Gra o wpisanie się do historii. Adam Nawałka większym trenerem od Piechniczka?


Adam Nawałka może stać się drugim najważniejszym trenerem w historii naszej piłki

30 czerwca 2016 Gra o wpisanie się do historii. Adam Nawałka większym trenerem od Piechniczka?
Marcin Kuźnia/iGol.pl

Do kadry przychodził jako „Zawałka”. Zaufanie społeczne miał godne Ewy Kopacz u kresu jej kariery jako premiera, a i sam pomysł na rodzimego selekcjonera nie został przyjęty z aprobatą. W końcu reprezentację przejmował po Smudzie i Fornaliku, którzy zostawili mu zgliszcza, a nie drużynę. Po trzech latach pracy Adam Nawałka ma szansę stać się największym polskim trenerem od czasów Piechniczka. A może i większym?


Udostępnij na Udostępnij na

Kiedy zaczynał pracę z kadrą, Polska zajmowała 78. miejsce w rankingu FIFA, gdzieś pomiędzy Haiti a Burkina Faso. Losowani byliśmy z czwartego koszyka i cudem trafiliśmy do grupy eliminacyjnej z przeciętną Szkocją i Irlandią. Lewandowski nie strzelał, obrona nie działała i w sumie to marzyliśmy, żeby zdelegalizować kadrę. Okoliczności jego wyboru też nie były klarowne. Miał być ktoś z zagranicy. Marzył nam się Lars Lagerbäck, czy ktoś z Italii, załatwiony dzięki znajomościom prezesa Bońka. A dostaliśmy faceta w muślinowym szalu, którego największym sukcesem było otarcie się z Górnikiem Zabrze o europejskie puchary. Słabo to się zapowiadało.

Jego drogę w eliminacjach pamięta każdy. Najpierw selekcja negatywna, opaska dla Lewandowskiego, przełomowy mecz z Niemcami itd. Adam Nawałka po prostu ogarnął ten, trwający co najmniej pięć lat, burdel. A za kilka godzin selekcjoner zasiądzie na ławce na Stade Velodrome i rozegra mecz, który może wprowadzić go w poczet największych polskich trenerów.

O 90 minut od wyprzedzenia Piechniczka

Być może zwiększenie liczby drużyn na Euro to umniejsza, w końcu nasza droga do 1/4 finału tak trudna nie była, ale znajdujemy się jeden mecz od strefy medalowej. Ostatni raz w takim miejscu byliśmy 34 lata temu, kiedy to kadra Antoniego Piechniczka zdobyła brązowy medal na mistrzostwach świata w Hiszpanii. Sukcesy tamtej reprezentacji obecni kibice znają głównie z archiwalnych materiałów TVP albo opowieści ojców zaczynających się od słów „kiedyś to się grało, nie to co teraz…”. Boniek, Smolarek, Lato, a nad nimi trenerski kat, jakim był Piechniczek. Piękne dzieje, które nabrały już swojej legendy.

W strefie medalowej na największych imprezach udało nam się być jeszcze jeden raz. W 1974 roku za czasów Kazimierza Górskiego. I to właściwie tyle. Do największych trenerów w historii polskiej piłki dorzucić można jeszcze Jacka Gmocha, który w 1978 roku w Argentynie doszedł z reprezentacją do 1/4 finału mistrzostw świata.

 

Wraz z nimi w jednym rzędzie już teraz może stać Adam Nawałka. Jeśli wygra z Portugalią, można się zastanawiać, co jest cenniejsze, strefa medalowa na Euro czy 3. miejsce na mundialu zdobyte przez kadrę Piechniczka? Niby odpowiedź wydaje się być jasna, ale futbol się zmienił, a i nasza obecna reprezentacja takiego potencjału (jeszcze) nie ma. Jacka Gmocha wyprzedził natomiast już teraz. Ćwierćfinał w 1978 roku został przyjęty za klęskę, głowy selekcjonera żądano od zaraz. Potencjał tamtej kadry był ogromny. Teraz najlepsza ósemka mistrzostw została przyjęta za ogromny sukces i z Portugalią gramy bez jakiejkolwiek presji.

Wychodzi więc, że Adam Nawałka stał się trzecim najważniejszym trenerem w historii z perspektywą na wyprzedzenie kolejnego. Kazimierza Górskiego z piedestału nie zrzuci nigdy. Kto by pomyślał dwa lata temu, kiedy przegrywaliśmy ze Słowacją, a na lewej obronie biegał Rafał Kosznik, że nazwisko naszego obecnego selekcjonera będziemy wymawiać wraz z największymi w historii naszej piłki. Prędzej uwierzylibyśmy, że tak jak Smuda był Dyzmą Lata, tak Nawałka stanie się kimś takim dla Bońka.

Ale puśćmy wodze fantazji…

Wygrywamy z Portugalią, a potem odpadamy w półfinale. Bywa. Kadra wraca do kraju. Wszyscy witani są jak królowie, a na czele na białym koniu wjeżdża Adam Nawałka. Do takiego scenariusza brakuje rozegrania udanych 90 minut w spotkaniu z Portugalią. Ta wygrana będzie miała jednak przełożenie na bardziej przyziemne kwestie.

Weźmy na przykład ranking FIFA. Przed Euro znajdowaliśmy się na 27. miejscu. Obecnie jesteśmy już 17. (rekord to 16. pozycja w wrześniu 2007 roku), a przy wygranej możemy znaleźć się na… 12. lokacie! W zestawieniu europejskich federacji znaleźlibyśmy się na ósmym miejscu i w eliminacjach losowani bylibyśmy z pierwszego koszyka. Powiedzmy sobie szczerze, ścisły top. A wszystko zbudowane rękami, a może umysłem Adama Nawałki.

Przed Euro znajdowaliśmy się na 27. miejscu. Obecnie jesteśmy już 17. (rekord to 16. pozycja w wrześniu 2007 roku), a przy wygranej możemy znaleźć się na… 12. lokacie! W zestawieniu europejskich federacji znaleźlibyśmy się na ósmym miejscu i w eliminacjach losowani bylibyśmy z pierwszego koszyka.

Idźmy dalej. Obecny selekcjoner po mistrzostwach nigdzie się nie rusza. Mógłby, ale byłoby to skrajnie nierozsądne, widząc, w jakim miejscu znajduje się kadra. 4 września 2016 roku zaczynają się eliminacje do mistrzostw świata w Rosji. Grupę mamy całkiem przyjemną. Na oko wyglądamy na faworytów, bo ani Dania, ani Rumunia czy Armenia wielkiego strachu nie powoduje. Kiedyś może tak by było, ale Adam Nawałka nauczył naszych, jak zwyciężać mamy. Być może to stanie się po latach największą wartością kadencji obecnego trenera. Szczęścia w losowaniu mieliśmy sporo, bo moglibyśmy trafić na Hiszpanię i Włochy, i byłoby pozamiatane.

Jeśli nie dojdzie do kataklizmu, uda nam się również za półtora roku cieszyć z awansu na mundial. Nawałka stałby się wtedy jedynym trenerem w historii, który dwa razy z rzędu awansował z reprezentacją Polski na wielką imprezę! Nawałka i jego kadrowicze byliby ze sobą już cztery lata (przez rok drużyna się klarowała). To już potężny kapitał, a także doświadczenie, na podstawie którego można zbudować znowu coś wielkiego.

Regularne wygrane dałyby nam kolejne punkty w rankingu FIFA i co najmniej utrzymanie wysokiej pozycji. Skoro jesteśmy wysoko, to i losowani bylibyśmy na mundialu 2018 z pierwszego lub drugiego koszyka. Co daje dobre rozstawienie, wiemy wszyscy. Uniknęlibyśmy zapewne potentatów, a urokiem mistrzostw jest to, że w fazie grupowej zamiast na Holandię, Niemców czy nawet Turcję możemy trafić na Australię, Honduras albo Trynidad i Tobago. Jest różnica? Jest. O wyjście z grupy nie byłoby pewnie tak trudno. Gdyby i to nam się udało, Adam Nawałka niebezpiecznie zbliżyłby się do samego Kazimierza Górskiego. A przed nim i jego kadrą rysowałyby się perspektywy kolejnych sukcesów.

***

To tylko gdybanie. Do realizacji tego scenariusza jeszcze długa droga. Pamiętam wywiad z Henrykiem Kasperczakiem nt. Wisły Kraków i meczu z Panathinaikosem. Każde pytanie zaczynało się od „gdyby”. I tak dziennikarz i trener gdybali sobie wesoło. Skończyło się tym, że trener w końcu powiedział: „ale tak się nie stało…”. Czytelnikowi szybko schodził uśmiech z twarzy.

Podobnie może być z Adamem Nawałką. Ale czemu nie napisać scenariusza na najbliższe lata? Ostatnio w polskiej prasie przekonują nas, że nie powinniśmy bać się marzeń o finale mistrzostw Europy. My tylko napisaliśmy to, co selekcjoner, jeśli dojdziemy do półfinału. O kolejnej fazie nawet nie śnimy. A wiec Panie Selekcjonerze do dzieła!

Komentarze
Śledzik (gość) - 8 lat temu

Zapomnieliście jeszcze o Wójciku...

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze