Niebezdomna Wisła płynie i spektakl Marciniaka


Zwycięstwo Wisły Kraków i seria pomyłek Szymona Marciniaka na początek drugiej kolejki

27 lipca 2018 Niebezdomna Wisła płynie i spektakl Marciniaka

Wydarzenia obu piątkowych spotkań drugiej kolejki ekstraklasy przesłoniły błędy Szymona Marciniaka. Błędy, które przy systemie VAR nie powinny się pojawić. Jak widać, nie tylko niektórzy zawodnicy żyją jeszcze wakacjami.


Udostępnij na Udostępnij na

Piątkowe mecze drugiej serii spotkań stały pod znakiem meczu przyjaźni między Lechią Gdańsk i Śląskiem Wrocław oraz chrztu ognia beniaminka z Legnicy na stadionie krakowskiej Wisły. Niespodziewanie (anty)bohaterem dnia został jednak Szymon Marciniak.

Wisła z problemami, ale dalej płynie

O krakowskiej Wiśle w ostatnich dniach więcej mówiono oraz pisano w kontekście problemów związanych ze stadionem niż o obecnej dyspozycji sportowej zespołu. Ostatecznie jednak władze klubu doszły do porozumienia z miastem i mecz z Miedzią Legnica można było rozegrać na obiekcie przy ulicy Reymonta. „Białą Gwiazdę” kosztowało to 123 tysiące złotych.

Zawodnicy Wisły jakby niezrażeni całym zamieszaniem od początku spotkania starali się zdominować rywali. Nie było to jednak proste, gdyż Miedź nie przyjechała do Krakowa tylko się bronić. Blisko objęcia prowadzenia zespół z Legnicy był już na początku meczu, gdy strzał z dystansu Henrika Ojamy z najwyższym trudem i trochę szczęśliwie obronił Michał Buchalik. Zawodnicy „Białej Gwiazdy” próbowali odpowiedzieć, jednak akcje zaczepne, o ile w ogóle kończyły się strzałem, to niecelnym.

Dominacja Wisły w posiadaniu piłki sprawiła, że Miedź nastawiła się na wyprowadzanie szybkich kontrataków. Jeden z nich mógł zakończyć się objęciem prowadzenia przez legniczan. W świetnej sytuacji pojedynek z Michałem Buchalikiem przegrał jednak Petteri Forsell. Niewykorzystane sytuacje w futbolu lubią się mścić, o czym gracze Miedzi brutalnie przekonali się dziesięć minut później. Po dośrodkowaniu Rafała Pietrzaka i zamieszaniu w polu karnym głową strzelał Marcin Wasilewski. Uderzenie rosłego defensora zdołał jeszcze obronić Łukasz Sapela, lecz przy dobitce Zdenka Ondraska był bezradny.

Marzenia Miedzi o odrobieniu strat „Biała Gwiazda” zniszczyła tuż po przerwie. Szybką kontrę Wisły i dobre podanie Patryka Małeckiego wykorzystał Dawid Kort, który z  łatwością wszedł przed Henrika Ojamę, zajmując dogodną pozycję do strzału.

Po podwyższeniu prowadzenia „Biała Gwiazda” kontrolowała przebieg spotkania, nie dopuszczając rywali do dogodnych sytuacji bramkowych. Gdy losy starcia wydawały się już przesądzone, w jednej z ofensywnych akcji Miedzi Maciej Sadlok sfaulował w polu karnym Fabiana Piaseckiego. Rzut karny na kontaktowego gola zamienił Marquitos.

Na więcej jednak drużynę z Legnicy nie było stać. Miedź poniosła pierwszą porażkę w ekstraklasie w historii klubu. Natomiast Wisła odniosła ważne zwycięstwo, które przesłoniło choć na chwilę problemy organizacyjne. Problemy, które czasem widać nawet gołym okiem.

„Spektakl” Marciniaka

O brutalnym faulu Sławomira Peszki w spotkaniu pierwszej kolejki między Jagiellonią Białystok a Lechią Gdańsk mówiła cała Polska. Zawodnik ostatecznie za przewinienie został zawieszony na trzy miesiące, a szkoleniowiec zespołu z Pomorza, Piotr Stokowiec, zapewniał na pomeczowej konferencji, że podobne zachowania będą eliminowane.

– Każdy może mieć swoje spostrzeżenia. Pracujemy nad tym, żeby być coraz lepszym i eliminować pewne zachowania. Na pewno jestem przeciwnikiem zachowań, które nie są dobre dla kibica. Kibice płacą za bilety i nie chcą oglądać przerw w grze, gry na czas czy symulowania, bo za chwilę te stadiony opustoszeją. Na pewno będziemy z tego wyciągać wnioski, bo nie lubię tego i to nie jest nasza filozofia. Zawodnicy myślą o zwycięstwie i być może tym było to podyktowane. Chcemy bardziej się skupić na artyzmie boiskowym, chcemy grać w piłkę i pewne zachowania musimy wyeliminować – powiedział trener Lechii Gdańsk.

Słowa Piotra Stokowca okazały się hipokryzją już na początku spotkania przeciwko Śląskowi Wrocław. Po szybkiej akcji prawą stroną piłkę w polu karnym otrzymał Lukas Haraslin, po czym upadł obok Mateusza Cholewiaka. Arbiter główny spotkania, Szymon Marciniak, wskazał na jedenasty metr, lecz chwilę potem pobiegł skorzystać z systemu VAR. Jak pokazały powtórki, słowacki zawodnik Lechii Gdańsk symulował. Sędzia po obejrzeniu sytuacji decyzji jednak nie zmienił. Rzut karny na bramkę zamienił Flavio Paixao.

Śląsk ruszył do odrabiania strat, jednak zawodnicy Tadeusza Pawłowskiego najczęściej uderzali niecelnie lub na posterunku stał Dusan Kuciak. Gdy wrocławianom udało się w końcu przełamać defensywę rywali i umieścić futbolówkę w bramce przeciwnika, Szymon Marciniak zasygnalizował pozycję spaloną. Jak widać na poniższym zdjęciu, strzelec gola Wojciech Golla (przy długim słupku) na pozycji spalonej nie był.

Kilka minut później kolejny szybki atak prawą stroną boiska wyprowadziła Lechia Gdańsk. Z piłką szarżował Michał Mak, a wbiegając w (jak się wydawało) pole karne, został sfaulowany przez Mateusza Cholewiaka. Szymon Marciniak błyskawicznie wskazał na jedenasty metr. Do drugiej próby podszedł Flavio Paixao, lecz słaby strzał Portugalczyka wybronił Jakub Słowik. Powtórki telewizyjne pokazały jednak, że przewinienie miało miejsce jeszcze przed polem karnym.

Spektakl w wykonaniu arbitrów rzutował na przebieg spotkania. Śląsk jeszcze intensywniej starał się doprowadzić do wyrównania, czego efektem był gol Piotra Celebana dziesięć minut przed końcem meczu. Dośrodkowanie z rzutu rożnego dało wrocławianom jeden punkt, a sędziów ocaliło przed całkowitym pozbawieniem zdobyczy punktowej zespół z dolnośląskiego.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze