Co wiemy o ŁKS-ie po meczu pucharowym ze Śląskiem?


Łodzianie wydarli Śląskowi awans i pokazali charakter, którego brakowało w ekstraklasie

17 sierpnia 2020 Co wiemy o ŁKS-ie po meczu pucharowym ze Śląskiem?
Artur Kraszewski/ŁKS Łódź

Jeden gol w futbolu potrafi zmienić wiele, wywrócić narrację o danym klubie do góry nogami. Gdyby debiutujący Piotr Gryszkiewicz w 120. minucie meczu nie pokonał Matusa Putnocky'ego, kolejny raz mówilibyśmy o ŁKS-ie jako o drużynie niemogącej poradzić sobie z gonieniem wyniku, zależnej tylko od powodzenia w jednej połowie. Jedno trafienie może jednak dać początek nowemu obliczu łódzkiego klubu.


Udostępnij na Udostępnij na

Walka łodzian do ostatnich chwil meczu przyniosła efekt. To już nie był zespół, który potrzebując odrobić straty, wymienia setki podań, które niczego dobrego i tak nie wnoszą. ŁKS pokazał od dawna nieprezentowaną swoją lepszą twarz. Zapewnił sobie tym samym awans do dalszej fazy Fortuna Pucharu Polski, ale być może także wewnętrzny spokój, dzięki któremu łatwiej będzie w walce o powrót do ekstraklasy. Rzecz jasna, nie był to jednak w wykonaniu łodzian mecz wybitny. Do poprawy swoje jeszcze mają. Jakie zatem wnioski można wysnuć po pierwszym oficjalnym meczu ŁKS-u w sezonie 2020/2021?

1. Stare dobre oblicze Jana Sobocińskiego

Nie sposób nie zacząć od, co by nie mówić, bohatera spotkania ze Śląskiem. Być może Janek rozpoczął kolejny nowy etap w swojej karierze. Sezon 2018/2019 – objawienie 1. ligi, 2019/2020 – brutalna weryfikacja w ekstraklasie, pierwszy mecz sezonu 2020/2021 – pan obrońca Jan Sobociński. Albo jak to określił trener Wojciech Stawowy na pomeczowej konferencji: – Pan profesor Sobociński.

Jan Sobociński: Pech się dla nas nie kończył (WYWIAD)

Przez 21-latka w obronie nie przechodziło nic. Gdy było trzeba, ratował sytuację po błędach kolegów z boiska a to jakimś ofiarnym wślizgiem, a to dobrym odbiorem, a to właściwym ustawieniem. Można było odnieść wrażenie, że z Sobocińskiego z zeszłego sezonu nie pozostał ślad. Do tego dwie fenomenalne prostopadłe piłki w stronę Jakuba Wróbla, z których jednak napastnik łodzian nie potrafił zrobić pożytku. Tak czy inaczej przez Janka przemawiały pewność siebie i gotowość do gry na pełnych obrotach. Doskonały występ zwieńczony asystą drugiego stopnia przy golu na 2:2 oraz strzelonym decydującym karnym w serii „jedenastek”. Być może w zapomnienie odszedł Sobociński z ekstraklasy, a na dobre wróciła najlepsza wersja wychowanka ŁKS-u.

2. Maciej Dąbrowski przeciwieństwem Sobocińskiego

Na środku obrony przeciwko Śląskowi ŁKS miał 21- i 33-latka. Kto w teorii powinien być podporą defensywy i siłą doświadczenia? Oczywiście ten starszy. U łodzian coś jednak w tej kwestii poszło nie tak. Rolę trzymającego w ryzach obronę przejął Sobociński, a to właśnie Maciej Dąbrowski był najbardziej elektrycznym jej punktem. Jeśli w oczach trenera Stawowego były zawodnik Zagłębia Lubin miał być filarem obrony w nadchodzącym sezonie, to cóż… Taki mecz jak ten pucharowy wniósł sporo wątpliwości.

Najlepsze Dąbrowskiemu zaczęło przydarzać się dopiero od 120. minuty. Wówczas przypadkowo asystował przy golu Gryszkiewicza na 2:2, a chwilę później w serii rzutów karnych strzelił ważnego gola na 3:1. Wcześniej jednak było źle, a momentami bardzo źle. Bardzo niepewne wyprowadzenie piłki, liczne błędy przy teoretycznie nietrudnych podaniach, a przede wszystkim koszmarne zachowanie przy wyrównującym golu dla Śląska. Taka gra była dużym problemem w ekstraklasie, a jeśli nie zajdzie już niedługo znacząca zmiana, to będzie nim także na poziomie 1. ligi.

3. Status quo – straty goli po indywidualnych błędach obrońców

Największa zmora „Rycerzy Wiosny” w PKO Ekstraklasie. Błąd za błędem przy własnym polu karnym prowadzące do straty goli, a następnie do porażek. Z bloku obronnego każdy miał w zeszłym sezonie swoje za uszami, a pierwszy mecz kampanii 2020/2021 specjalnie kibiców nie uspokoił. Dwa stracone bramki i dwukrotnie winę musi brać na siebie któryś z defensorów Łódzkiego Klubu Sportowego.

Pierwsza bramka nie budzi żadnych wątpliwości – Dąbrowski (będący najwyższym piłkarzem ŁKS-u z pola) dał się w absurdalny sposób przechytrzyć piłce i swoją nieporadnością podarował wrocławianom gola. Przy drugim trafieniu schemat także nieobcy ŁKS-owi, czyli zgubienie krycia przy stałym fragmencie gry. Tym razem do bramki dla Śląska przyczynił się Adrian Klimczak, który w momencie zorientowania się, gdzie jest mający być przez niego pilnowany Piotr Celeban, był już dobre trzy metry za obrońcą Śląska, który dał gościom prowadzenie. Sezon nowy, błędy te same.

4. Płacz po Grzesiku? Niekoniecznie

W sezonie 2019/2020 z całej bardzo marnie wyglądającej defensywy ŁKS-u najsolidniej prezentowała się jej prawa strona. Jan Grzesik mimo pojedynczych błędów, takich jak przeciwko Wiśle Kraków w Łodzi, był zawodnikiem grającym w zasadzie cały czas przyzwoicie, jednym z niewielu, których ekstraklasa aż tak nie przerosła. Stąd też trzeba było spodziewać się zainteresowania 25-latkiem ze strony ekstraklasowych klubów. W tej chwili Grzesik jest o krok od przenosin do Warty Poznań.

W takim wypadku naturalnie ŁKS musiał szukać zastępstwa na prawej stronie defensywy. I co w pełni uzasadnione, przeciwko Śląskowi Wrocław wybór padł na Macieja Wolskiego, który pod koniec ubiegłego sezonu został na tę pozycję przez trenera Stawowego przeniesiony. Efekt? Bardzo solidna i pewna gra. Przede wszystkim pierwsza połowa w wykonaniu 23-latka zagrana na naprawdę dobrym poziomie. Pewny w odbiorze, bardzo sumienny w asekuracji i aktywny w ofensywie. Do poprawienia przede wszystkim element dośrodkowania i od czasu do czasu zbyt głębokiego zapędzania się do ataku. Gdy parę elementów ulegnie poprawie, ŁKS może mieć wiele pożytku z Maćka Wolskiego na prawej stronie obrony.

5. Następcy Ramireza zaczynają nawiązywać do jego gry

Przeciwko Śląskowi, pewnie w znacznym stopniu przez uraz Michała Trąbki, ŁKS wyszedł dwoma Hiszpanami w środku pola. Pirulo oraz Antonio Dominguez za trenera Stawowego byli jak dotąd razem na boisku tylko przez 154 minuty, stąd takie ustawienie w pewnym stopniu można było rozpatrywać jako eksperymentalne bądź wybrane z konieczności. Koniec końców skutek był bardzo przyzwoity, szczególnie w pierwszej części meczu.

Pirulo z meczu na mecz wydaje się rosnąć w barwach łódzkiego klubu. Dobra końcówka sezonu pokazała, że może być z niego więcej pożytku, niż zakładano. Potwierdzenie tego było także ze Śląskiem – Pirulo przez niemal cały mecz starał się ciągnąć i napędzać ataki łodzian. Nieco w jego cieniu był Dominguez, który co prawda otworzył wynik meczu i grał bardzo dobrze w pierwszej połowie, ale w drugiej już nieco przygasł. Wydawało się, że boisku opuścił na skutek urazu, ale uspokajamy – Antonio powiedział nam, że powodem były jedynie problemy mięśniowe.

6. Z Keliego może być niezły piłkarz

Pierwszy mecz nowego sezonu był też czasem debiutu. Pierwszy raz w oficjalnym meczu w biało-czerwono-białych barwach zaprezentowali się Jakub Tosik, Piotr Gryszkiewicz oraz Kelechukwu Ebenezer Ibe-Torti. I największe wrażenie, także na kibicach, zrobił 18-letni Nigeryjczyk z polskim paszportem. Gdy pojawiał się na boisku, na trybunach rozległa się wrzawa, a każdy jego kontakt z piłką spotykał się z euforią wśród kibiców.

Nietrudno zatem ocenić, kto może być pierwszoligowym ulubieńcem fanów Łódzkiego Klubu Sportowego. Niewiele ponad 30 minut jego gry wystarczyło, żeby wysnuć wstępne wnioski. Łodzianom trafił się świetnie wyszkolony technicznie i bardzo dynamiczny zawodnik, dla którego 1. liga może być idealnym miejscem do rozwoju. Pierwsze wrażenie zrobił bardzo dobre, w jego gestii pozostaje dalsze przekonywanie do siebie kibiców ŁKS-u.

7. Filozofia gry bez zmian

Jeśli ktoś liczył, że po ekstraklasowym niepowodzeniu ŁKS odejdzie od swojej filozofii grania, to się rozczaruje. Jak łodzianie grali pod koniec ostatniej kampanii, tak grają i teraz. Futbol oparty na dużej liczbie podań i eksploatowanie piłkarzy kreatywnych – wiele na pewno się nie zmieni. Podstawową zmianą powinna być jednak efektywność korzystania z takiej filozofii gry.

Tak, jak sobie wymyślił Wojciech Stawowy, ŁKS przy wyprowadzeniu piłki od bramki cały czas gra trójką z tyłu z cofającym się Rozwandowiczem bądź Tosikiem. Na bokach w takim wypadku wyżej biegają Klimczak z Wolskim asekurowani przez środkowych defensorów, którzy wtedy grają szerzej. Nic rewolucyjnego – to, co ŁKS grał w PKO Ekstraklasie, będzie prezentował także na poziomie 1. ligi.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze