Napastnik Sparty Praga, która ostatecznie zwyciężyła Lecha Poznań w dwumeczu trzeciej rundy eliminacyjnej do Ligi Mistrzów, jest zdania, że spotkanie rewanżowe nie było tak łatwe, jak mecz w stolicy Czech.
Bony Wilfried przekonuje, że Sparta dużo lepiej zagrała na własnym obiekcie, oddając w Poznaniu pole rywalom. Jak się jednak okazało doświadczenie zdobywane na arenie międzynarodowej zaprocentowało i to gracze z Pragi wywalczyli awans. – Mecz w Pradze był dużo lepszy, graliśmy tam lepiej, ale lepiej grał też Lech. Dziś to wyglądało tak, że my chcieliśmy utrzymać przewagę, a Polacy nie wiedzieli, jak stratę odrobić. Na szczęście wszystko ułożyło się tak jak zakładaliśmy, zdobyliśmy gola w Poznaniu i gramy dalej – cieszył się ciemnoskóry snajper.
Napastnik mistrza Czech odniósł się także do sytuacji z końcówki rywalizacji, kiedy to sędzia główny dał się we znaki wszystkim obserwatorom. Najpierw arbiter Fredy Fautrel wyrzucił z boiska Bartosza Bosackiego oraz Marka Matejovsky’ego, a pięć minut później do szatni odesłany został Libor Sionko. – Na boisku było nerwowo, ale skąd tyle kartek i tyle przepychanek, o to trzeba już zapytać sędziego, który do takiej gry dopuścił. Moim zdaniem za szybko się decydował, by pokazywać czerwone kartki – stwierdził Wilfried.
Pedał ze Sparty jak ten całym klub walnięty i
brutalny.Śmiecie to do Pragi na ul. Sparty.