9 czerwca 2017 roku. Jedna z najhaniebniejszych dat w historii węgierskiego futbolu. Reprezentacja kompromituje się, przegrywając w meczu wyjazdowym z Andorą. 18 listopada 2020 roku. Kilka dni po awansie na mistrzostwa Europy Węgry uzyskują promocję do najwyższej dywizji Ligi Narodów. Nad taką metamorfozą trudno przejść obojętnie.
Reprezentacja Węgier nie zachwyciła w swojej grupie eliminacji do przyszłorocznego Euro. Do fazy play-off przystąpiła jedynie dzięki wynikom uzyskanym w poprzedniej edycji LN. W półfinale kwalifikacji do Euro pokonała na wyjeździe 3:1 Bułgarię, a w finale wygrała u siebie 2:1 z Islandią. O mały włos nie awansowałaby na turniej, jednak o zwycięstwie nad Islandczykami zadecydowała piorunująca końcówka.
Trzeba otwarcie przyznać, że Węgry nie zagrałyby drugi raz z rzędu na mistrzostwach kontynentu, gdyby nie zwiększenie liczby uczestników turnieju. Na dodatek mająca dużo większe doświadczenie Islandia przeżywa spore kłopoty związane głównie z końcem złotego pokolenia tamtejszej piłki. Za dzieło przypadku trudno jednak uznać awans Węgrów do najwyższej dywizji LN.
https://www.youtube.com/watch?v=tqXO0oLTjM4
„Madziarom” już po losowaniu nie dawano wielu szans na utrzymanie w Dywizji B. Trafili bowiem do niezwykle silnej grupy wraz z Rosją, Serbią i Turcją. Wydawało się, że jedynie Turcy znajdują się w zasięgu Węgrów, którzy ostatecznie wygrali z nimi oba mecze. Ponadto Węgrzy wygrali i zremisowali z Serbią, a także przegrali i podzielili się punktami z Rosją. Dzięki porażce Rosji z Serbią to właśnie oni świętowali awans na najwyższy poziom LN.
Właściwy człowiek na właściwym miejscu
Przez lata jednym z głównych problemów Węgrów były trudności ze znalezieniem odpowiedniego selekcjonera. Kolejni szkoleniowcy w ciągu ostatniej dekady albo nie cieszyli się zaufaniem kibiców, albo po pewnym czasie konfliktowali się z szatnią. Attila Pinter i Georges Leekens od początku nie byli akceptowani przez fanów i piłkarzy, stąd pracowali tylko po kilka miesięcy. Sandor Egervari i Bernd Storck początkowo osiągali niezłe wyniki, a Niemiec awansował nawet na poprzednie Euro. Po pewnym czasie formuła jednak się wyczerpywała. Egervari pożegnał się z kadrą pod koniec 2013 roku po przegranej 1:8 z Holandią. Storck wydał na siebie odroczony o kilka miesięcy wyrok, gdy przegrał wspomniane spotkanie z Andorą
Największym poparciem kibiców i szatni cieszył się Pal Dardai, który prowadził reprezentację na przełomie 2014 i 2015 roku. Od początku był on jednak tymczasowym selekcjonerem, stąd ostatecznie przejął Herthę Berlin. Dopiero w połowie 2018 roku znaleziono szkoleniowca odpowiadającego oczekiwaniom kibiców. Węgierski Związek Piłki Nożnej (MLSZ) zatrudnił więc cieszącego się dużą popularnością Marco Rossiego.
Włoch pracuje przy węgierskiej piłce od czerwca 2012 roku. Właśnie wówczas został trenerem Honvedu Budapeszt. Nie licząc kilkumiesięcznej przerwy, prowadził stołeczny zespół przez niemal równo pięć lat. W tym czasie osiągał często wyniki ponad stan, a zwieńczeniem jego pracy było sensacyjne mistrzostwo kraju w 2017 roku. Od razu po zdobyciu trofeum postanowił jednak odejść, zmęczony współpracą z ekscentrycznym właścicielem Honvedu.
Nie pożegnał się jednak z węgierskim futbolem. Został bowiem trenerem zespołu będącego wizytówką mniejszości węgierskiej na Słowacji. DAC Dunajska Streda cieszy się także dużą estymą w macierzy, stąd fani znad Balatonu bacznie śledzili poczynania Rossiego i jego podopiecznych. W sezonie 2017/2018 zajął on z DAC trzecie miejsce w słowackiej Fortuna Lidze, stąd po prawie ćwierćwieczu klub ponownie wystąpił w europejskich pucharach.
Okiełznać szatnię
Z pewnością wejście Rossiego do szatni reprezentacji nie było łatwe. Węgierscy zawodnicy ogółem mają dosyć trudne charaktery. Po paru lepszych spotkaniach szybko popadają w euforię i samozadowolenie, stąd trudno zagonić ich do pracy. Zwalnianie trenerów przez szatnię nie jest na Węgrzech niczym szczególnie zaskakującym. Przekonał się o tym choćby poprzednik Włocha. Leekens pożegnał się z kadrą zaledwie po czterech meczach towarzyskich, od początku mając przeciwko sobie kibiców i szatnię.
Co więcej, węgierscy piłkarze nawet nie ukrywali niechęci do belgijskiego szkoleniowca. Tak naprawdę został on zwolniony poprzez telewizyjny wywiad z początku czerwca 2018 roku. Pomocnik Akos Elek po towarzyskim meczu z Białorusią stwierdził wprost, że drużyna nie może znaleźć wspólnego języka z Leekensem. Szkoleniowiec poprowadził Węgrów w kolejnym spotkaniu z Australią i na tym zakończył krótki epizod swojej bogatej kariery trenerskiej.
Stało się wówczas jasne, że drużynę musi przejąć osoba ciesząca się autorytetem nie tylko wśród piłkarzy. Leekens, Storck czy Pinter nie mogli sobie pozwolić na zbyt daleko idące zmiany, bo ich posady praktycznie cały czas wisiały na włosku. Podjęcie potrzebnych, ale zarazem niepopularnych decyzji nie wchodziło więc w grę. Zwłaszcza gdy wymienieni szkoleniowcy nie zawsze mogli liczyć nawet na wsparcie władz federacji.
Rossi, przystępując do pracy z poparciem węgierskiej opinii publicznej, mógł więc pozwolić sobie na więcej. Już kilka tygodni po objęciu stanowiska po raz pierwszy zszokował kibiców. Nie powołał bowiem do kadry Balazsa Dzsudzsaka. Kapitan kadry był tymczasem postacią dotąd nietykalną, stąd nawet gdy nie grał w klubie, kolejni selekcjonerzy zawsze brali go pod uwagę. Rossi już na początku pracy narzucił jednak swoje zasady, a naczelną z nich jest niepowoływanie zawodników mających kłopoty z regularną grą w klubie.
Poszukiwacz
Włoski selekcjoner Węgier cały czas stara się zresztą dokonywać modyfikacji w zespole. Co prawda od początku ma on grono swoich faworytów, lecz na kilku pozycjach nikt nie może być pewien miejsca w składzie. Dochodzą do tego oczywiście problemy z kontuzjami, a w tym roku także z koronawirusem. Nie zawsze braki kadrowe można jednak usprawiedliwić w ten sposób. Na wielu pozycjach Rossi po prostu nie ma większego manewru. Z tego powodu tej jesieni w kadrze zadebiutowali 31-letni Norbert Konyves czy 32-letni Tamas Cseri. Obaj nie zawiedli, a Konyves strzelił nawet jedyną bramkę w wygranym 1:0 meczu z Serbią w ramach LN.
🇭🇺 Nemanja Nikolić vs Rosjahttps://t.co/4WOEUW0pq8
— Kamil Rogólski (@K_Rogolski) September 6, 2020
Rossi musi więc szukać zwłaszcza optymalnej taktyki dla swojego zespołu. Początkowo trzymał się kurczowo ustawienia 4-1-4-1, lecz po kilku miesiącach jego pracy nastąpiły zmiany. Ostatnio Węgrzy grają systemem 3-5-2 albo 3-4-2-1. Ustawienie z dwoma wahadłowymi wymuszone jest głównie brakiem klasowego lewego obrońcy, a także prawego skrzydłowego. Po przegranym 0:2 meczu z Walią w listopadzie ubiegłego roku 56-letni trener postanowił dokonać kolejnych zmian w taktyce. Uznał, że zespół przez wspomniane kłopoty w defensywie musi grać z innym nastawieniem. Od tego czasu Węgrzy od początku meczu, gdy tylko są przy piłce, starają się agresywnie atakować. Trudno jest im odebrać futbolówkę, a odzyskując ją pod własnym polem karnym, od razu przechodzą do kontrataku.
Włoch nie ukrywa, że powyższa taktyka wymaga od zawodników świetnego przygotowania fizycznego. Ważny jest też aspekt mentalny. Do takiej gry potrzebni są zawodnicy z „odpowiednią pokorą, nastawieniem i duchem walki”, o czym szkoleniowiec mówił w wywiadzie dla dziennika „Nemzeti Sport”. Węgrzy przestali więc wychodzić na mecze z teoretycznie silniejszymi rywalami jak na stracenie. Nie boją podejmować się ryzyka, co, jak widać, zaczęło się opłacać.
Tylko razem!
Jak już kilkukrotnie wspomniano, poprzednicy Rossiego nie cieszyli się tak dużym (a najczęściej w zasadzie żadnym) poparciem kibiców i piłkarzy. W znacznej mierze odpowiadał za to ich niezwykle chłodny charakter. Włoch tymczasem potrafi zbudować atmosferę nie tylko w drużynie, ale także wokół niej. Nigdy nie przypisuje sobie zasług, zawsze podkreślając, że motto jego kadry brzmi „tylko razem!”.
Z powodu pozytywnego testu na koronawirusa włoski trener nie poprowadził drużyny w barażu z Islandczykami oraz w meczach z Serbią i Rosją w LN. Mimo to jego asystenci, a zwłaszcza piłkarze, dobrze wiedzieli, co mają robić. Oczywiście Rossi pozostawał w kontakcie ze swoimi współpracownikami, jednak łączność telefoniczna nie zastąpi w żaden sposób obecności na ławce trenerskiej. Odpowiedni dobór współpracowników i zawodników okazał się więc kluczowy.
Włoch zapowiedział już zresztą, że będzie chciał przedłużyć kontrakt ważny do końca przyszłego roku. Jak zawsze wykonał też sporo gestów w kierunku kibiców. Po raz kolejny podkreślił swoje przywiązanie do Węgier, stąd miał odrzucić kilka ciekawych ofert składanych mu w ostatnich miesiącach. Wiele mówią zresztą jego słowa o podziękowaniach ze strony fanów, wysyłających mu gratulacje z okazji awansu na Euro. Włoch stwierdził, że czuje, iż „kocha go 90 % Węgier”.
***
Węgierska piłka ma za sobą niezwykle udaną jesień. Na arenie międzynarodowej pokazała się nie tylko tamtejsza reprezentacja. Do fazy grupowej Ligi Mistrzów awansował bowiem Ferencvaros Budapeszt. Rosnące nakłady i rządowe wsparcie dla futbolu nad Balatonem przynoszą więc rezultaty. Trzeba jednak pamiętać, że jest jeszcze sporo mankamentów do poprawienia, zwłaszcza jeśli chodzi o szkolenie młodzieży. Teraz „Madziarzy” mogą jednak skupić się na świętowaniu swoich niezaprzeczalnych sukcesów.