Derby północnego Londynu na korzyść piłkarzy Arsenalu!


Podopieczni Mikela Artety wygrywają derby północnego Londynu i poprawiają swoją słabą sytuację w ligowej tabeli

14 marca 2021 Derby północnego Londynu na korzyść piłkarzy Arsenalu!
https://upnewsinfo.com/

Derby północnego Londynu zawsze kojarzą się z niezwykłymi wrażeniami. Tegoroczny pojedynek między Arsenalem i Tottenhamem, mimo braku kibiców oraz przeciętnej w tym sezonie formy obu drużyn, zapowiadał się jak zwykle na bardzo emocjonujące spotkanie. Mecz z lokalnym rywalem to w końcu zawsze dodatkowa motywacja dla zawodników. Żadnemu z piłkarzy zarówno „Kanonierów”, jak i „Kogutów” nie trzeba było więcej mówić o wadze tego starcia.


Udostępnij na Udostępnij na

Obecnie dużo można mówić o bezbarwnej i nieskutecznej grze obu drużyn. Jednak w ostatnim czasie poprawiły one mniej lub bardziej swoją sytuację w tabeli i podgoniły resztę stawki. Niedzielne derby północnego Londynu były więc czymś znacznie więcej niż tylko pojedynkiem o trzy punkty w ligowej klasyfikacji.

Arsenal przed tą kolejką nie miał praktycznie żadnych powodów do zadowolenia. Podopieczni Mikela Artety podchodzili do derbów Londynu z 10. lokaty w Premier League. Jakby tego było mało, zaledwie zremisowali w ostatnim ligowym meczu, w którym ich przeciwnikiem było Burnley. Jedynym pocieszeniem dla ekipy z Emirates Stadium mogła być czwartkowa wygrana z Olympiakosem, dzięki której są już jedną nogą w ćwierćfinale Ligi Europy.

Dla kibiców „Spurs” ten sezon to kompletna sinusoida. Jeszcze przy okazji ostatniego meczu z Arsenalem mówiło się o nich jako o przyszłym mistrzu Anglii. Dziś zajmują siódme miejsce z niewielką stratą do topowej czwórki. Jednak przez pewien czas klub odnotowywał słabszą, a wręcz fatalną formę, a przy tym coraz głośniej było o zwolnieniu Jose Mourinho. Natomiast obecnie klub znajduje się w dużo lepszym położeniu, lecz gra „Kogutów” jest daleko od ideału.

Powrót Garetha Bale’a

Walijczyk już od ubiegłego roku ponownie gra dla Tottenhamu. Do Londynu wrócił, jak powszechnie wiadomo, z Realu Madryt, w którym trudno było jednoznacznie ocenić jego grę. Zawodnik mimo fantastycznego początku w Madrycie miewał w ostatnich sezonach spore problemy z grą. Wiązało się to z krytyką kibiców „Królewskich” głównie za jego podejście do futbolu. Ciągłe kontuzje czy też większe zamiłowanie piłkarza do golfa niż do swojego zawodu były jednymi z argumentów przemawiających za opuszczeniem stolicy Hiszpanii przez Walijczyka.

I tak też się stało. Bale odszedł z Realu Madryt w minionym letnim okienku transferowym. Na odbudowę swojej formy wybrał swój ukochany Tottenham, w którym występował jeszcze jako młody zawodnik w latach 2007–2013. Wychowanek Southampton ma bardzo dobre wspomnienia z gry w ekipie „Kogutów”. W sezonie 2012/2013 zdobył tytuł najlepszego piłkarza Premier League w tamtej edycji rozgrywek.

Do Anglii wrócił na wypożyczenie, jednak za sporą kwotę w wysokości 22 milionów euro. Walijczyk nie miał dobrego początku tegorocznych rozgrywek Premier League. Natomiast ostatnio gra naprawdę bardzo dobrze. Skrzydłowy zanotował pięć bramek i jedną asystę w ostatnich pięciu spotkaniach. Nie ulega więc wątpliwości jedno. Gareth przeżywa swój renesans, a jego dyspozycja miała się okazać kluczowa w kontekście starcia z Arsenalem.

Kontuzja Sona

Biorąc pod uwagę ostatnie spotkania ligowe obydwu zespołów obaj menadżerowie zdecydowali się na kilka zmian. Więcej dokonał ich Mikel Arteta. Hiszpan posadził na ławce chociażby Williana, Hectora Bellerina czy przede wszystkim Pierre’a-Emericka Aubayemanga. Do wyjściowej jedenastki za to wrócili Emile Smith Rowe, Cedric Soares, Gabriel i Alexandre Lacazette, który założył w tych derbach opaskę kapitańską.

Jose Mourinho wykonał tylko jedną roszadę względem ostatniego meczu ligowego. „The Special One” postawił na Tanguya Ndombele kosztem wychowanka „Kogutów” – Harry’ego Winksa.

Portugalczyk cieszył się też ze względu na możliwość wystawienia w tym jakże ważnym spotkaniu Harry’ego Kane’a. Anglik doznał lekkiego urazu w czwartkowym meczu przeciwko Dinamo Zagrzeb, jednak kapitan „Spurs” zdołał wystąpić w derbach Londynu od pierwszej minuty.

W początkowych fazach gry to „Kanonierzy” częściej utrzymywali się przy piłce. Nie było w tym nic dziwnego. Drużyny Jose Mourinho w meczach z rywalami z górnej półki charakteryzują się tym, że często oddają im inicjatywę. Inaczej nie było w starciu z Arsenalem, gdzie to „The Gunners” częściej utrzymywali się przy piłce.

Demony z zeszłego sezonu dały o sobie znać zespołowi Tottenhamu. Heung-min Son nabawił się kontuzji chwilę po tym, jak zegar wybił 15. minutę gry. Jose Mourinho bez wątpienia miał więc powody do zmartwienia. Na murawie w miejsce Koreańczyka zameldował się Erik Lamela, który świętował dzisiaj swój 250. występ dla zespołu „Kogutów”.

Erik Lamela to magik

Tak jak wszyscy się domyślali, Tottenham, mimo że oddał inicjatywę Arsenalowi, to i tak wyszedł na prowadzenie jako pierwszy. Przepięknym trafieniem w 33. minucie po podaniu Lucasa Moury popisał się Erik Lamela. Argentyńczyk dodał swoim trafieniem drugiej połowie dawkę wrażeń. Dzisiejszy jubilat fantastycznie złożył się do strzału i użył popularnej w piłce ulicznej techniki zwanej „raboną”, dzięki czemu pokonał Bernda Leno.

W dalszej części pierwszej połowy jeszcze ujrzeliśmy trafienie Arsenalu. Po bardzo dobrym podaniu od Kierana Tierneya piłkę do siatki wpakował Martin Odegaard. Norweski pomocnik strzelił swoją kolejną bramkę dla Arsenalu i coraz bardziej pokazuje, że warto było postawić na jego wypożyczenie z Realu Madryt. Odegaard zanotował trafienie również w czwartkowym meczu z Olympiakosem.

Derby północnego Londynu do przerwy zakończyły się więc remisem. W pamięć i tak raczej wszystkim zapadnie fenomenalna bramka zdobyta przez Erika Lamelę. Natomiast to Arsenal, jak już wcześniej wspomniano, przeważał na boisku. Jeżeli więc Tottenham chciał utrzymać remisowy rezultat bądź też nawet wygrać to spotkanie, musiał uzbroić się w cierpliwość i grać z jeszcze większą konsekwencją w defensywie.

Derby północnego Londynu dla Arsenalu!

Pierwszy kwadrans drugiej połowy, podobnie jak i pierwszej, nie dostarczył wielu emocji. Gra toczyła się głównie w środku boiska, przez co oba kluby nie stworzyły sobie żadnej klarownej sytuacji. Jose Mourinho może mieć za złe swoim piłkarzom, że oprócz bramki Erika Lameli nie potrafili oni wystarczająco zagrozić bramce Bernda Leno.

Przewaga Arsenalu musiała się tak skończyć. Alexandre Lacazette fatalnie skiksował i nie trafił w piłkę z powietrza. Jednak przy tej akcji został sfaulowany w polu karnym przez Davinsona Sancheza. Sędzia więc wskazał na jedenasty metr i to właśnie Francuz egzekwował „jedenastkę”. Lacazettte pewnie pokonał swojego rodaka – Hugo Llorisa, i dał Arsenalowi prowadzenie w 63. minucie.

Jose Mourinho miał coraz większe powody do niezadowolenia. Jego piłkarze nie pokazali nic wartego uwagi w drugiej połowie. Grali bezbarwną, nużącą piłkę, co bezpardonowo wykorzystał Mikel Arteta i jego Arsenal.

Na domiar złego Erik Lamela, który jeszcze w pierwszej połowie popisał się cudownym trafieniem, w 77. minucie otrzymał drugą żółtą kartkę, a w konsekwencji czerwoną. Tu pasuje popularne stwierdzenie używane często przez kibiców. Lameli zwyczajnie „odcięło prąd” i mimo posiadania już na swoim koncie żółtego kartonika trącił on łokciem Kierana Tierneya. Michael Oliver nawet się nie zawahał, wyrzucając Argentyńczyka z boiska.

Co prawda Tottenham miał jeszcze okazję, aby wyrównać rezultat tego meczu, jednakże Harry Kane po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Lucasa Moury znalazł się na spalonym. Kapitan „Kogutów” był również bliski pokonania niemieckiego golkipera z rzutu wolnego, lecz piłka wylądowała na słupku. „Kanonierzy” zatem mogli mówić o sporym szczęściu.

Dzisiejsze derby północnego Londynu zakończyły się więc zwycięstwem Arsenalu 2:1. Wynik ten znacznie poprawił ich sytuację w ligowej tabeli. Podopieczni Hiszpana dalej jednak tracą dziesięć punktów do miejsca premiowanego grą w Lidze Mistrzów. Dla Tottenhamu ta porażka oznacza chociażby to, że jeszcze do niedawna fatalnie dysponowany Arsenal traci do nich zaledwie cztery punkty w ligowej klasyfikacji. Jeżeli więc dalej myślą o zajęciu lokaty w „Top 4”, muszą znacznie poprawić swoją nieefektywną grę.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze