Wznowienie Bundesligi – dlaczego Niemcy jako pierwsi są gotowi do wznowienia rozgrywek?


Bundesliga jako pierwsza z topowych europejskich lig jest najbliższa powrotu do gry.

19 kwietnia 2020 Wznowienie Bundesligi – dlaczego Niemcy jako pierwsi są gotowi do wznowienia rozgrywek?
Rafal Rusek / PressFocus

Wszystko wskazuje na to, że za kilka tygodni nasi zachodni sąsiedzi jako pierwsi wznowią rozgrywki ligowe. Prognozowane straty finansowe najprawdopodobniej doprowadziłyby do bankructwa wielu niemieckich klubów z uznaną marką. Czy w państwie z najintensywniej w Europie działającą ochroną zdrowia takie przedsięwzięcie może się udać? Jakie opinie panują wśród włodarzy klubów, jakie wśród społeczeństwa?


Udostępnij na Udostępnij na

W jednym z ostatnich wywiadów prezes Bundesligi Christian Seifert wspomniał o utracie kwoty 750 milionów euro, na  którą łącznie narażone byłyby kluby pierwszej i drugiej klasy rozgrywkowej w Niemczech, gdyby obecny sezon nie został ostatecznie ukończony. Choć fragmenty tego wywiadu  dla  „New York Timesa” wskazują na powrót rozgrywek  spowodowany „głodem futbolu” wśród niemieckiego społeczeństwa,  nie jest żadną tajemnicą, że kluby to nic innego jak przedsiębiorstwa. Koniec końców to właśnie względy ekonomiczne zawsze wysuwają się na pierwszy plan.

Gdzie szukać ratunku?

Ratunek na pewno nie przybędzie w postaci wielkiego zagranicznego kapitału. Seifert w ostatnich latach wielokrotnie wypowiadał się negatywnie o możliwości zniesienia  tzw. zasady „50+1” blokującej przejęcie większości udziałów w klubach niemieckich przez zagranicznych inwestorów. W jednej z rozmów, udzielonej dziennikarzom związanym z Borussią Moenchengladbach, w której padły nazwiska Ronaldo i Beckhama, za absurdalne uznał kupowanie przez zagranicznych potentatów piłkarzy z ogromną rozpoznawalnością, aby później budować na niej swój własny marketing. Choć na inwestowanie w niemiecką ekstraklasę pewnie skusiłby się nie jeden szejk lub miliarder (czego dowodem są wpompowane w stołeczną Herthę setki milionów przez Windhorsta), cała dyskusja o zmianie reguł w wykupywaniu udziałów w klubach upada, gdy prezes spółki zrzeszającej dwie najwyższe dywizje piłkarskie w kraju mówi kategorycznie „nie”.

Podczas gdy kluby walczą o przetrwanie, kierując do posiadaczy karnetów stadionowych, jak chociażby w Schalke, prośby o niedochodzenie zwrotu utraconych pieniędzy, federalny rząd Angeli Merkel tuż po świętach Wielkiej Nocy ogłosił zakaz imprez masowych do końca sierpnia. Trenujący w małych, dwu- lub trzyosobowych grupkach piłkarze na pewno w najbliższym czasie nie wybiegną więc na murawę przy aplauzie publiczności. W zależności od źródeł rywalizacja przy pustych trybunach może trwać nawet ponad rok, a sam prezes BVB Watzke stwierdził, że w kategoriach cudu należałoby rozpatrywać udział kibiców w meczach Bundesligi do końca 2020 roku.

W tak trudnych czasach wsparcie dla klubów wcale nie przychodzi zewsząd, a takie gesty jak przekazanie całości przychodów z tytułu uczestnictwa w Champions League przez cztery najlepsze zespoły ubiegłorocznych rozgrywek na rzecz konkurencji należy z pewnością rozpatrywać jako wsparcie ducha sportowej rywalizacji.

Głośnym echem odbiła się kontrowersyjna wypowiedź  Hansa-Joachima Watkzego, który z początku nie był entuzjastą pomysłu wspierania biedniejszych klubów, twierdząc, że byłoby to niesprawiedliwe w stosunku do drużyn, które w ostatnich latach dobrze zarządzały swoimi finansami, aby teraz dzielić się pieniędzmi ze źle zarządzanymi konkurentami. Prezes Borussii musiał szybko zmienić zdanie, gdy oburzona opinia publiczna wytknęła mu hipokryzję. Przecież sama BVB była bezpośrednim beneficjentem ratunku ze strony Bayernu, gdy na początku minionej dekady groziło jej bankructwo.

Kluby nie stawiają jednak tylko na pomoc konkurencji. Oficjalna strona Bundesligi opublikowała przykłady działalności charytatywnej klubów. Z informacji wynika, że inicjatywa piłkarzy Bayernu – Kimmicha i Goretzki – pod hasztagiem „WeKickCorona” przyniosła niemieckim medykom środki w postaci ponad 3,5 miliona euro. Nie próżnują także w Dortmundzie, gdzie tydzień temu loża VIP na stadionie Signal Iduna Park została uznana za kolejne centrum walki z wirusem. Z kolei piłkarze Eintrachtu prowadzą akcję roznoszenia potrzebnej żywności członkom klubu niemogącym opuścić swoich domów.

Komu najbardziej zależy na wznowieniu ligi? Jak zorganizować jej powrót?

Włodarze niemieckich zespołów doskonale zdają sobie sprawę z trudnego okresu, w jakim przyszło ich klubom funkcjonować. Nie można się więc dziwić, że byliby gotowi zagrać nawet kosztem ludzkiego bezpieczeństwa. Karl-Heinz Rummenigge stwierdził ostatnio, że sezon musi zostać rozstrzygnięty, nawet gdyby mistrz miał być wyłoniony dopiero we wrześniu.

Nieoficjalnie mówi się, że audyt przeprowadzony w niektórych klubach pierwszej i drugiej klasy rozgrywkowej potwierdza ewentualne ich bankructwo, jeśli nie otrzymają planowanych wpływów liczonych w dziesiątkach milionów euro z tytułu praw telewizyjnych. To w ich wypadku wznowienie rozgrywek przyniosłoby największą ulgę.

O przywróceniu ligi zaczęto mówić głośniej, gdy jeden z najbardziej cenionych niemieckich wirusologów uznał, że rozegranie ostatnich dziewięciu kolejek Bundesligi „za zamkniętymi drzwiami” nie będzie stanowiło, w kontekście gwarantowanych przez niemiecką służbę zdrowia standardów, niebezpieczeństwa dla społeczeństwa.

Media sugerują, że 23 kwietnia władze wszystkich niemieckich krajów związkowych, mają podjąć decyzje o możliwości wznowienia Bundesligi, oczywiście bez udziału jakichkolwiek kibiców na stadionie. Liczba osób oglądających spotkania na żywo, a więc ludzi będących w sztabie klubu, dziennikarzy, kamerzystów i pracowników ochrony, wynieść ma łącznie około 240. Sama rywalizacja miałaby potrwać od pierwszej połowy maja do końca czerwca. Zawodnicy od blisko dwóch tygodni trenują, zachowując wymagane odstępy i nie korzystając ze wspólnej szatni.

Pierwszeństwo do testów

Zgodnie z informacjami podanymi w „Rzeczpospolitej” przed dwoma tygodniami we frankfurckiej klinice uniwersyteckiej doszło do przełomu. Naukowcy mówią o przyspieszeniu wykonywania testów nawet do 400 tysięcy  na dobę, czyli dla porównania mniej więcej 20 razy więcej niż w Polsce. Jeśli każdy piłkarz miałby zagwarantowane testy dwa razy w tygodniu, rozgrywki zostałyby dokończone we względnie bezpiecznych warunkach.

Powstaje jednak kolejny dylemat, czyli dlaczego piłkarze mają stać się „obywatelami pierwszej kategorii”, otrzymując pierwszeństwo w dostępie do testów przed resztą społeczeństwa. Jak na taki stan rzeczy zareagują ludzie? Choć Niemcy pod względem liczby samych testów zostawiają całą resztę Europy w tyle, takie zróżnicowanie w dostępie do badań wydaje się dopuszczalne tylko pod warunkiem, że każdy Niemiec w najbliższych tygodniach uzyska do nich dostęp.

Pixathlon / Sipa / PressFocus

Trudno przecież nie obawiać się o własne zdrowie, gdy sama szefowa niemieckiego rządu prognozuje skalę zachorowań na 60-70 procent mieszkańców kraju. Odbiór społeczny całego procederu związanego z powrotem ligi pozostaje wciąż nieznany, a incydenty z udziałem gwiazd ligi, jak chociażby ekshibicjonistyczny przyjazd na trening Kingsleya Comana, który sprawił sobie nowy samochód (za swoje zachowanie został zresztą ukarany przez klub), czy przepychanki Neuera z Bayernem w sprawie nowego kontraktu raczej nie budzą pozytywnych emocji.

Kto zagra o największą stawkę?

Z czteropunktową przewagą nad resztą stawki w lidze prowadzi Bayern. Udana rekonwalescencja Lucasa Hernandeza oraz oczekiwany powrót Niklasa Sule to na pewno duży krok w kierunku stabilizacji w składzie „Die Roten”. Choć wydaje się, że zespół Hansiego Flicka jest na prostej drodze do kolejnego tytułu mistrzowskiego, o Meisterschale zdecydować mogą bezpośrednie starcia Dortmund – Bayern oraz Lipsk – Dortmund.

Najbardziej zacięta wydaje się jednak, szczególnie ze względu na finansową bessę spowodowaną pandemią, rywalizacja o ostatnie premiowane grą w  Champions League miejsce. Czwarta lokata, gwarantująca przychód rzędu kilkudziesięciu milionów euro,  najprawdopodobniej rozstrzygnie się pomiędzy Moenchengladbach Marco Rosego a Leverkusen Petera Bosza. Oba zespoły dzielą zaledwie dwa punkty. Poza tym jest to też gra o zatrzymanie w klubie najlepszych piłkarzy, gwiazdy tych drużyn już od dawna bowiem znajdują się na radarach klubów z Premier League. Wygląda na to, że w najbliższych tygodniach cała piłkarska Europa będzie patrzyła głównie na Niemcy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze