Arsenal, czyli kolejny gigant, który stał się zwykłym średniakiem


Arsenal, przegrywając z Liverpoolem na własnym stadionie, raczej pozbawił się szans, na jakąkolwiek korzystną lokatę w tym sezonie Premier League

4 kwietnia 2021 Arsenal, czyli kolejny gigant, który stał się zwykłym średniakiem
Wikimedia. Commons

Ten sezon jest, krótko mówiąc, dziwny. Dla wielu zespołów bardzo niefortunny, czego świetnym przykładem może być Liverpool i jego liczba kontuzjowanych piłkarzy. Dla innych może być on świetny, co możemy zaobserwować, patrząc na West Ham. A dla kolejnej części – po prostu tragiczny. Fatalny. Żałosny. I tu od razu wyłania się znacznie przeważający nad innymi angielskimi zespołami kandydat, jakim jest Arsenal.


Udostępnij na Udostępnij na

Ktoś może teraz zadać pytanie, dlaczego na „Kanonierów” spada tak ogromna krytyka? Nie, w zasadzie nikt nie powinien o to pytać. Arsenal w tym sezonie jest po prostu żałosny… Postawa piłkarzy z północnego Londynu po prostu obraża wszystkich kibiców oraz legendy tego klubu na czele z Arsenem Wengerem. I nie, ani trochę nie przesadzam.

Oglądanie poczynań zespołu hiszpańskiego szkoleniowca w tej edycji Premier League potrafi być po prostu uwłaczające. Nagrania niektórych meczów Arsenalu z tego sezonu powinny być puszczane jako kara dla lokatorów więzienia o zaostrzonym rygorze. „The Gunners”, chociażby w meczu z Liverpoolem, nie pokazali nic, ABSOLUTNIE NIC, co mogłoby się podobać.

Mikel Arteta – taktyczny „geniusz”

Nie należę do osób, które preferują zwycięstwo za wszelką cenę. Ba, wręcz lubię nacieszyć oko ładną grą, nawet gdy wynik nie jest taki, jaki bym sobie życzył. Jednak patrząc z perspektywy kibica Arsenalu, na Emirates nie widać od jakiegoś czasu ani wyników, ani futbolu na odpowiednim poziomie. A mimo wszystko i tak wielu uprze się przy przekonaniu, że Mikel Arteta to taktyczny geniusz…

Owszem, można powiedzieć, że w końcu Arteta jest chwalony za przygotowanie taktyczne Arsenalu. Ponadto w kreowaniu akcji jeszcze jakiś czas temu jego zespół wyglądał bardzo dobrze, a i przecież na pełną stabilizację trzeba czasu. Jednak warto wspomnieć, że Mikel Arteta urzęduje na Emirates już drugi sezon, a w zasadzie ten drugi sezon się już kończy. A wyników jak nie było, tak nie ma.

Może dopisać sobie wszystkie pochwały, zwycięstwo w Comunity Shield i Pucharze Anglii, ale jak to się ma do dzisiejszej gry „The Gunners”? Prawda jest taka, że ten świetnie taktycznie wyglądający Arsenal zajmuje obecnie dziewiąte miejsce w Premier League ze stratą dziewięciu punktów do czwartego miejsca na osiem kolejek przed końcem sezonu.

To jeszcze nic. Arsenal we wczorajszym starciu (o ile można tak nazwać mecz, w którym tylko jedna ekipa chciała grać w piłkę) oddał dwa celne strzały. I to na dodatek takie, które stanowiły tak duże zagrożenie dla bramki Alissona, jak latający obok niego owad. A posiadanie piłki, za które jeszcze niedawno tak chwalono Artetę? 35%. Nawet przy stanie 0:3 Arsenal nie postanowił zdecydowanie zaatakować rywala. Chyba więcej na ten temat mówić nie trzeba.

Arsenal i czyste konto? Nie rozśmieszaj mnie

To pytanie i odpowiedź na nie chyba najlepiej odpisują ostatnie poczynania Arsenalu w defensywie. Mogą zdarzyć się gorsze mecze, w których trudno o czyste konto. To jest jak najbardziej zrozumiałe. Ale żeby nie potrafić zagrać „na zero z tyłu” przez trzynaście spotkań? Tak, dobrze Państwo widzą, TRZYNAŚCIE SPOTKAŃ. To w przypadku tak renomowanego klubu jak Arsenal po prostu w głowie się nie mieści.

Dodatkowo jeżeli spojrzymy na terminarz „Kanonierów” i to, z kim podopieczni Artety się mierzyli, wygląda to jeszcze gorzej. Brak czystego konta z Chelsea, Liverpoolem czy Tottenhamem? Okej, da się zrozumieć. Natomiast gdy się ma na rozkładzie takie „potęgi” jak Burnley czy Olympiakos, to powinno się mimo wszystko zachować chociaż jedno czyste konto na przestrzeni ostatnich trzech miesięcy. Nie ujmując oczywiście w żaden sposób tymże zespołom, ale czy klub ze stolicy Anglii tego dokonał? Oczywiście, że nie.

Arsenal i Arteta powinni wziąć rozwód?

Patrząc na to futbolowe małżeństwo z perspektywy ostatnich spotkań, można śmiało wywnioskować, że nie jest ono udane. Wręcz mimo wcześniejszych pochwał na myśl nasuwa się twierdzenie, że Arsenal był zwyczajnie za dużym klubem dla Mikela Artety. Ale przecież w końcu był on asystentem Pepa Guardioli w Manchesterze City…

Jednak, jak powszechnie wiadomo, popularne – jak to mawia pewna polska dziennikarka – „jechanie na picu” wiecznie trwać nie może. Mikel Arteta może i ma potencjał na bardzo dobrego trenera, ale Arsenalowi jest potrzebny ktoś, kto ustatkuje ten klub na należytym dla niego miejscu, a Arteta nie wydaję się odpowiednim do tego menedżerem.

Tak naprawdę kibice Arsenalu, chcąc odejścia Wengera, nie wiedzieli, na co się decydują. W klubie brak stabilności, przez co „Kanonierzy” w dość niedalekiej przyszłości mogą stać się zwyczajnym średniakiem. Mikel Arteta, mimo że imponuje wielu ekspertom, nie potrafi osiągać nawet średnio zadowalających wyników. A tak naprawdę czwarte miejsce, przez które klub kiedyś stał się memem, dziś byłoby marzeniem dla kibiców z północnej części Londynu.

Ponadto trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy Arsenal posiada gorszą kadrę od trzeciego Leicester City czy piątego w tabeli West Hamu? Odpowiedź jest prosta: „Nie”. A więc dlaczego osiąga tak słabe wyniki? Może w klubie trzeba zwyczajnie podjąć radykalne kroki i przestać ślepo wierzyć w geniusz trenerski hiszpańskiego szkoleniowca, który z obecną, dość przyzwoitą kadrą, nie potrafi realizować nawet minimalnych celów?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze