PKO BP Ekstraklasa. Nikt nie zasługuje na tytuł Mistrza Polski


Lech Poznań, Górnik Zabrze i Jagiellonia Białystok notują porażki, Śląsk Wrocław po zwycięstwie z ŁKS-em wraca do walki o Mistrzostwo Polski.

7 maja 2024 PKO BP Ekstraklasa. Nikt nie zasługuje na tytuł Mistrza Polski

Przestańmy się czarować – w tym sezonie nikt, absolutnie nikt nie zasługuje na tytuł Mistrza Polski. Na wiosnę wszyscy kandydaci do tego miana dokonują masowych autokompromitacji. Porażki z Ruchem Chorzów, Stalą Mielec, Zagłębiem Lubin i innymi zespołami, które mówiąc bardzo eufemistycznie, są bardzo dalekie od swoich najlepszych czasów, to przejaw bezradności i głębokich problemów z jakością kadry. 


Udostępnij na Udostępnij na

Wydawało się, że wśród wszystkich kandydatów na Mistrzostwo Polski wielką niespodziankę może wywołać Górnik Zabrze. Podopieczni Jana Urbana obudzili się, zwyciężyli cztery spotkania z rzędu, strzelając w nich aż dziewięć bramek. Przebojem wdarli się do czołowej trójki, wykorzystując gorszy czas Legii Warszawa, Rakowa Częstochowa i Śląska Wrocław. Wszystko po to, by przegrać z Cracovią. Tą Cracovią, która walczy o utrzymanie, ma potężne problemy z organizacją gry w defensywie, a większość prób zdobycia bramki opiera się o prosty schemat – laga na Benjamina Kallmana i niech się dzieje wola nieba.

– Było widać większą determinację drużyny, która walczy o utrzymanie. Zabrakło drugiej strony, czyli Górnika, który pokazałby, że jest to dla niego mecz o europejskie puchary. W efekcie zostaliśmy słusznie pokonani. Po meczu nic nie powiedziałem poza podziękowaniami. Moim zdaniem nie były potrzebne wielkie słowa. Będzie na to czas na treningu po spokojnie przespanej nocy zdiagnozował Jan Urban, trener Górnika Zabrze.

Mariusz Rumak nie wie, dlaczego jego zespół nie tworzy sytuacji 

Lech Poznań też nie zachwyca. Remis z Cracovią jest wybaczalny. Kompromitacje w meczach przyjaźni przełknąć trochę łatwiej, a poza tym jednak Lech ten jeden punkcik w tamtym spotkaniu wyciągnął. Ba, nawet awansował na drugą lokatę w tabeli PKO BP Ekstraklasy. Teraz jednak przyszła porażka z Ruchem Chorzów. „Niebiescy” teoretycznie mają jeszcze szanse na utrzymanie, jednak fakty są takie, że misje pozostania w ekstraklasie bardzo utrudnili sobie w rundzie jesiennej. Z takim klubem, nawet na wyjeździe, walcząc o Mistrzostwo Polski, przegrywać nie wolno. Lech znowu był bezbarwny, pozbawiony pomysłu na grę. Dawno nie widziałem składnego, szybkiego, zakończonego bramką kontrataku Lecha Poznań, a za Johna van den Broma nie było z tym problemu. Rok temu o tej porze duet Marchwiński – Ishak był postrachem każdej defensywy. Dziś, ofensywni gracze „Kolejorza” co najwyżej mogą wzbudzać śmiech, bo ich próby wyglądają wręcz oburzająco prymitywnie.

— Sam szukam odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie tworzyliśmy sytuacji. Czy Lech tym meczem wypisał się z walki o europejskie puchary? Matematycznie jeszcze nie, ale jak ktoś jest realistą, to wiele musiałoby się wydarzyć, żeby do tego doszło. Jakiś armagedon z przodu — oznajmił emanujący bezradnością i zarazem optymizmem Mariusz Rumak. 

Jagiellonii Białystok daleko do tytułu polskiego Bayeru Leverkusen”

Jagiellonia Białystok to aktualny lider. Gdzieś na jesieni czytałem próby porównania „Jagi” do Bayeru Leverkusen. Z całym szacunkiem do trenera Adriana Siemieńca, świetnego specjalisty, ale jednak jeszcze do Xabiego Alonso trochę mu daleko. „Żółto-czerwoni” dokonali świetnych wzmocnień latem, zrobili naprawdę dobrą robotę. W ich grze widać jednak pewne wyczerpanie. Wczoraj ulegli Stali Mielec, zespołowi, który swój ostatni triumf święcił z wracającym w tym tekście jak mantra Ruchem Chorzów, i to dopiero 10 marca.

– Nie udało nam się dzisiaj zwyciężyć, jesteśmy z tego powodu rozczarowani. Tego już jednak nie zmienimy, musimy się zregenerować i jak najlepiej przygotować do kolejnego starcia z Koroną. Jeżeli chodzi o sam mecz, to uważam, że zagraliśmy naprawdę dobrą pierwszą połowę. Dobra na pewno była do tej pierwszej straconej bramki. Zabrakło nam po prostu gola na 2:0, bo te sytuacje mieliśmy. Jeżeli w Mielcu masz okazje i ich nie wykorzystujesz, a wynik jest otwarty, to Stal jest zespołem, który czeka na swoje momenty, robi to cierpliwie i cały czas wie, że może stworzyć tę sytuację. Pierwszy moment to bramka stracona po aucie, a później Stal dobrze weszła w drugą połowę. Padła bramka po stałym fragmencie i kontrataku, która spowodowała, że gospodarze przejęli kontrolę nad tym spotkaniem. Finalnie starczyło nam sił na gola kontaktowego, ale nie na wyrównanie. Wracamy do domu rozczarowani, ale ze sportową złością, by za tydzień się zrehabilitować i zwyciężyć deklarował po spotkaniu Adrian Siemieniec. 

Zabrakło sił 

Zaczęło się bramką dla Jagiellonii. Zbrodnią ze strony defensywy Stali Mielec było zostawienie tyle wolnej przestrzeni Dominikowi Marczukowi, Afimico Pululu i Nenemu. Właśnie ta trójka wspólnymi siłami doprowadziła do otwarcia wyniku. I wydawało się, że mecz będzie pod kontrolą Jagiellonii. Potem jednak zaczęły się zabójcze dośrodkowania mielczan, wreszcie zamknięto defensywę i białostoczanie mieli ogromne problemy z wejściem w pole karne rywali. Udało się jeszcze strzelić gola kontaktowego, ale żeby wyrwać choć jeden, naprawdę pomocny w tym powolnym wyścigu o Mistrzostwo punkt, sił już zabrakło. Jagiellonia z Mielca wyjechała na tarczy.

Raków Częstochowa i ich problemy 

Porażkę zanotował też Raków Częstochowa, ale bądźmy realistami – ten zespół już dawno wypisał się z walki o mistrzostwo. Ta jesień jeszcze dawała powody do optymizmu. Odpadnięcie z Ligi Europy to z jednej strony przykre wydarzenie, ale z drugiej szansa na wykorzystanie słabości innych i stuprocentowe skupienie się na ekstraklasie. Trzeba jednak odpowiedzieć na kilka pytań. Kto w tym klubie ma strzelać gole? Gdy tylko ich przeciwnik bardziej zamknie się na swojej połowie, Raków nie wie, jak sobie z tym poradzić. Przeciwnicy „Medalików” także dostają często sporo prezentów, które po prostu wykorzystują. Piłkarzom z Częstochowy brakuje koncentracji jeszcze bardziej niż mi na lekcjach matematyki w liceum. Organizacja w defensywie przy stałych fragmentach gry? Też tragedia. Cóż, później wychodzą porażki z naprawdę nijakim Zagłębiem Lubin.

Śląsk Wrocław wraca do gry? 

Swoje zadanie jako jedyny wykonał Śląsk Wrocław, który, kto wie – może rzeczywiście wróci z dalekiej podróży do rywalizacji o Mistrzostwo Polski albo chociaż miejsce w Europejskich Pucharach. Trzeba mieć jednak klapki na oczach, by pominąć fakt, że w grze Śląska Wrocław dalej nic się nie zmieniło. Nie bez powodu tydzień temu ulegli Ruchowi Chorzów.  Raczej Magiera rewolucji w środku sezonu nie przygotuje, bo jego wypowiedzi świadczą o tym, że Śląsk Wrocław spełnił już swój cel w ekstraklasie. Zwycięstwo z ostatnią drużyną PKO BP Ekstraklasy zostało wyszarpane w ostatnich minutach dzięki bramce Piotra Samca-Talara. Po dośrodkowaniu Camerona Borthwicka-Jacksona. W ten sposób ŁKS Łódź pożegnał się z ekstraklasą.

Nikt nie powinien być Mistrzem Polski 

Kto w tym całym zamieszaniu zasługuje na tytuł Mistrza Polski. Rozważając to idealistycznie, pod kątem formy, stabilności i jakości gry, należałoby odpowiedzieć, że nikt. Wojny i kataklizmów nie ma, więc ktoś to mistrzostwo zdobędzie. Będzie to najsłabszy mistrz od lat. Na razie najbliżej tego tytułu jest Jagiellonia Białystok, ale w powolnym wyścigu o ekstraklasę uczestniczy jeszcze całkiem sporo zespołów. Wydarzyć się może wszystko – za to polską piłkę przecież kochamy!

Komentarze
Adam (gość) - 2 tygodnie temu

To nie nieudolność tylko kolejka cudów tak kiedyś się mówiło o ustawionych meczach bo tak to wygladało wyłamał się tylko śląsk i pogoń

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze