4. kolejka Premiership


Drużyny, które rozpoczęły sezon od falstartu, jak Man Utd i Bolton, zgodnie wygrały swoje mecze. Natomiast ekipy, które dość zaskakująco okupowały czub tabeli, jak Man City czy Everton, tym razem pogubiły punkty. Wszystko wraca do normy?


Udostępnij na Udostępnij na

Jednak w przypadku Manchesteru United ciężko mówić o jakiejś wielkiej metamorfozie. Piłkarze po prostu musieli odnaleźć w sobie siłę z poprzedniego sezonu. W dość ciężkim meczu z Tottenhamem częściowo się im to udało, mimo, że w końcu zwyciężyli po jedynym golu autorstwa Nani’ego. Tyle tylko, że gdyby Dimitar Berbatov wykorzystał choć połowę ze swoich sytuacji, wynik byłby zupełnie inny. Natomiast Bolton wreszcie się przełamał. Piłkarze zagrali naprawdę żywo, od początku spotkania będąc nastawionymi tylko i wyłącznie na zgarnięcie trzech punktów. To odbicie od dna tabeli od razu poprawiło morale w zespole, a piłkarze, którzy ostatnio głośno mówili o odejściu, czyli przede wszystkim El-Hadji Diouf i Nicolas Anelka, nagle przycichli. Zresztą ten drugi trafił do siatki już po raz trzeci na początku sezonu, będąc bezapelacyjnie najlepszym piłkarzem swojej drużyny.

Voronin zaskakuje chyba nawet samego siebie.
Voronin zaskakuje chyba nawet samego siebie. (fot. yahoo sport)

Wreszcie czas na mecz kolejki, czyli spotkanie pomiędzy Arsenalem Londyn, a sensacyjnym liderem, Manchesterem City. W bramce „Kanonierów” od pierwszych minut Manuel Almunia, który zastąpił ‘ponoć’ kontuzjowanego Jensa Lehmanna. Jak wszyscy przypuszczaliśmy, Łukasz Fabiański zasiadł na ławce rezerwowych. Mecz stał na średnim poziomie, optycznie lepsi byli goście, ale to dla podopiecznych Arsene’a Wengera został podyktowany rzut karny. Jedenastkę wykonywaną przez Robina van Persi’ego obronił Kasper Schmeichel. Duński bramkarz robi naprawdę furorę w tym sezonie w Premiership. Arsenal w końcu zdołał strzelić bramkę i wygrać, kiedy w 80. minucie piłkę w pole karne zagrał Hleb, a w siatce umieścił ją Cesc Fabregas. „Citizens” spadli więc na drugie miejsce w tabeli, natomiast Arsenal jest na szóstej pozycji mając rozegrany jeden mecz mniej.

Świetny mecz oglądaliśmy w niedzielę w Middlesbrough, gdzie podopieczni Garetha Southgate’a podejmowali przebudowany Newcastle. Remis 2:2 wskazuje na naprawdę wyrównane i zacięte spotkanie i tak było naprawdę. Najpierw na gola N’Zogbia’y odpowiedział Mido, a na trafienie Marka Viduki, defacto byłego zawodnik Boro, wyrównał Julio Arca. Ponadto sędzia pokazał aż 9 żółtych kartek.

Na czoło tabeli wysunęła się więc Chelsea, która skromnie uporała się z Portsmouth po jedynym golu Franka Lamparda. Gra „The Blues” w tym meczu była trochę inna niż w innych spotkaniach, ale taka, z jakiej znani są podopieczni Jose Mourinho, czyli nudna, powolna i mozolna. Portugalczyk popełnił kolejne morderstwo ponownie przesuwając Michaela Essiena do obrony, tym razem po jej prawej stronie. Sprowadził przecież Juliano Belettiego, który wszedł w drugiej połowie i jednocześnie chce się pozbyć Glena Johnsona jdnego z najbardziej obiecujących przed laty obrońców, którego talent zabił brak gry w pierwszym składzie Chelsea. A Lampard strzelił bramkę w swoim stylu: potężnym strzałem z 20 metrów.

Nie zwalnia Liverpool. Po tym, jak sędzia Rob Styles wykradł im zwycięstwo nad Chelsea, „The Reds” pewnie uporali się z Sunderlandem. Gole strzelali rezerwowi: Sissoko i Voronin. Ukrainiec jeszcze raz pokazał, że nie zasługuje na siedzenie na ławce rezerwowych i powinien grać w pierwszym składzie obok Fernando Torresa. W składzie zabrakło Stevena Gerrarda, od pierwszych minut zagrał za to Ryan Babel i Liverpool w klasycznym ustawieniu 4-4-2 prezentował się bardzo dobrze.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze