Już tylko dwa zespoły liczą się w walkę o mistrzowski tytuł. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że w tym roku tymi drużynami nie są krakowska Wisła i warszawska Legia! "Łeb w łeb" pędzą ku upragnionej mecie Zagłębie oraz BOT i ciężko jest wskazać na faworyta tego wyścigu.
Emocje na polskich boiskach zaczęły się jednak wcześniej niż wraz z pierwszym meczem 25. kolejki Orange Ekstraklasy. W ciągu minionego tygodnia zaległy mecz rozegrała Arka Gdynia, która podejmowała na własnym stadionie Górnika Łęczna. Podobnie jak w meczu z Cracovią kibice w Gdyni ponownie zobaczyli aż 6 goli, a gospodarze przede wszystkim za sprawą świetnie tego dnia dysponowanego Marcina Wachowicza byli strzelcami pięciu z nich.
Mniej bramek, ale za to dużo więcej emocji wzbudził finał Pucharu Polski, w którym Groclin pokonał 2:0 Koronę Kielce. Piłkarze Macieja Skorży w przekroju całego meczu byli drużyną zdecydowanie lepszą, a najjaśniejszą postacią na boisku był Radosław Majewski, który oprócz zdobycia jednej bramki (przy ogromnej „pomocy” Macieja Mielcarza) pomimo swojego młodego wieku prowadził grę Groclinu w fantastyczny sposób, raz po raz idealnie dogrywając do swoich partnerów. Duży wpływ na końcowy wynik miał również Jarosław Lato, który najpierw umiejętnie sprowokował Zganiacza, który po odepchnięciu piłkarza z Grodziska zobaczył czerwoną kartkę, a następnie postawił „kropkę nad i” zdobywając drugiego gola dla swojego zespołu. Dzięki temu zwycięstwu Groclin w przyszłym sezonie będzie nas reprezentować w rozgrywkach Pucharu UEFA.
Udział w tych rozgrywkach dla Korony stał się już praktycznie nierealny po ostatniej ligowej kolejce, gdy przegrali na wyjeździe z Zagłębiem Lubin, w którym kolejny dobry mecz rozegrał 21-letni Marcin Pietroń. Oprócz wielkiej radości w Lubinie kibice przeżyli chwile grozy, gdy w polu karnym gości głowami zderzyli się Radosław Cierzniak i Michał Chałbiński. Obaj zostali przewiezieni do szpitala, jednak w dużo cięższym stanie jest napastnik „miedziowych”, który najprawdopodobniej nie wybiegnie już w tym sezonie na boisko.
Tempa nie zwalnia również BOT, który dość gładko pokonał na własnym boisku gości z Zabrza. Podobać się mogła gra młodego Chwalibogowskiego, który był dla piłkarzy Górnika tego dnia nie do zatrzymania. Swoje kolejne bramki na polskich boiskach zdobył również zawodnik rodem z Hondurasu – Carlos Costly – który wydaje się co raz lepiej czuć na polskich boiskach.
Dość nieoczekiwanie w Wodzisławiu Śląskim przegrała „Biała Gwiazda”. Mecz układał się dla piłkarzy prowadzonych przez Kazimierza Moskala bardzo dobrze do 37 minuty, gdy czerwoną kartkę za rzekome specjalne uderzenie w twarz przeciwnika zobaczył Jean Paulista. Kilka minut później kolejną czerwoną kartkę zobaczył Marcin Baszczyński i jasne stało się, że pomimo prowadzenia, jakie udało się uzyskać w czwartek minucie meczu, tego spotkania goście raczej nie wygrają. I tak też się stało, pomimo dzielnego bronienia wyniku Odra zdołała strzelić dwa gole i pokonać kolejną drużynę z czołówki piłkarskiej ekstraklasy.
Potknięcia Korony oraz Wisły wykorzystała Legia, która nie miała problemów z pokonaniem na własnym stadionie Pogoni Szczecin. Kolejną bramkę na swoim koncie zapisał Piotr Włodarczyk, który jednak nie może być do końca zadowolony ze swojego występu – w końcówce meczu nie wykorzystał rzutu karnego. Opatrzność czuwała jednak nad popularnym „Nędzą” i po wspomnianej „11” piłkarze Pogoni tak nieudolnie próbowali wybić piłkę z pola karnego, że sami sobie wepchnęli ją do siatki. Dzięki trzem punktom Legia wskoczyła na trzecie miejsce w tabeli, które premiowane jest udziałem w Pucharze Intertoto.
Szans na miejsce na najniższym stopniu podium nie stracił jeszcze Lech Poznań, który pokonał w wyjazdowym spotkaniu ŁKS. Było to spotkanie, w którym padły najpiękniejsze bramki minionej kolejki. Najpierw Rafał Murawski popisał się pięknym uderzeniem z ponad 20 metrów, a następnie ładnie po podaniu Zakrzewskiego z powietrza uderzył Piotr Reiss, który zdobył 12 bramkę w obecnym sezonie, a 99 w historii jego występów. Do klubu „100” brakuje już więc tylko jednego trafienia, które zapewne zobaczymy jeszcze w tym sezonie. Honorowe trafienie dla gospodarzy było autorstwa Grzegorza Kmiecika, który efektownym strzałem piętą przypomniał o sobie kibicom oraz dziennikarzom.
Ważne punkty w dole tabeli zdobył Widzew, który po mało efektownym spotkaniu pokonał Górnika Łęczna 3:0. Wielu obserwatorów zadaje sobie pytanie, co trzeba zrobić, aby z Łęczną… nie wygrać. Klub, który już niczego nie jest pewien w ostatnich meczach prezentuje się fatalnie i powoli staje się „mięsem armatnim” dla swoich rywali. Kolejny ważny jeden punkcik na swoim koncie dopisała Wisła Płock, która nieoczekiwanie zremisowała z Cracovią. Duża w tym zasługa Marcina Cabaja, do którego można mieć zastrzeżenia przy obu puszczonych bramkach.
Swoją dobrą dyspozycję potwierdził również Groclin, który na własnym boisku zatrzymał rozpędzoną lokomotywę z Gdyni. Do siatki rywali ponownie trafił Jarosław Lato, a złe wrażenie po finale Pucharu Polski zmazał Takesure Chinyama, który wykończył akcję wprowadzonego kilka sekund wcześniej Michała Golińskiego. W doliczonym czasie gry Arka za sprawą Grzegorza Jakosza zdołała jeszcze zdobyć bramkę, jednak na doprowadzenie do remisu zabrakło już czasu. Dobra forma Groclinu z pewnością może trochę dziwić, jednak Maciej Skorża zapowiada, że drużyna z Wielkopolski chce jeszcze w tym sezonie wygrać rozgrywki o Puchar Ekstraklasy.
Okiem statystyka
W Orange Ekstraklasie rozegrano do tej pory 198 spotkań (90 zwycięstw gospodarzy, 46 zwycięstw gości i 62 remisy), strzelono w nich 502 gole (298 gospodarze, 204 goście) co daje średnią 2,54 bramki na mecz. Wykonywano również 41 rzutów karnych, z czego dziewięć nie zostało wykorzystanych (Jacek Dembiński, Maciej Iwański, Łukasz Garguła, Andrzej Szczypkowski, Michał Chałbiński, Paweł Sasin, Piotr Włodarczyk oraz Marcin Bojarski – dwa). Sędziowie zdecydowali się pokazać 850 żółtych kartek (najwięcej Jarosław Żyro i Robert Małek – 65) oraz 40 czerwonych (najwięcej Marek Mikołajewski – 6).