Z Bułgarskiej #2: Lech Poznań mimo przerwy nie poprawił gry


Lech Poznań miał dwa tygodnie przerwy na poprawę gry. W meczu z Górnikiem wiele rzeczy dalej nie funkcjonowało i do dobrej gry jeszcze daleko.

2 września 2023 Z Bułgarskiej #2: Lech Poznań mimo przerwy nie poprawił gry
Dawid Szafraniak

Zarówno Lech Poznań, jak i Górnik Zabrze nie zaczęły tego sezonu zgodnie z oczekiwaniami. Dla gospodarzy sobotni mecz przed własną publicznością był okazją do pokazania, że przez te dwa tygodnie przerwy solidnie popracowano nad formą drużyny. Tak się jednak nie stało i Lech, mimo bycia lepszym zespołem, ratuje remis po golu Alana Czerwińskiego.


Udostępnij na Udostępnij na

Obie drużyny są w sporym dołku. Lech Poznań odpadł z Ligi Konferencji Europy po feralnej porażce 3:1 ze Spartakiem Trnawa, a ostatnio przegrał wyraźnie ze Śląskiem Wrocław tym samym stosunkiem co ze Słowakami. Ich przeciwnik, Górnik Zabrze, prezentuje się w tym sezonie jeszcze gorzej, a wręcz katastrofalnie. Ostatnio przyszła kompromitująca porażka 1:4 z Jagiellonią Białystok. Jeśli Lech Poznań miał się na kimś przełamać, to właśnie na „Żabolach”. W historii występów w ekstraklasie Lech wygrywał najczęściej właśnie z nimi. Poza tym, na Bułgarskiej szło im dotąd znacznie lepiej niż w delegacji. Powodów do optymizmu przed tym meczem było zatem sporo.

Nowy okres przygotowawczy dla „Kolejorza”

Lech Poznań w związku z przełożeniem meczu przez Raków miał blisko dwa tygodnie na odbudowę morale oraz reorganizację taktyczną na boisku, co przyznał na konferencji przedmeczowej trener gospodarzy. Holender wprost określił miniony okres nowym okresem przygotowawczym, który miał za zadanie wrócić do początków. – Minione dni były tak jakby nowym okresem przygotowawczym. Wiele rzeczy musieliśmy robić od nowa, przeprowadzaliśmy rozmowy z piłkarzami, wszystko przeanalizowaliśmy, teraz czas na to, aby trening przełożyć na boisko. Czas na reakcję. Wszyscy czekamy na mecz, musimy wrócić do naszego futbolu, posiadanie piłki musi zamienić się na gole i na zwycięstwa. Nasz styl musi się przełożyć na wygrane.

Kontuzja Ishaka osłabia drużynę

Było bardzo blisko, aby te słowa przekuły się w czyn już w drugiej minucie. Elias Andersson dośrodkował z lewej strony na głowę Ishaka, ale ten strzał z bliskiej odległości obronił Daniel Bielica. Kolejna świetna szansa przyszła w 33. minucie. Nastąpiło dośrodkowanie z rzutu rożnego na bliższy słupek i sprytny strzał piętką Ishaka wylądował na poprzeczce. Chwilę później napastnik „Kolejorza” otrzymał świetną piłkę od Ba Loui. Szwed podciął ją nad bramkarzem, ale Dominik Szala wybił ją sprzed linii bramkowej, ratując tym samym Bielicę od konieczności wyciągnięcia piłki z siatki. Gola koniec końców i tak by cofnięto, ponieważ Szwed był na spalonym. Kilka minut później sympatycy Lecha musieli przełknąć kolejną gorzką pigułkę, bowiem kapitan ich drużyny doznał kontuzji i w jego miejsce musiał wejść Filip Szymczak. Ishak był jak dotąd w tym meczu jedynym zawodnikiem, który stworzył jakiekolwiek zagrożenie.

Lech Poznań przeważał, a Górnik spokojnie się bronił

Gospodarze od początku spotkania narzucili swoje warunki, pokazując, że trzy punkty będą musiały zostać w stolicy Wielkopolski. Brakowało jednak ich poczynaniom elementu przyspieszenia. Lech Poznań rozgrywał piłkę po obwodzie, licząc na to, że wrzutki na szwedzkiego napastnika rozwiążą sprawę. Tylko to wszystko było tak przewidywalne, tak oczywiste, tak wolne, że nawet niebędąca w formie defensywa Górnika radziła sobie z atakami „Kolejorza” bez żadnych problemów. Nie tego oczekiwali kibice oraz trener, który miał dwa dodatkowe tygodnie na dopracowanie szwankujących elementów taktyki, a jak dotąd nie było widać jakiejkolwiek zmiany do tego, co było wcześniej. Goście natomiast pozwalali na taką grę gospodarzom, upatrując swoich szans w pojedynczych kontrach. Czasem wyglądało to komicznie, ponieważ bronili się całą jedenastką na trzydziestym metrze własnej połowy.

Jedyna ciekawa akcja Górnika zakończyła się golem

Lech Poznań grał, a jak to w takich sytuacjach bywa, gola strzelił przeciwnik. Daisuke Yokota, nienękany przez zawodników gospodarzy, swobodnie wbiegł w pole karne. Spóźnionym refleksem wykazał się w tej sytuacji Afonso Sousa, który zamiast zablokować Japończyka wcześniej (a miał ku temu sposobność), zabrał jego lewą nogę w polu karnym. Do jedenastki podszedł sam poszkodowany i pewnym strzałem pokonał Bartosza Mrozka. Górnik choć nie grał nic, skutecznie realizował swój plan. Minimalizował zagrożenie ze strony atakujących Lecha, a sam cierpliwie czekał na jedną, jedyną okazję, którą otrzymali na zakończenie pierwszej połowy. Drużyna van den Broma po pierwszej połowie miała 63% posiadania piłki. Prawdę mówiąc, mogła by mieć nawet 80, ale jak mawiał klasyk, to by nic dało.

Lech Poznań dalej dominował

W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie. Lech dominował z piłką, do skutku rozrzucając piłkę albo do Anderssona, albo do Czerwińskiego. Jednak Górnik Zabrze nie musiał się tymi próbami zbytnio przejmować, bowiem wszystko wyjaśniali obrońcy albo do piłki dochodził golkiper.

Górnik coraz bardziej prosił się o gola

Groźny przerywnik, który mógł zaskoczyć zabrzan, miał miejsce w 63. minucie, a jego autorem był Antonio Milić. Zirytowany nieporadnością swoich kolegów z ataku, huknął z dystansu, ale po palcach Daniela Bielicy futbolówka poszła na poprzeczkę. Górnik z upływem kolejnych minut coraz głębiej schodził pod własne pole karne. Podobnie jak w pierwszej połowie, „Żabole” upatrywali swoich okazji w okazjonalnych wypadach na połowę Lecha. Tylko że taka taktyka mogła się zemścić. Lech zaczął naprawdę coraz mocniej zaciskać pętlę i gol na 1:1 wydawał się tylko kwestią czasu.

Lech Poznań dośrodkował tę jedną, tysięczną, idealną piłkę

I tak się w końcu stało. Lech cierpliwie dośrodkowywał, dośrodkowywał, aż w końcu Dino Hotić wrzucił perfekcyjnie na głowę Alana Czerwińskiego, który skierował ją na długi słupek i zasłużenie wyrównał stan meczu. Przy tej akcji warto docenić świetne prostopadłe podanie od Kalstroema. Na kilkadziesiąt wrzutek wykonanych przez gospodarzy, ta jedna okazała się zbawienna i wiara w zwycięstwo na Bułgarskiej rozpaliła się na nowo.

Przez chwilę spotkanie nieco nam się otworzyło i jedni, i drudzy próbowali szybkimi kontrami zaskoczyć rywala. Lecz ostatni kwadrans znów stał pod znakiem dominacji Lecha, z której dalej nie za wiele wynikało poza pojedynczymi ukłuciami gości.

Jak Krawczyk mógł zmarnować taką okazję

Za to piłka meczowa należała do Górnika Zabrze. Goście wyprowadzili fenomenalną kontrę trzech na jednego. Ale to, co zrobił Piotr Krawczyk, woła o pomstę do nieba. W doliczonym czasie gry otrzymał piłkę sam na sam z lewej flanki po błędzie Anderssona. Napastnik zabrzan zamiast uderzać od razu albo podać do jeszcze lepiej ustawionego Sebastiana Musiolika, zwlekał tak długo z decyzją, że notujący świetny powrót na własną połowę Dino Hotić wybił piłkę spod nóg Krawczyka. Chwilę potem szansę w drugą stronę miał Afonso Sousa, ale jego uderzenie zbił do boku Daniel Bielica. Ostatecznie mecz zakończył się podziałem punktów. Żadna ze stron nie mogła być w pełni zadowolona z tego wyniku.

Z taką grą Lech Poznań daleko nie zajedzie

Lech Poznań przerwał passę porażek, ale remis też go nie urządza. Gospodarze pomimo przewagi, nie potrafili jej przekuć na konkrety. Jeśli mimo dwóch dodatkowych tygodni treningów, jedynym zagrożeniem są dośrodkowania bądź rzuty rożne, to znaczy że w drużynie jest problem. W niebieskiej części Poznania marzą o zgarnięciu jakiegoś trofeum na koniec sezonu. Okazja jest wyborna, skoro i Raków, i Legia będą się męczyć w Europie. Tylko z takim graniem poznańskiej lokomotywie nie starczy pary albo prędzej czy później znów się wykolei.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze