Divock Origi – Rambo po przejściach bohaterem Liverpoolu


Groźna kontuzja, wahania formy i powrót w chwale. Divock Origi po wieloletnich zmaganiach stał się bohaterem sympatyków Liverpoolu

2 listopada 2019 Divock Origi – Rambo po przejściach bohaterem Liverpoolu
theanfieldwrap.com

Kiedyś talent czystej wody, który wielu spisało już na straty. Po latach zakrętów i wytężonej pracy włożonej w powrót do wysokiej dyspozycji, Divock Origi zdołał ocalić karierę na Anfield Road. Obecnie jest tajną bronią Jürgena Kloppa oraz pierwszym zmiennikiem ofensywnego tercetu Liverpoolu. Bohaterem sympatyków „The Reds” i zawodnikiem z drugiego planu, bez którego nie może obyć się jednak niemiecki menedżer.


Udostępnij na Udostępnij na

Po zakończeniu wypożyczenia do Lille OSC, które było jednym z warunków przeprowadzenia transferu definitywnego do Liverpoolu, Divock Origi w końcu mógł dołączyć do zespołu z Anfield Road. Z rozwojem talentu belgijskiego snajpera wiązano w czerwonej części Merseyside duże nadzieje. Mimo że na przybycie zawodnika do klubu Brendan Rodgers musiał czekać rok, to menedżer z Irlandii Północnej uparcie pomijał gracza przy desygnowaniu podstawowej jedenastki. Pewne miejsce na środku formacji ataku Liverpoolu miał Christian Benteke. Nawet mimo faktu, że w trakcie okresu przygotowawczego Divock Origi prezentował bardzo solidną dyspozycję.

Brak szans dla byłego zawodnika Lille OSC w pierwszym zespole tylko spotęgował spekulacje, że transfer młodego Belga nie był pomysłem Brendana Rodgersa, lecz pozostałych członków komitetu transferowego. Grupy oprócz Irlandczyka z Północy, złożonej również ze skautów i przedstawicieli zarządu. Uparte wystawianie w pierwszej jedenastce Christiana Benteke miało być kolejną odsłoną walki menedżera o całkowity wpływ nad wzmocnieniami.

Działania szkoleniowca nie przyniosły jednak oczekiwanego efektu. Po poprzednim nieudanym sezonie pozycja Brendana Rodgersa w klubie z czerwonej części Merseyside mocno podupadła. Wewnętrzne wojny menedżera i słaby start w kolejnej kampanii przelały czarę goryczy. Na początku października 2015 roku menedżer został zwolniony przez władze Liverpoolu. Odejście Irlandczyka z Północy z klubu z Anfield Road okazało się nowym początkiem w Liverpoolu dla Divocka Origiego.

Kontuzja, która rozpoczęła walkę

Zatrudnienie Jürgena Kloppa w miejsce Brendana Rodgersa było dobrą wiadomością dla belgijskiego snajpera oraz pozostałych młodych graczy. Niemiecki menedżer w Borussii Dortmund nie wahał się stawiać na niedoświadczonych zawodników. Na Anfield Road szkoleniowiec tylko potwierdził swoje preferencje. W pierwszym spotkaniu pod okiem Jürgena Kloppa w podstawowej jedenastce wybiegł Divock Origi, lecz decyzja szkoleniowca po części była spowodowana kontuzją Christiana Benteke. W kolejnych tygodniach młody Belg udowodnił jednak, że w porównaniu do konkurenta o miejsce w zespole znacznie szybciej przyswajał filozofię gegenpressingu – stylu gry preferowanego przez byłego trenera Borussii Dortmund.

Z każdym kolejnym tygodniem Divock Origi robił większe postępy pod okiem Jürgena Kloppa. Zagoszczeniu na stałe w pierwszej jedenastce Belgowi przeszkodziły jednak urazy mięśniowe i kontuzja kolana. Niespodziewanie po  zakończeniu półtoramiesięcznej absencji forma Belga wskoczyła na znacznie wyższy poziom. Strzelał kolejne bramki oraz asystował zarówno w Premier League, jak i Lidze Europy, stając się filarem ofensywy Liverpoolu. Serie udanych występów snajpera skutecznie zakończyła jednak kontuzja spowodowana brutalnym faulem Ramiro Funesa Moriego w kwietniowych derbach z Evertonem na Anfield Road.

 

Kiedy wszedłem [do szatni po meczu], wszyscy, którzy widzieli zajście, myśleli, że noga [Divocka Origiego] jest złamana. Mogę potwierdzić – nie jest. Poszedłem do Divocka do pokoju medycznego i widziałem, jak się uśmiecha. Kostka jest skręcona. Musimy poczekać, aby zobaczyć, co stało się z więzadłami – komentował po meczu w rozmowie z BBC Sport Jürgen Klopp.

Po drastycznie wyglądającym zajściu Divock Origi powrócił na murawę dopiero w ostatnim spotkaniu sezonu dla Liverpoolu – finale Ligi Europy. Belg wchodząc na boisko dwadzieścia minut przed końcem meczu, nie zdołał jednak odmienić losów rywalizacji. „The Reds” przegrali drugi finał w kampanii (wcześniej decydujący mecz o Puchar Ligi Angielskiej), a były snajper Lille OSC rozpoczął batalię o powrót do wysokiej formy i uratowanie kariery na Anfield Road.

Nieudane wypożyczenie

W kolejnym sezonie mimo znacznie większej ilości otrzymanych minut od menedżera Liverpoolu Divock Origi nie wykorzystywał kolejnych szans. Z wyjątkiem przełomu listopada i grudnia (cztery bramki i asysta w czterech spotkaniach ligowych) na przekroju całej kampanii Belg rozczarowywał, notując słabe statystyki względem liczby rozegranych meczów. Z zawodnika napędzającego ataki Liverpoolu stał się graczem osowiałym. Sytuację miało zmienić wypożyczenie do zespołu, w którym na napastniku ciążyłaby znacznie mniejsza presja. Zainteresowanych krótkoterminowego pozyskania Belga nie brakowało. Wyścig po snajpera wygrał jednak nieoczekiwanie VfL Wolfsburg.

Ponad 20 klubów chciało Divocka. Być może ważnym czynnikiem [przy wyborze klubu dla zawodnika] był fakt, że Jürgen Klopp zna Bundesligę, a także Wolfsburg. Wie co możemy zaoferować graczowi – komentował pozyskanie napastnika w rozmowie z dziennikiem Bild dyrektor sportowy Wolfsburga, Olaf Rebbe.

Według doniesień gazety umowa wypożyczenia Belga na Volkswagen-Arena zawierała klauzulę gwarantującą zawodnikowi grę w pierwszej jedenastce „Die Wölfe”. W przypadku niewypełnienia zobowiązań, wstępna kwota transakcji wzrosłaby o spory procent pierwotnej sumy zawartej w kontrakcie. Zapis miał zapewnić jak najlepsze warunki napastnikowi do powrotu do najwyższej dyspozycji oraz dalszego rozwoju.

Po obiecującym początku na niemieckich boiskach Divock Origi jednak zamiast włączyć się do rywalizacji o tytuł króla strzelców Bundesligi, rozczarowywał. Problemy ze skutecznością belgijskiego napastnika i słaba gra całego zespołu „Die Wölfe” sprawiła, że Wolfsburg utrzymanie wywalczył dopiero po zwycięskim barażu z Holstein Kiel. Kolejny nieudany sezon w wykonaniu snajpera postawił pod znakiem zapytania przyszłość zawodnika w Liverpoolu.

Veto i początek drogi na szczyt

Przedstawiciele klubu z Anfield Road nie ukrywali, że w przypadku intratnej oferty pozwolą na definitywne odejście napastnika. Tym bardziej, że w ataku „The Reds” brylował ofensywny tercet, który tworzyli Roberto Firmino, Sadio  Mane oraz Mohamed Salah. Dla Belga mogło zabraknąć miejsca i czasu gry. Okoliczności próbowały wykorzystać inne kluby. Propozycję dołączenia do Wolverhamptonu Wanderers, który za snajpera proponował 27 milionów funtów, odrzucił jednak sam zawodnik. Możliwość kolejnego wypożyczenia wykluczyły natomiast władze Liverpoolu.

Był moment, kiedy wraz z klubem musieliśmy usiąść, porozmawiać i określić na czym stoimy. W tamtym momencie wiedziałem, że sezon będzie bardzo intensywny i muszę skupić się na tym, co musiałem zrobić, więc pozwoliłem osobom, które mnie reprezentują prowadzić za mnie rozmowy [z klubem]. Jednak ostatecznie instynkt podpowiedział mi, że muszę tu zostać. To było dla mnie jasne – wspominał rok później w rozmowie ze Sky Sports News Divock Origi.

Według doniesień brytyjskich mediów obie strony do rozmów na temat przyszłości Belga w Liverpoolu miały powrócić przed zimowym oknem transferowym. Z pozostania zawodnika na Anfield Road bardzo zadowolony był jednak Jürgen Klopp. Divock Origi miał stanowić dla niemieckiego menedżera dodatkową opcję przy zestawianiu formacji ataku. Entuzjazm szkoleniowca związany z zatrzymaniem Belga w czerwonej części Merseyside szybko jednak minął.

Zawodnik sporadycznie pojawiał się na ławce rezerwowych, a brytyjskie media coraz częściej informowały o zainteresowaniu „The Reds” pozyskaniem napastnika RB Lipsk, Timo Wernera. Niemiecki snajper miał docelowo zastąpić w zespole z Anfield Road Divocka Origiego, który przez pierwsze trzy i pół miesiąca sezonu nie wystąpił w żadnym spotkaniu Premier League. Szansę otrzymaną w spotkaniu czternastej kolejki angielskiej ekstraklasy Belg wykorzystał jednak w stu procentach.

Divock Origi – pogromca Barcelony

Goniąc liderujący w tabeli Manchester City, „The Reds” nie mogli pozwolić sobie na stratę punktów z Evertonem. Przy bezbramkowym remisie Jürgen Klopp na ostatnie minuty regulaminowego czasu gry zdecydował się desygnować na murawę belgijskiego napastnika. Efekt decyzji początkowo przypominającej akt rozpaczy przerósł najśmielsze oczekiwania. Divock Origi w kuriozalnych okolicznościach zdobywając gola na wagę zwycięstwa został bohaterem czerwonej części Liverpoolu. Dwa i pół roku od momentu odniesienia groźnej kontuzji w starciu z Ramiro Funesem Morim, reprezentującym wtedy barwy Evertonu.

To był decydujący gol, jeden z najważniejszych jakie zdobyłem dla Liverpoolu, więc był wyjątkowy. Można było zobaczyć emocje fanów, menedżera i zawodników, świętowaliśmy razem. To dobry dzień dla Liverpoolu – mówił po meczu w rozmowie z portalem Goal.com Divock Origi.

 

Bramka w derbowym pojedynku była jednak dopiero pierwszą z niezwykle istotnych dla Liverpoolu trafień Belga w poprzedniej kampanii. Divock Origi w zespole Jürgena Kloppa po meczu z Evertonem zaczął pełnić istotniejszą rolę. Szczególnie w drugiej części sezonu menedżer „The Reds” chętnie wprowadzał zawodnika w końcówkach spotkań.  Zarówno w roli jokera (gdy Liverpool musiał gonić wynik) jak i zadaniowca lub po prostu zmiennika dla ofensywnego tercetu. Spekulacje dotyczące sprowadzenia Timo Wernera przez klub z Anfield Road ucichły, a Divock Origi odpłacił Jürgenowi Kloppowi za zaufanie w decydującej fazie sezonu.

Po pierwszym półfinałowym meczu przeciwko FC Barcelona szanse Liverpoolu na awans określano jako iluzoryczne. Strata trzech bramek na Camp Nou, absencja Mohameda Salaha i Roberto Firmino nie mogły napawać optymizmem sympatyków „The Reds”. Nieoczekiwanie osłabiony Liverpool rozegrał jednak fantastyczne spotkanie nokautując zespół z Katalonii oraz z nawiązką odrabiając starty. Olbrzymia była w tym zasługa Divocka Origiego. Snajper dwukrotnie pokonał golkipera rywali, przy decydującym o awansie trafieniu ośmieszając wraz z Trentem Alexandrem-Arnoldem defensywę Barcelony.

W finale Ligi Mistrzów Liverpool szybko objął powadzenie, lecz obrona zaledwie jednobramkowej zaliczki mogła skończyć się dla podopiecznych Jürgena Kloppa ponownym rozczarowaniem w walce o końcowy triumf. Szczególnie, że napór Tottenhamu Hotspur stale rósł. Niemiecki menedżer zdecydował się więc na półgodziny przed końcem regulaminowego czasu gry desygnować na murawę Divocka Origiego. Belg ponownie wypełnił powierzone zadanie. Bramka zawodnika trzy minuty przed końcowym gwizdkiem przesądziła o losach trofeum na korzyść Liverpoolu.

Pierwszy rezerwowy

Po finale Ligi Mistrzów ponownie rozpoczęła się dyskusja na temat przyszłości Belga na Anfield Road. Zaledwie rok do końca kontraktu i eksplozja formy pod koniec sezonu sprawiły, że zainteresowanych pozyskaniem snajpera nie brakowało. Liverpool rozpoczął jednak starania mające na celu parafowanie nowej umowy przez zawodnika.

Obiecano mu większą rolę w [zespole w] następnym sezonie, ponieważ [Daniel] Sturridge odszedł. Zaoferowali mu dobre pieniądze. Myślę, że podpisze nową umowę na cztery lub pięć lat – komentował w rozmowie ze Sky Sports Kristof Terreur.

Zgodnie z doniesieniami dziennikarza cztery dni później Divock Origi parafował nowy długoterminowy kontrakt z Liverpoolem. Belg odtąd miał być pierwszym zmienikiem dla ofensywnego tercetu „The Reds”, a temat wzmocnienia pierwszej linii zespołu z Anfield Road odszedł w zapomnienie.

Od początku obecnego sezonu Jürgen Klopp wywiązuje się z obietnicy, a pozycja snajpera w czerwonej części Merseyside jest silna jak nigdy dotąd. W roli pierwszego rezerwowego Divock Origi sprawuje się świetnie, a jakiekolwiek spekulacje w brytyjskich mediach na temat zmian w formacji ataku Liverpoolu szerokim lukiem omijają Belga.

***

Po wieloletniej walce snajper w pełni wykorzystał szansę by znaleźć się na piłkarskim szczycie. Belg na Anfield Road przeżywa drugie, znacznie lepsze, piłkarskie życie. Z zawodnika po przejściach, będącego częścią głębi składu, od poprzedniego sezonu Divock Origi stał się osobistym Rambo Jürgena Kloppa. Jednoosobową i niezawodną armią, którą niemiecki menedżer wysyła w bój gdy trzeba przesądzić o losach batalii.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze