Wydarzenia z ostatnich trzech miesięcy sprawiły, że Legia przestała być postrzegana jako poukładany klub o europejskich standardach. Kolejne porażki i błędy ujawniły wszechobecny burdel i prowizorkę panującą na Łazienkowskiej. Brak spójnej wizji budowania klubu, złe decyzje personalne i beznadziejna gra to główne zarzuty. Krytyka za to spadła na wszystkich, od prezesów przez trenera aż po piłkarzy. Wszystkich poza Michałem Żewłakowem, który jako dyrektor sportowy w dużym stopniu odpowiada za to, jak żałośnie wygląda mistrz Polski.
Dyrektor sportowy powinien odpowiadać za cały pion sportowy, czyli wizję rozwoju klubu, zatrudnianie odpowiedniego trenera i kontraktowanie piłkarzy. Taka osoba ma być ekspertem, który piłkę zna na tyle dobrze, że jest w stanie doradzić i wybrać najbardziej korzystne rozwiązania dla zespołu. Idealnym kandydatem na to stanowisko w Legii wydawał się więc Michał Żewłakow. Inteligentny, wygadany, znający poważny futbol z własnego doświadczenia. Jako warszawiak doskonale rozumiał presję wokół drużyny. Były reprezentant Polski miał wprowadzić w życie plany Leśnodorskiego i Mioduskiego, ale z każdym kolejnym tygodniem wydaje się, że Żewłakow zwyczajnie się do tego nie nadaje. A patrząc na decyzje klubu i to, co mówi dyrektor sportowy, można mieć wątpliwości, czy jest on w Legii za cokolwiek odpowiedzialny.
Niekompetentny czy nieważny?
Na swoim stanowisku Żewłakow pracuje od roku. Patrzymy na to, co się działo przy Łazienkowskiej przez ostatnie dwanaście miesięcy, i zabijcie nas, ale jakiegokolwiek planu tam nie widzimy. Najpierw zwolnienie Henninga Berga, który był częścią wizji rozwoju Legii. Potem zatrudnienie Stanisława Czerczesowa skupionego jedynie na tym co tu i teraz, a na koniec Besnik Hasi. Trener, o którym w Warszawie będą pamiętać przez lata. Zresztą przy rozstaniu z Rosjaninem były reprezentant Polski niewiele miał do powiedzenia. Oto fragment jego wypowiedzi z „Cafe Futbol” sprzed tygodnia: – Osobiście też żałowałem, że trener Czerczesow odchodził z Legii, raczej byłem osobą, która optowałaby za tym, aby Rosjanin został w klubie. Sprytnie zbudowane alibi i przekaz, że on z tym zwolnieniem nie miał nic wspólnego.
W normalnie funkcjonującym klubie zwłaszcza za wybór ostatniego trenera powinien zostać rozliczony dyrektor sportowy. W Legii prawdopodobnie to nie nastąpi. Mimo że Żewłakow nie do końca przyznaje się do zatrudnienia szkoleniowca, to umówmy się, Hasiego znał ze wspólnych występów w Anderlechcie i to on firmował wybór Albańczyka własnym nazwiskiem. W mediach wypowiada się na ten temat różnie. Raz zaznaczał, że pomysł zatrudnienia trenera nie był jego, by kilka tygodni później opowiadać, że zdaje sobie sprawę z tego, że jest w pełni odpowiedzialny za jego wybór.
Szczerze mówiąc, nie jest to mój autorski pomysł. Po prostu wystąpiła taka sytuacja, że trzeba było nowego szkoleniowca znaleźć. I to szybko, a w każdym razie dużo czasu nie mieliśmy. Tak naprawdę Besnik Hasi nie był pierwszą osobą, która była przez nas weryfikowana. Natomiast był pierwszym kandydatem, który spodobał się właścicielom Legii. Michał Żewłakow o zatrudnieniu Besnika Hasiego w wywiadzie dla „Piłki Nożnej”
Jakby ktoś szukał winnego tego, co dzieje się w Legii, to winny zgłosił się sam pic.twitter.com/dO3aDlDfeg
— Andrzej Gomołysek (@taktycznie) September 15, 2016
Czyli albo jest w klubie niepotrzebny (p. casus Czerczesowa), albo niekompetentny. Nie wiadomo co gorsze
Żewłakow przeczy sam sobie
Ważną składową wizji budowania zespołu są transfery. Zwłaszcza te z minionego okna transferowego rzucają cień na odpowiedzialnych za nie ludzi. Chcielibyśmy odciąć się od tematu Hasiego, ale nie będzie nam to dane. Wraz z Albańczykiem trafiło trzech piłkarzy z przeszłością w lidze belgijskiej. Wszyscy grają beznadziejnie, byli niemałym wydatkiem dla klubowej kasy (Vadis Odjidja-Ofoe jest podobno najlepiej opłacanym zawodnikiem w ekstraklasie) i po odejściu trenera trudno będzie się ich pozbyć. W wywiadzie dla „Piłki Nożnej” i w „Cafe Futbol” Żewłakow mówił:
– Hasi ma zupełnie inną wizję futbolu, chce grać piłką. Dlatego zrobiliśmy transfery zawodników kreatywnych, którzy potrafią odnaleźć się na kilku pozycjach. (…) Trener doskonale znał Langila, Odjidję i Moulina. Czyli ściągnięto trzech nie do końca sprawdzonych przez skauting piłkarzy tylko dlatego, że chciał ich szkoleniowiec do realizowania z góry założonej taktyki. Logiczne. Idąc dalej, czy jakby teraz do Legii trafił Michał Probierz, to klub kupiłby z Jagiellonii trzech wybranych przez niego zawodników tylko dlatego, że ma inną wizję futbolu? A kolejnemu trenerowi też zrobiono by taki „prezent”? Trzeba przyznać, jest to swego rodzaju plan budowy drużyny, tylko mamy wątpliwości, czy nie skończyłoby się to Wieżą Babel.
Przysłuchując się wypowiedziom Michała Żewłakowa, można stwierdzić, że jako dyrektor sportowy ma mgliste pojęcie, co się dzieje w klubie w kwestii transferów. Większość kluczowych decyzji zapada ponad jego głową, ale mógłby być o nich informowany, bo później w mediach wychodzą różne nieścisłości. W wywiadzie dla „PN” z 9 września „Żewłak” tłumaczył całą sagę transferową z Nemanją Nikoliciem: – W sprawie Nikolicia poważne rozmowy prowadziliśmy właściwie jedynie z Hull City, bo choć Nemanja był obiektem westchnień również Maccabi Tel Awiw, Bolonii, a na finiszu letniego okienka także Olympiakosu Pireus i Deportivo Alaves, stamtąd zabrakło satysfakcjonujących Legię konkretów. Z Anglikami ustaliliśmy nawet wszystkie warunki transferu, cały czas istniały natomiast rozbieżności w kwestii indywidualnego kontraktu Węgra, który zresztą uczciwie powiedział mi, że trudno będzie mu zostawić Warszawę.
Okej, przekaz jest jasny. Transfer Nikolicia wywrócił się na ostatniej prostej. Jednak kilka dni później w audycji TOK FM dyrektor sportowy stwierdził, że „w trakcie letniego okienka nie było konkretnych ofert dla Nikolicia i Pazdana. Te, które do nas dotarły, nie były z gatunku tych do rozpatrzenia”. To były te oferty czy nie? Trudno się w tym połapać, prawda?
Wizja budowy zespołu przez dyrektora sportowego powinna być spójna z pomysłem trenera. Tylko wtedy ich współpraca ma jakikolwiek sens. W momencie gdy dwie najważniejsze postacie w klubie ciągną wózek w swoją stronę, wszystko się posypie. Przykładem tego był chociażby konflikt na linii Maciej Skorża – Marek Jóźwiak, który zakończył się słynnym wypierda*** wypowiedzianym z ust szkoleniowca w czasie jednego ze sparingów. Obu z Legii pogoniono. Wszystko wskazuje na to, że Michał Żewłakow słabo współpracował z Henningiem Bergiem. Dyrektor sportowy opowiadał o tym, że jechał bez zgody trenera po Nemanję Nikolicia, by kilka chwil później stwierdzić, że Legia nie zakontraktowała Meliksona, bo nie chciał go Norweg, a działania bez aprobaty szkoleniowca byłyby bezsensowne. Jak widać nie wszystkie.
Henning Berg nie chciał Nemanji Nikolicia. Sam w kwietniu pojechałem, aby tego transferu dokonać, bo o nim myśleliśmy odkąd pojawił się temat odejścia Radovicia do Chin. Nie było akceptacji, więc zrobiłem to jakby sam, byłem przekonany, że on nam pomoże.
Kiedyś bardzo chciałem do Legii sprowadzić Maora Meliksona, odchodził wtedy z Francji. Trener Henning Berg się jednak na to nie zgodził. Powiedział, że go nie widzi w zespole. W takim przypadku nie ma sensu robić zakupu.
Oczywiście nie negujemy ruchów transferowych w klubie z Łazienkowskiej, bo te w ostatnich latach są niezłe i nie to jest sednem sprawy. Problemem w tym, że Żewłakow wypowiada się w mediach nieściśle. Z jednej strony zaznacza, że bez woli trenera nie może nic zrobić, by później przyznać się, że tak postępuje.
To ta wizja była czy nie?
Ogólny plan rozwoju Legii były reprezentant jednak stworzył. Miesiąc temu w „Przeglądzie Sportowym” zostały przypomniane jego słowa sprzed trzech lat: – Chciałbym, żeby Legia stopniowo budowała organizację klubu, poziom finansowy i sportowy. Musimy zacząć od tego, by co roku zdobywać mistrzostwo Polski i w ten sposób ułatwiać sobie drogę do fazy grupowej. Ugruntujmy najpierw swoją pozycję w Lidze Europy, raz i drugi wyjdźmy z grupy, nauczmy się grać z mocnymi, europejskimi średniakami. Atakujmy LM co rok, a jeśli nie uda się awansować, zacznijmy wreszcie coś znaczyć w LE. W większości to banały, które może rzucić w Legii każdy, poczynając od sprzątaczki czy sekretarki. Na pewno nie było w tym niczego autorskiego. Słowo w słowo mogliby mówić to samo w Lechu, Zagłębiu Lubin czy Jagiellonii. Ale za pewną wizję możemy to uznać. Jednak po trzech latach okazuje się, że planu nie było. Oto jego słowa sprzed tygodnia: – Awans do Ligi Mistrzów zamyka pewien niewdzięczny dla nas okres, gdzie nie było planowania, ale sztukowanie. Pieniędzy zawsze brakowało. Najpierw więc trzeba było kogoś sprzedać, aby z tych pieniędzy kogoś kupić. Teraz ten okres zimowego okienka transferowego będzie już bardziej łagodny – będzie można i planować, i organizować transfery.
Awans do Ligi Mistrzów zamyka pewien niewdzięczny dla nas okres, gdzie nie było planowania, ale sztukowanie. Michał Żewłakow o… planie rozwoju klubu w ostatnich latach
Żewłakow szczerze przyznał, że przez ostatnie lata klub funkcjonował bez jakiejkolwiek wizji. Czym więc zajmował się on, dyrektor sportowy Legii? Czy nie po to go zatrudniono, by uniknąć sytuacji, o których sam mówi?
Święta krowa Legii
Żewłakow pozostaje świętą krową. Od lat unika krytyki ze strony mediów, mimo że ta nieraz spadała na prezesów Legii, o trenerach czy piłkarzach nie wspominając. Wszyscy wiemy, że były obrońca jest ceniony i lubiany przez dziennikarzy, bo to „swój chłop” umiejący pogadać i zabawić się. Dzięki temu ustawił sobie większość prasy. Nie ustawił sobie za to kibiców, którzy od pewnego czasu coraz głośniej wyrażają opinię na temat jego pracy. Tak czy siak, powinien być w końcu rozliczony, bo jawi się jako człowiek nienadający się na dyrektora sportowego lub zbędny w Legii. Skoro w kryzysowych momentach zasłania się tym, że w klubie nie ma pieniędzy, albo że sam nie może nic zrobić, to po co w Legii ktoś taki? Cichy doradca pracujący na wysokim kontrakcie, który w najgorszym momencie ukryje się za plecami trenera i piłkarzy?
„Wydawało nam się, że w tym momencie Hasi będzie do Legii pasował.”
„Chciałbym też, aby sami zawodnicy wzięli na siebie czasem trochę odpowiedzialności.”
To dwie wypowiedzi Michała Żewłakowa z „Cafe Futbol” sprzed tygodnia. Dosyć symboliczne i idealnie obrazujące jego zachowanie w trudnych dla klubu momentach. Prezesi Leśnodorski, Mioduski i Wandzel nieraz przyznają się do błędów, licząc się z krytyką w mediach, a dyrektor sportowy umywa od wszystkiego ręce. Winni są piłkarze, trener, brak pieniędzy, ale nie on. Żewłakow krytykując zawodników i szkoleniowca, zapomina, że w większości przypadków to on ich ściągał na Łazienkowską. Gdy oni zawiodą, on powinien odejść wraz z nimi. Zastanawia również to, że mimo iż jest jedną z najbardziej decyzyjnych osób w Legii, to bazuje na „wydawało się” i „chciałbym”. Został zatrudniony w klubie, by w kwestiach sportowych swoim doświadczeniem pomóc prezesom w podjęciu kluczowych decyzji. Jeśli się przy nich waha albo popełnia błędy, to może warto się zastanowić, czy to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Dość już było w klubie z Łazienkowskiej krasomówców, leni i zbierających doświadczenie w pracy w Legii.
Co tu dużo mówić, WYDAJE SIĘ, że Legia mogła trafić na znaczniej bardziej kompetentnego człowieka na tym stanowisku :)
zewlaka powinni na taczkach wywiezc
Legia ma pecha do tych dyrektorów sportowych. Najpierw Mirosław "Nie chcemy Lewego, bo mamy Aubarrene" Trzeciak, następnie Marek Józwiak, a teraz Żewłakow ehh ;)
Elegancko wypunktowany Żewłakow. Polskim Monchim to on raczej nigdy nie będzie, oby Legia dla własnego dobra się z nim rozliczyła
Najlepiej by teraz zrobił jakby stanął z Pazdanem na środku obrony
Artykuł w porządku, ale spójrz na jedną rzecz: "Krytyka za to spadła na wszystkich, od prezesów przez trenera aż po piłkarzy. Wszystkich poza Michałem Żewłakowem, który jako dyrektor sportowy w dużym stopniu odpowiada za to, jak żałośnie wygląda mistrz Polski." I teraz: "Dzięki temu ustawił sobie większość prasy. Nie ustawił sobie za to kibiców, którzy od pewnego czasu coraz głośniej wyrażają opinię na temat jego pracy." Też można Ci zarzucić brak spójności, przeczenie samemu sobie, brak wizji artykułu itp. Nie o to chodzi, po prostu nie myli się ten, kto nic nie robi. Tyle. Pozdrawiam:)