Wolfsberger AC – mały może dużo


Wolfsberger AC już nie jest europejskim kopciuszkiem

10 grudnia 2020 Wolfsberger AC – mały może dużo
Werner100359

Czy można wymagać od klubu, który nawet jak na ligę austriacką nie ma wysokiego budżetu, żeby ciągle utrzymywał się na tym samym wysokim poziomie? Wolfsberger AC pokazuje, że grupa odpowiednio dobranych osób cechujących się konsekwencją w działaniu może stworzyć podwaliny solidności bez wielkich pieniędzy.


Udostępnij na Udostępnij na

Austria Wiedeń i Sturm Graz, bardziej utytułowane kluby, zespół z Karyntii wyprzedził na koniec sezonu 2019/2020, drugi raz z rzędu kwalifikując się do Ligi Europy. W obecnych rozgrywkach poczyna sobie bardzo dobrze, w wymagającej i wyrównanej grupie na kolejkę przed końcem zajmuje 2. miejsce.

Powtarzalność w pucharach

Dinamo Zagrzeb, Feyenoord Rotterdam i CSKA Moskwa to rywale Austriaków w grupie K. Wydawać by się mogło, że Wolfsberger AC początkowo powinien być traktowany jak outsider przy takich firmach. Po pięciu meczach ma jednak na swoim koncie siedem punktów, a w pokonanym polu zdążył już zostawić Holendrów i Rosjan. Szczególne uznanie należy się po wyjazdowym zwycięstwie w Rotterdamie zakończonym wynikiem 4:1 dla gości. Trzeba było pogodzić się jedynie z wyższością ekipy Dinama, która zwycięsko wyszła z obydwu pojedynków. W ostatnim meczu z Feyenoordem u siebie Austriakom wystarczy jeden punkt, żeby kontynuować wiosenny romans z pucharami.

„Wilki” (taki przydomek noszą w Austrii) korzystają z doświadczenia wyniesionego z tych samych rozgrywek w ubiegłym sezonie. Był to debiut klubu na arenie międzynarodowej, w czasie którego los skojarzył go z jeszcze silniejszymi przeciwnikami niż obecnie. Po konfrontacji z Basaksehirem, AS Roma i Borussią Moenchengladbach zakończyli oni przygodę na ostatnim miejscu w grupie, ale wywalczone pięć punktów na pewno nie mogło przysporzyć powodów do wstydu, a rozbicie na wyjeździe Niemców 4:0 spowodowało, że oczy wszystkich zwróciły się na niewielki klub z Austrii.

Zeszłoroczne doświadczenie procentuje w obecnej edycji, w której zdobycz punktowa już jest większa. Bez względu na wynik ostatniego spotkania miejsce w tabeli również będzie wyższe niż przed rokiem, a dodatkowo „wisienką na torcie” może być wywalczony awans do kolejnej rundy.

Wieje nudą, ale to dobrze

Kluczem do sukcesu jest zdroworozsądkowe zarządzanie klubem. Nikt nie podpalił się od razu po awansie do austriackiej Bundesligi. Nikt nie dostał również zawrotu głowy po premierowym awansie do Ligi Europy. Właściciel klubu, Dietmar Riegler, jest świadomy ograniczeń, z jakimi się zmaga, więc wszystko musi być zbilansowane w funkcjonowaniu klubu.

Atutem Wolfsberger AC jest zgrana, stabilna drużyna, w której próżno szukać gwiazd. Po poprzednim sezonie obfitującym w świetne dokonania, wysokie miejsce w lidze i debiut w europejskich pucharach drużyna nie rozpadła się na wszystkie strony świata. Sukces, jak to zwykle bywa w takich przypadkach, zmusza do pogodzenia się z odejściem najlepszych graczy i potrzebą budowania kadry od nowa.

Mówi się, że w dzisiejszym futbolu każdy klub powinien znać swoje miejsce w układzie pokarmowym. Są ci najwięksi, którzy w pogoni za pieniędzmi i… pieniędzmi (czasem sławą) robią wszystko, żeby najlepszych z najlepszych mieć u siebie. Są małe kluby promujące młodzież i starające się żyć ze szkolenia i sprzedawania z zyskiem. Kluby sięgające po piłkarskich emerytów, którzy myślą, gdzie jeszcze można nieźle zarobić, średniacy z aspiracjami itd. Natomiast Wolfsberger AC nie wpisuje się w dzisiejszą futbolową narrację.

Solidna polityka transferowa

Po zakończeniu rozgrywek do Realu Valladolid odszedł król strzelców ubiegłego sezonu, którym z 24 bramkami na koncie został Izraelczyk Shon Weissman. W jego miejsce został jednak sprowadzony jego rodak Eliel Peretz, który w lidze izraelskiej mógł się pochwalić całkiem niezłymi statystykami jak na ofensywnego pomocnika. Może nie przyszedł zawodnik profilem odpowiadający poprzednikowi w skali 1 do 1, ale trener wystawia go również w ataku, szczególnie jeśli drużyna gra w systemie z dwójką napastników.

„Wilki” tworzą ekipę, w której nie warto szukać obieżyświatów. Sukcesywnie trzon drużyny tworzą Austriacy, którzy stanowią zdecydowaną większość składu. W dzisiejszych czasach nie jest to takie oczywiste. Po tym, jak klub pokazał się szerszemu gronu kibiców w Europie, i co się z tym wiąże, zwiększył swoje przychody, na pewno przykuł uwagę menedżerów niczym pierścień Saurona przykuwał uwagę posępnego oka z wieży Barad-dûr.

Biedniejszy pieniądz ogląda dwa razy

Cechuje ich jeszcze jedno. Od lat do klubu sprowadzana jest mała grupa zagranicznych zawodników. Praktycznie od momentu awansu się to nie zmienia. Brak możliwości wydawania dużych kwot determinuje przemyślane ruchy kadrowe i dogłębną analizę, zanim wyda się chociaż jedno euro. To powoduje, że lepiej postawić na sprawdzonego rodaka, niż ryzykować potencjalnie nieudany transfer zagraniczny.

Być może przesadą byłoby powiedzenie, że jest to romantyczny klub. Nie jest. Jest do bólu pragmatyczny. Ale w pozytywnym sensie. Kilku piłkarzy z przeszłością w młodzieżowych kadrach Austrii oraz kapitan Michael Liendl i równie dojrzały Mario Leitgeb, mający po jednym występie w dorosłej reprezentacji, to trzon drużyny. Nikt w klubie nie rzuca się z motyką na słońce, aby nagle rywalizować na transfery nie tylko z Salzburgiem, ale też z Austrią Wiedeń, Rapidem czy LASK Linz, które są zdecydowanie bogatsze. Tak krawiec kraje, jak mu materii staje. To przysłowie musiało przyświecać każdemu dotychczasowemu szkoleniowcowi, obecnemu i na pewno tak będą też pracować przyszli trenerzy.

Szczęście do trenerów

Skoro o trenerach mowa. Sukces ma wielu ojców. I w tym przypadku można to powiedzenie odnieść do rzeczywistości. Za premierowym awansem do europejskich pucharów i zajęciem 3. miejsca w Bundeslidze stał Christian Ilzer, który na fali sukcesu przeszedł do Austrii Wiedeń, a obecnie jest szkoleniowcem Sturmu Graz. Na gotowe podwaliny zatrudniono w jego miejsce znakomitego fachowca Gerharda Strubera funkcjonującego do tej pory w wielkiej machinie koncernu Red Bulla jako szkoleniowiec drużyn młodzieżowych klubu z Salzburga i satelickiego FC Liefering. Sukces w pierwszym sezonie w pucharach wypromował go na tyle, że został przechwycony przez Barnsley FC po niecałych… pięciu miesiącach. Od tamtej pory zespół trenuje Ferdinand Feldhofer.

W lipcu tego roku Riegler wypowiadając się o zmianie trenerów, stwierdził, że dobór każdego to kwestia szczęścia. Dodał również, że po kilku pierwszych rozmowach widzi, czy trener będzie pasował do filozofii tworzenia klubu.

Wszyscy oni mają coś wspólnego – wiek trenerski. Każdy z nich obejmował klub niedługo po czterdziestych urodzinach. Obecnie Feldhofer musi pogodzić występy w pucharach i w lidze. Po ostatniej kolejce Wolfsberger AC zajmuje 7. lokatę w tabeli ligowej, a priorytetem klubu na każdy sezon jest, aby zajmować miejsce w górnej szóstce po sezonie zasadniczym (system, w jakim grają kluby Bundesligi, jest zbliżony do tego, który był w Polsce, z tym że po podziale tabeli na pół drużyny grają ze sobą mecz i rewanż). Być może ten fakt powoduje, że „Wilki” po zakwalifikowaniu się do górnej tabeli są pozbawione presji i z lekkością zostawiają co roku w tyle kolejne „wielkie firmy”.

Bez względu na ostateczny wynik w tej edycji Ligi Europy śmiali Austriacy z niewielkiego miasta udowadniają, że pomimo niewielkiego budżetu i wcale nie niebotycznie rozbudowanej kadry rywalizacja na kilku frontach nie musi być dla nikogo „pocałunkiem śmierci”. Może po prostu wystarczy kochać to, co się robi, i tym się cieszyć?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze