Czas na Puchar Króla


16 stycznia 2012 Czas na Puchar Króla

Po emocjonującym weekendzie w Primera Division hiszpańskie drużyny przystępują do ćwierćfinałowych meczów w Pucharze Króla. Już jutro zagrają ze sobą Espanyol i Mirandes. W środę Athletic podejmie Mallorcę, w czwartek zaś Valencia zagra z Levante. Do tego dochodzi oczywiście wyczekiwane El Clasico, któremu poświęcimy osobny artykuł.


Udostępnij na Udostępnij na

Espanyol Barcelona – Mirandes
Teoretycznie ekipa z Katalonii ma najłatwiejsze zadanie spośród wszystkich drużyn występujących w ćwierćfinale Pucharu Króla. Mirandes jest w końcu swego rodzaju rodzynkiem, ponieważ to jedyny zespół, który zameldował się w 1/4 finału, a na co dzień nie występuje w Primera Division. Zajmuje się on bowiem grą w Segunda Division B, która jest odpowiednikiem trzeciej ligi. Wychodzi mu to naprawdę bardzo dobrze, bo po 20 kolejkach jest liderem z dorobkiem 43 punktów. Nad drugą w tabeli Ponferradiną ma sześć punktów przewagi. Na dwadzieścia rozegranych meczów ekipa Mirandes tylko jeden raz przegrywała. Teoria nie ma jednak nic wspólnego z praktyką. Nieprzypadkowo przecież trzecioligowiec w 1/16 finału wyeliminował Villarreal, w 1/8 finału zaś Racing Santander.

Valencia po ligowej wpadce musi zrehabilitować się swoim kibicom
Valencia po ligowej wpadce musi zrehabilitować się swoim kibicom (fot. marca.com)

Mimo wszystko trzeba przyznać, że Espanyol to trochę większa marka niż pokonani dotąd pierwszoligowi rywale. Villarreal jest w niesamowicie głębokim kryzysie i ledwo wiąże koniec z końcem, Racing zaś to typowy ligowy średniak, który potrafi od czasu do czasu osiągnąć spektakularny wynik (jak chociażby remis z Realem Madryt w lidze), ale przeważnie zawodzi na całej linii, jak było w przypadku dwumeczu z Mirandes. Mauricio Pochettino podchodzi do starcia mimo wszystko z pewną rezerwą. Trener gospodarzy nie uważa bowiem za przypadek, że trzecioligowiec wyeliminował już dwa zespoły z Primera Division, nawet jeśli zespoły te nie znajdują się w najlepszej formie.

Patrząc na ostatnie wyniki Espanyolu, niby też nie widzimy niczego spektakularnego, jednak jeśli spojrzymy na to, z kim „Los Pericos” ostatnio się mierzyli, to możemy nabrać wobec nich wielce należnego szacunku. Ktoś mógłby się przyczepić, że remis z Sevillą na Ramons Sanchez Pizjuan nie jest czymś nadzwyczajnym, ale już remis z Barceloną odbił się szerokim echem w całej Europie. Espanyol zagrał przeciwko mistrzowi Hiszpanii jak równy z równym i mógł równie dobrze pojedynek ten wygrać. Dlatego też wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że to Katalończycy właśnie powinni sięgnąć po zwycięstwo. Pewności tej zachwiać nie powinny nawet absencje. Ciągle kontuzjowany jest pierwszy bramkarz Espanyolu, Christian Alvarez, a do tego nie wiadomo do końca, w jakiej formie jest Vladimir Weiss, który w ostatniej kolejce ligowej na boisko wszedł tylko z ławki rezerwowych.

Athletic Bilbao – Mallorca
Kto wie, czy to właśnie nie starcie na San Mames, obok późniejszego El Clasico, będzie najbardziej emocjonującym spośród pierwszych meczów ćwierćfinałowych. Obydwu zespołom powinno zależeć na rozgrywkach Pucharu Króla, które mogą okazać się przepustką do europejskich pucharów. Kluczowy może okazać się właśnie pierwszy mecz w Kraju Basków. Athletic na własnym stadionie jest zdolny pokonać każdego przeciwnika, co na Balearach wiedzą doskonale. Dlatego możemy spodziewać się prawdziwej, męskiej gry. Goście udowodnili w sobotę, że u siebie są równie groźni. Real Madryt namęczył się niemiłosiernie, ale ostatecznie wywiózł z Palma de Mallorca komplet punktów.

Obydwa zespoły nie mogły być pewne awansu do ćwierćfinału po pierwszych konfrontacjach w 1/8 finału. Athletic z bardzo słabej strony pokazał się w Albacete, gdzie zremisował 0:0 i musiał powalczyć w rewanżu na własnym obiekcie. Tam jednak problemów już nie było i „Lwy” wygrały bardzo pewnie 4:0. W jeszcze gorszej sytuacji była Mallorca, która po porażce 0:2 w San Sebastian musiała wznieść się na wyżyny swoich umiejętności, aby odwrócić losy dwumeczu. I wzniosła się. Na Iberostar Estadi „Wyspiarze” wygrali aż 6:1 i z przytupem zameldowali się w ćwierćfinale.

Jeśli chodzi o sytuacje kadrowe, to ani Marcelo Bielsa, ani Joaquin Caparros nie powinni zbytnio przed środowym meczem narzekać. Ten pierwszy prawdopodobnie będzie musiał poradzić sobie tylko bez Fernando Amorebiety i Igora Martineza, którzy nie uczestniczyli w dzisiejszym treningu. Nie jest to jednak wiadomość pewna, bo sztab medyczny Athleticu nie wydał w tej sprawie oficjalnego stanowiska. Do meczu pozostało w końcu jeszcze trochę czasu. Joaquin Caparros może być zaniepokojony tylko kondycją swoich podopiecznych. Ci przecież w ciągu kilku dni najpierw zrobili wszystko, aby nie dać Realowi Sociedad szans na awans do ćwierćfinału, a następnie walczyli do utraty tchu przeciwko Realowi Madryt.

Valencia – Levante
Ostatnim pojedynkiem w ćwierćfinale będą bez wątpienia pasjonujące derby Walencji. Zarówno Valencia, jak i Levante do starcia nie będą przystępować w najlepszych nastrojach. Ci pierwsi doznali w sobotę porażki, której na Półwyspie Iberyjskim nie spodziewał się absolutnie nikt. „Nietoperze” przegrały 0:1 z Realem Sociedad i zostały w tyle, jeśli chodzi o pościg za Realem Madryt i Barceloną. Levante zaś, czarny koń bieżących rozgrywek Primera Division, który chyba naprawdę uwierzył w swoje siły i będzie chciał awansować do europejskich pucharów, przegrało na San Mames aż 0:3. Mimo wszystko „Żaby” utrzymały doskonałą, czwartą pozycję w lidze, ale tym samym zaprzepaściły szansę na zbliżenie się do swojego lokalnego rywala na jeden punkt. Cóż, czy nie byłoby aż nazbyt pięknie?

Kto więc jest faworytem na Estadio Mestalla? Zdecydowanie gospodarze. Porażka z Sociedad tak naprawdę nie powinna nic znaczyć. „Los Ches” wiedzą, że muszą przed własną publicznością wywalczyć jak najlepszą zaliczkę przed rewanżem. Podopieczni Unaia Emery’ego nie mieli łatwej przeprawy w poprzedniej rundzie, którą przeszli dzięki lepszemu bilansowi bramek na wyjeździe. Rywalem w 1/8 finału była Sevilla, która w Walencji przegrała tylko 0:1 i w rewanżu postawiła trudne warunki – wygrała, ale tylko 2:1 i to Soldado i spółkę będziemy oglądać dalej. Levante zaś miało w zasadzie jeszcze trudniejsze zadanie. W Alcorcon przegrało 1:2, jednak w rewanżu wątpliwości już nie zostawiło. Wygrana 4:0 była bardzo przekonująca i w pełni zasłużona.

Obydwie ekipy mierzyły się już ze sobą w tym sezonie. Do starcia doszło w 12. kolejce ligowej i po raz pierwszy od dawien dawna, o ile w ogóle nie pierwszy raz, to Levante stawiane było w roli faworyta. Derby odbyły się w momencie, kiedy „Los Granotes” imponowali formą i grą. Valencia sprowadziła jednak swojego rywala na ziemię, wygrywając 2:0 po samobójczym trafieniu Javiego Venty i jednym golu Tino Costy.

Unai Emery otrzymał dzisiejszego popołudnia nie najlepsze wiadomości od sztabu medycznego. Okazało się, że Miguel Brito naderwał mięsień uda prawej nogi i na pewno nie będzie mógł zagrać w czwartkowym meczu. Poza tym trener „Los Ches” nie ma nowych zmartwień i powinien wystawić na derby wszystkie swoje działa. Juan Martinez także absencjami się nie martwi, bo klęska na San Mames nie przyniosła za sobą kontuzji, które mogłyby negatywnie odbić się na dyspozycji czwartej drużyny La Liga w pojedynku na Mestalla.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze