Zastał Lecha drewnianego, zostawia murowanego – Maestro Maciej Skorża


Maciej Skorża odchodzi z Lecha Poznań z powodów osobistych

7 czerwca 2022 Zastał Lecha drewnianego, zostawia murowanego – Maestro Maciej Skorża
Dawid Szafraniak

W poniedziałek nad Poznaniem przeszła potężna burza. Na mistrza Polski spadł grom z jasnego nieba, bo jak inaczej nazwać odejście trenera, który scalił cały zespół i doprowadził go do mistrzostwa na stulecie? Maciej Skorża musiał pożegnać się z posadą trenera Lecha Poznań ze względów osobistych.


Udostępnij na Udostępnij na

Teoretycznie Lech miał najlepszą kadrę, a mistrzostwo było obowiązkiem, ale samo w sobie mistrzostwo wywalczone w bólach i z naprawdę mocnymi przeciwnikami smakowało wybitnie. Poznaniacy powiedzieliby jak pyry z gzikiem. Dzięki Maciejowi Skorży Wielkopolanie po raz drugi mogli wyjść i świętować, co prawda w rozkopanym Poznaniu, ale radość była nieziemska i do samego rana, a przecież warto przypomnieć, że ostatnie mistrzostwo także było za panowania Skorży.

To nie była droga usłana różami

Droga do tego sukcesu nie była usłana różami. Kazimierz Wielki zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. Nie chcemy porównywać Macieja Skorży do króla, choć czytając komentarze poznańskich kibiców, można by spokojnie napisać, że nikt nie obraziłby się na pomnik pod stadionem. „Maestro”, bo tak nazywany jest Maciej Skorża, naprawdę przeprowadził błyskawiczną transformację Lecha.

Rewolucja przebiegła szybciej niż reformy podatkowe w Polsce, bo przecież gdy przypomnimy sobie pierwsze mecze za kadencji już ekstrenera „Kolejorza”, to można by złapać się za głowę. Starcie w Częstochowie, gdzie Lech wyglądał fatalnie. Przegrane z beniaminkami i ten fatalny mecz ze Stalą Mielec z dwoma straconymi bramkami z autów. Co tu dużo mówić, „Duma Wielkopolski” była pośmiewiskiem polskiej piłki.

Więc, żeby uprzedzić, Maciej Skorża w ciągu prawie półtora roku przeszedł długą drogę z Lechem, aby być w tym miejscu. Na każdym polu dał wiele. Pod względem transferów, bo wiadomo, że miał dużą władzę w tym aspekcie. Jego mentalność pomogła w szatni po przegranym finale Pucharu Polski, a i sportowo odbudował wielu piłkarzy, którzy okazali się kluczowi w walce o mistrzostwo.

Maciej Skorża i niesamowita moc

Dajemy sobie rękę uciąć, że gdyby na ławce trenerskiej nie było Macieja Skorży, to do Lecha nie trafiliby nigdy Dawid Kownacki i Tomasz Kędziora. Wychowankowie wrócili do Poznania najprawdopodobniej tylko na pół roku, ale ich wkład w to mistrzostwo był duży. Kownackiego sportowy, a Kędziory z pewnością mentalny.

Dużo ostatnio mówiło się, że Lech jest w stanie zapłacić ogromne – horrendalnie duże – pieniądze za swojego wychowanka, Dawida Kownackiego. Sam zawodnik ponoć był zainteresowany zostaniem na dłużej. Jednym z argumentów Tomasza Rząsy była postać Macieja Skorży. Pytanie, czy teraz zawodnik Fortuny będzie również chętny na pozostanie w macierzystym klubie. Nie ma człowieka, który go wypromował, a teraz, gdy znalazł się na zakręcie, wyprowadził go na prostą. „Maestro” ma w sobie coś, co sprawiało, że piłkarze wierzyli i ufali mu. Potrafił przekonywać do siebie zawodników.

Odbudowanie – zbudowanie najlepszego zawodnika PKO Ekstraklasy

To jest jeden z największych sukcesów Macieja Skorży. Pewnie pisząc najlepszy piłkarz PKO Ekstraklasy, większość domyśliła się, o kogo może chodzić. Joao Amaral został odkopany po tym, jak kilka miesięcy wcześniej został zakopany przez Dariusza Żurawia. To jest przykład człowieka skreślonego, bo takim był, wracając z wypożyczenia. Nikt już w niego nie wierzył, a przecież to, że ma umiejętności, pokazywał jeszcze na samym początku swojej przygody w Polsce. Pamiętne wejście w dogrywce z Szachtiorem Soligorsk i dwie asysty do Gytkjaera.

Maciej Skorża postawił na niego kosztem Daniego Ramireza. Zbudował Portugalczyka. Znalazł mu pozycję jako podwieszonego napastnika pod Mikaela Ishaka. Nie rzucał go jak poprzednicy po różnych pozycjach. Dał mu swobodę, ale też wymagał od niego gry w defensywie. Amaral zdawał sobie sprawę, że w ofensywie może pozwolić sobie na dużo, ale ma nie zapominać o wracaniu się i pomaganiu kolegom.

Tym sposobem Amaral został największym beneficjentem powrotu Macieja Skorży. 22 punkty w klasyfikacji kanadyjskiej, ósmy wynik pod względem kluczowych podań i czwarty w liczbie strzałów, a w klasyfikacji ostatnich podań wyprzedził go jedynie Josue. Człowiek chyba niezastąpiony jak Maciej Skorża. Dla podkreślenia jego fachu, przypomnijmy rajd z meczu z Cracovią. Mały, ale wariat, a to wszystko dzięki Maciejowi Skorży.

Na złość wszystkim

Już w poprzednim sezonie Maciej Skorża mocno stawiał na Jespera Karlstroma. Wówczas najczęstszym jego partnerem był Nika Kvekveskiri. Nie działało to jednak wtedy jak dobrze naoliwiona maszyna. Dopiero obóz w Opalenicy sprawił, że zbudował sobie w środku pola „Szefa” w postaci Szweda. Gość robił niesamowitą robotę. Niby odgrywał rolę „6”, która miażdżyła wszystkich, a zarazem potrafił ruszyć do przodu i zaskoczyć rywali.

Większość osób domagała się, żeby obok „defensywnego” Karlstroma grał ktoś ofensywny, a Maciej Skorża konsekwentnie, głównie wiosną, stawiał na Radosława Murawskiego, czyli także raczej defensywnie usposobionego. Ogólnie musimy przyznać, że to wychodziło. W ten sposób „Maestro” blokował środek pola z dwoma defensywnymi pomocnikami. Taki był jego pomysł, aby przede wszystkim być zabezpieczonym w tyłach. W Szczecinie przecież opanowali Dąbrowskiego. Tylko Raków dwukrotnie zatrzymał tę dwójkę.

Maciej Skorża i jego szczelna i skuteczna defensywa

Akapit o obronie Lecha zaczynamy trochę nietypowo. Warto wspomnieć, ile punktów przyniosły bramki Milicia czy Salamona ze stałych fragmentów gry. Duża zasługa w tym Macieja Kędziorka. Nie bez przyczyny stoperzy Lecha byli najskuteczniejsi w poprzednim sezonie.

Ale przede wszystkim Salamon i Milić to żelazna para stoperów, a w razie potrzeby był jeszcze Lubomir Satka. Przed erą Macieja Skorży „Kolejorz” słynął z dziurawej obrony. Bramki nadające się do „Try to not laugh” były na porządku dziennym, a tu bardzo proszę – odmiana o 180 stopni. Lech był tą drużyną, która wygrywała mecze ofensywą, ale mistrzostwo zdobyła właśnie defensywą.

A przecież przypomnijmy, że Lech między słupkami nie miał Dante Stipicy czy Frantiska Placha, tylko ligowych średniaków. Strefa powietrzna była królestwem Bartosza Salamona, który czyścił tam praktycznie wszystko. Milić za to odpowiedzialny był za likwidowanie przeciwników. Uzupełniło się wręcz idealnie i spowodowało, że Lech tylko trzykrotnie stracił więcej niż jedną bramkę.

Na kłopoty w bramce – Artur Rudko?

Kontynuować projekt?

Gdy Maciej Skorża przejmował Lecha, ten był w opłakanym stanie. Udało się zdobyć mistrzostwo, wszystko zaczęło się układać. Miały być eliminacje do Ligi Mistrzów. One oczywiście będą, ale już nie takie same. I to niezależnie, kto będzie trenerem. To był ogromny sukces Macieja Skorży, a ta sytuacja przerwała marzenia… Marzenia samego trenera, jak i tysięcy kibiców, bo Lech Poznań mógł naprawdę dużo ugrać w tych eliminacjach.

W klubie wszyscy są zaskoczeni i wstrząśnięci tą sytuacją. To spadło jak grom z jasnego nieba. Nagle Lech Poznań został bez pomysłu, bez szefa, w wielkiej niewiedzy, co począć dalej. Nie dziwimy się, że Piotr Rutkowski wykrzyczał słowa „Jesteśmy przeklęci”. Gdy wszystko się układało, wszystko padło jednego wieczoru. I to z winny absolutnie nikogo.

My możemy jedynie podziękować Maciejowi Skorży za ten sezon. Za wielkie mecze i wielkie emocje związane z niesamowitą walką na finiszu rozgrywek. Pokazał, że jest silny i odważny, biorąc Lecha w rozsypce, a więc jesteśmy pewni, że poradzi sobie z wszystkimi przeciwnościami losu.

Komentarze
Walo (gość) - 2 lata temu

Super artykuł

Odpowiedz
Walo (gość) - 2 lata temu

Super artykuł

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze