Druga młodość Macieja Dąbrowskiego


Najlepszy obrońca pierwszoligowy?

19 września 2020 Druga młodość Macieja Dąbrowskiego

Maciej Dąbrowski – człowiek instytucja. Dwukrotny mistrz Polski z Legią Warszawa, stanowił o sile defensywy stołecznej drużyny w sezonie 2016/2017. Dane mu było mierzyć się z Borussią Dortmund, Sportingiem czy też Ajaksem Amsterdam. Doświadczony wychowanek Zawiszy Bydgoszcz powrócił potem do klubu, w którym wyrobił sobie renomę, to jest do Zagłębia Lubin. Kiedy drużyna z Dolnośląskiego uznała, że Dąbrowski nie jest jej już potrzebny, zdecydował się on kontynuować karierę w ŁKS-ie, gdzie na gwałt potrzebny był doświadczony stoper. Jak potoczyły się losy piłkarza?


Udostępnij na Udostępnij na

Pierwszoligowy ŁKS jest jak smok, który pożera kolejne ofiary. Trzy mecze – trzy czyste konta. Obrona, w której Maciej Dąbrowski jest profesorem, a młody Jan Sobociński jest już na drodze ku habilitacji, po prostu kpi z przeciwników, którzy próbują zdobyć bramkę. Boleśnie przekonała się o tym ośmieszona przez Sobocińskiego Odra Opole czy też Widzew Łódź, gdy Dąbrowski wślizgiem godnym Sergio Ramosa wyjął piłkę spod nóg Robakowi.

Miłe złego początki

Transfer Dąbrowskiego dla wielu łodzian był tchnięciem nowej nadziei na utrzymanie się w ekstraklasie. Doświadczony stoper tworzył parę z Carlosem Morosem Gracią i do tej pory dosyć dziurawa defensywa ŁKS-u zaczęła sprawiać wrażenie solidnego monolitu. Mecz z Legią do momentu, w którym Dąbrowski był na boisku, mógł rozstrzygnąć się na korzyść łodzian. Później nadeszły dwa czyste konta w spotkaniach z Pogonią Szczecin i Wisłą Płock, w których stoper grał główną rolę (z Pogonią wywalczył rzut karny w końcowej fazie spotkania, jednak sędzia nie był przekonany co do faulu Stipicy i puścił grę dalej).

Popularny „Dąbrowa” nie może sobie nic zarzucić mimo utraty bramek w zremisowanym 1:1 meczu z Arką czy też dramatycznym, emocjonującym spotkaniu z jego byłym klubem, KGHM Zagłębie Lubin, kiedy ŁKS przechylił szalę na swoją korzyść i zwyciężył 3:2 po pięknym golu Adama Ratajczyka.

Niestety już w tych meczach widać było, że Kazimierz Moskal nie ma pomysłu na drużynę i godzi się ze spadkiem. Przed przerwą w rozgrywkach spowodowaną pandemią koronawirusa „Rodowici Łodzianie” zdążyli rozegrać jeszcze mecz z Koroną Kielce przegrany 0:1, w którym nawet zaangażowany stoper wyglądał, jakby miał „dwa wory węgla za plecami”.

Przed wznowieniem rozgrywek w ŁKS-ie nastąpiła zmiana trenera. Wypalonego Moskala zastąpił pełen energii i chęci do walki Wojciech Stawowy. Były trener Escoli Varsovia przejął drużynę rozbitą psychicznie i kompletnie nieprzygotowaną fizycznie do gry na poziomie ekstraklasy. Zmiana ta wydaje się kluczowa dla rozwoju stopera i pokazuje, że nigdy nie jest za późno na naukę.

Stawowy ball

W momencie, w którym spadek ŁKS-u był już przesądzony, nowy trener wprowadził drużynę w tryb obozowy. Łodzianie przygotowywali się fizycznie do walki o powrót do ekstraklasy, a pozostałe mecze potraktowane zostały jako eksperyment. W przedostatnim spotkaniu na poziomie ekstraklasy Stawowy, w przeciwieństwie do Moskala, dopasował styl gry do zasobów ludzkich, które posiadał, a nie do swojej wizji, która niestety się nie sprawdziła.

Kluczem do poprawienia gry ŁKS-u było włączenie do gry defensywnego pomocnika, który w kluczowych momentach pełnił też rolę obrońcy. Kłamstwem byłoby powiedzenie, że łodzianie grają w ustawieniu 3-6-1, ale jest to najbliższy schemat, jakim można opisać tę formację. Właśnie tutaj leżał klucz do eksplozji formy Dąbrowskiego.

Wszyscy, którzy śledzą ekstraklasę dłużej niż rok, wiedzą, że doświadczony obrońca ma inklinacje ofensywne. W ekstraklasie zdarzały mu się rajdy z piłką przez całe boisko – vide Pogoń Szczecin. Dąbrowski lubi się kiwać, lubi pójść do przodu i pomóc kolegom w ofensywie. Dzięki taktyce trenera Stawowego, nawet gdy Dąbrowski jest na połowie przeciwnika, wie, że z tyłu zostało dwóch piłkarzy, którzy będą go asekurować. W ten sposób wywalczył bramkę ze Stomilem Olsztyn, gdzie popisał się techniką, przetrzymując i podając piłkę Maciejowi Wolskiemu, który pięknym strzałem wykończył akcję.

Derby, derby, myślę o tym bez przerwy

Nadszedł dzień dzisiejszy. Środa 16 września – dzień, który zapisał się złotymi zgłoskami w historii Łódzkiego Klubu Sportowego. Cichym, aczkolwiek wielkim bohaterem tego dnia był Maciej Dąbrowski. Obrońca zagrał najlepszy mecz od momentu dołączenia do ŁKS-u. „Dąbro” był wszędzie. Dwa razy ratował sytuację, gdy boczni obrońcy dali się nabrać na zwody Fundambu. Raz popisał się wślizgiem klasy światowej, którego powtórki można oglądać w nieskończoność.

Robak zmierzał z piłką w bocznym sektorze pola karnego, chcąc zejść na swoją lepszą nogę, aby oddać strzał. Dąbrowski pojawił się znikąd niczym wytrawny prestidigitator i niesamowitym, czystym wślizgiem wyłuskał piłkę spod nóg leciwego napastnika. Niewątpliwie na stadionie przy alei Piłsudskiego obrońca zagrał jeden z najlepszych meczów w życiu. Był to koncert wytrawnego mistrza obrony, który zaprasza do zabawy, podpuszcza i bezlitośnie udowadnia swoją dominację przeciwnikom.

Maciej Dąbrowski – najlepszy obrońca Polski

Dąbrowski niewątpliwie przeżywa jeden z najlepszych okresów w swojej karierze. Stoper jest na tyle pewny siebie, że oprócz odbiorów zalicza też asysty. W drużynie panuje świetna atmosfera, a on sam znajduje się w gronie swoich przyjaciół z poprzednich klubów – Malarza i Tosika.

Po zawodniku, który zdobył dwa mistrzostwa Polski, widać, że odżył przy Stawowym. Trener stworzył Dąbrowskiego na nowo, a ten odwdzięcza się mu niesamowitym zaangażowaniem i postawą w meczach. Piłka znowu sprawia mu radość. Widać to po dryblingach, które jak na obrońcę wykonuje niespodziewanie dobrze, widać to po jego zaangażowaniu w ofensywę i w końcu widać to po jego grze obronnej. Jest to wręcz podręcznikowy przykład zawodnika, który przy odpowiednim podejściu i odpowiednim trenerze jest w stanie wznieść się na wyżyny.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze