez nie ma nosa do transferów. Kogo by nie ściągnął, to po czasie, a w niektórych przypadkach od razu, okazuje się to nie trafiona inwestycja. Strata pieniędzy, czasu i nerwów przez wszystkich sympatyków „Królewskich”. Można tu chociażby wspomnieć w pierwszej kolejności Edena Hazarda. Belg, który błyszczał w Premier League, okazał się totalnym niewypałem. Wiadomo, tego nie można było przewidzieć, ale jest jak jest. I dziś zamiast myśleć, kiedy osiągnie on barierę 100 goli w białych barwach, zastanawiamy się, czy nie jest to najgorszy transfer w historii klubu, albo chociażby w XXI wieku. Na bank wiecznie kontuzjowany pomocnik jest wysoko w tej klasyfikacji.

Do nieprzestrzelonych transferów zaliczyć można także: Jovicia, Kubo, Militao, Hernandeza, ale też Mariano Diaza, Odriozolę czy irytującego Viniciusa Juniora. Są tylko dwa wyjątki – Thibaut Courtois i Ferland Mendy. Dwa dobre strzały transferowe w ciągu ostatnich trzech lat „Los Blancos”. Francuz z meczu na mecz jest coraz to pewniejszym punktem swojego zespołu i do jego gry można mieć zdecydowanie najmniej pretensji, o ile w ogóle można jakieś mieć. Od półtora roku prezentuje stabilną formę z tendencją zwyżkową. Daje spokój w tyłach, a i od czasu do czasu próbuje stworzyć przewagę w ofensywie. Ostatnio coraz częściej. Szybko i skutecznie zastąpił weterana Marcelo, którego w Madrycie kibice już nie widzą.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze