Wyjazd na kilka dni do Neapolu, udział w meczu Ligi Mistrzów Napoli – Genk, spotkanie z Arkadiuszem Milikiem. Tego wszystkiego doświadczyli młodzi zawodnicy MKS Parasol Wrocław, którzy w czerwcu 2019 roku wygrali finały ogólnopolskie turnieju Deichmann Minimistrzostwa. W nagrodę pojechali na niesamowity wyjazd. O wycieczce, ale nie tylko, opowiedział nam Wiktor Sadowski, trener młodych zawodników.
Na początku grudnia Twoja drużyna wyjechała do Neapolu na kilka dni dzięki wygraniu turnieju Deichmann Minimistrzostwa. Jak dokładnie wyglądał ten turniej?
Trwa on już kilkanaście lat. Koordynatorem całego turnieju jest Tomek Kucharski. Najpierw są eliminacje wrocławskie. Udział brało około 80 zespołów. Najlepszy zespół z każdego miasta otrzymuje bilet na finały ogólnopolskie do Wałbrzycha. Łącznie 32 zespoły biorą udział w kategorii U-9 i U-11 w ogólnopolskich finałach. Zespół Parasola jako pierwszy w historii miasta Wrocław zwyciężył w finałach.
Co roku zwycięzcy jadą gdzieś indziej?
Różnie. Tu akurat było tak, że w kategorii U-11 wygrał zespół, który triumfował poprzednio w kategorii U-9, więc był już w Monachium i w związku z tym pojechaliśmy do Neapolu. Było to o tyle fajne, że z wyjazdu na mecz zrobiły się wakacje. Byliśmy tam przez pięć dni.
Zauważyłem dodatkowo, że występowaliście jako różne reprezentacje. To jest pomysł organizatorów?
Tak, to jest pomysł Deichmann Minimistrzostwa. Losujesz państwo.
Kogo udało Wam się pokonać w finale?
W finale trafiliśmy na zespół ze Szczecina i ostatecznie mecz zakończył się 2:0 na naszą korzyść.
Rozumiem więc, że nie żałujecie występu w turnieju, jako że udało się wygrać i zdobyć taką nagrodę?
To jest na pewno piękna przygoda, wakacje dla tych chłopaków, będą ją wspominać przez całe życie.
Przejdźmy do samego wyjazdu. Na papierze mogłoby się wydawać, że Genk nie jest interesującym rywalem, ale hat trick Milika to zrekompensował.
Samo to, że chłopcy mogli usłyszeć spikera krzyczącego „Arkadiuszo”, a my mogliśmy okrzykiwać nazwisko naszego rodaka, i to jeszcze na Stadio San Paolo. Sam czułem się niewyobrażalnie – a co dopiero ci mali chłopcy. Wystarczyłoby zobaczyć, jak następnego dnia w hotelu pojawił się Milik. Niektórzy chłopcy przez 45 minut jego pobytu siedzieli z rozdziawioną buzią i nie potrafili się poruszyć, bo byli tak zaszokowani i zachwyceni.
Wróćmy jeszcze do spotkania z Arkadiuszem Milikiem – jak to wyglądało?
Na początku wygłosił krótkie przemówienie. Mówił chłopakom o tym, że mają czerpać radość z gry. Wiadomo – dla tych chłopców była to rozmowa bardzo motywująca. Potem była możliwość zadawania pytań przez piłkarzy i trenerów. Na końcu podpisywanie różnych fantów, które chłopcy kupili w fan shopie Napoli. Przy okazji były zdjęcia grupowe, jak również każdy chłopiec mógł zrobić sobie indywidualne zdjęcie z Milikiem.
Oprócz samego meczu i spotkania udało Wam się zwiedzić miasto, Wezuwiusz…
Wezuwiusz, Pompeje, tak naprawdę zjechaliśmy cały Neapol.
Co natomiast najlepiej wspominają młodzi piłkarze? Miasto, mecz, może jedzenie?
Trenerzy pewnie jedzenie (śmiech). Wiadomo, że w Neapolu pizza, makarony czy ogólnie cała kuchnia jest wyjątkowa. Chłopcy jednak są nastawieni na piłkę nożną, więc dla nich największą przyjemnością był mecz Ligi Mistrzów i spotkanie z Milikiem. Tym będą się najbardziej cieszyć i to będą najchętniej wspominać.
Czy macie zamiar wystąpić w przyszłych edycjach turnieju?
Trudno powiedzieć, jeśli chodzi o ten rocznik. Mamy też swoje plany. W tym roku wystąpilibyśmy w starszej kategorii, więc nie wiem, czy spróbujemy. Inne zespoły z naszych roczników? Myślę, że na pewno.
Dużo zawodników trenuje w klubie MKS Parasol Wrocław?
Mamy dużo zawodników, w całym klubie jest około sześciuset. Oprócz tego, że selekcjonujemy i zbieramy tych najlepszych chłopców, dajemy im szansę reprezentować klub na najlepszych turniejach w Polsce czy za granicą, to przy okazji dajemy możliwość trenowania wszystkim zawodnikom w klubie, niezależnie od ich poziomu. Każdy może się zapisać, założyć klubową koszulkę i reprezentować klub.
Skąd w ogóle nazwa Parasol?
Prezes klubu Michał Popek, nadając tę nazwę, chciał uczcić legendarny batalion harcerski Parasol walczący w powstaniu warszawskim o wolną Polskę.
Jakie cele stawia sobie klub?
Przede wszystkim najważniejszy jest poziom sportowy. Pamiętamy jednak, że nie każdy z nich może zostać profesjonalnym piłkarzem. Można jednak z tych chłopców zrobić dobrych ludzi. Można im pokazać, że piłka nożna może nauczyć wielu wartości – dlatego w klubie mamy mnóstwo programów wychowawczych. Pracujemy z tymi chłopcami, i to nie tylko z tą łatwą młodzieżą, ale i z trudną. Sport zespołowy uczy współpracy, odwagi, szacunku i wielu innych wartości, które mogą im pomóc w dorosłym życiu.
Na koniec zapytam – czy Parasol jest najlepszym miejscem do rozpoczęcia piłkarskiej kariery we Wrocławiu?
Jestem trenerem Parasola, więc powiem, że tak (śmiech). Aczkolwiek cieszy mnie to, że z roku na rok coraz więcej dzieci trenuje piłkę nożną. We Wrocławiu mamy już praktycznie 40 akademii. W samym Wrocławiu – nie mówię nawet o miejscach pod miastem. Wiadomo więc, że konkurencja jest duża. To, co mnie cieszy, to fakt, iż jeździmy po różnych miastach i w wielu dochodzi do sytuacji, że kluby często ze sobą rywalizują, są do siebie wrogo nastawione. U nas jest to o tyle fajne, że te dzieciaki się znają. Często razem jeździmy na turnieje jednym busem. Nie jest to tak, że pałają do siebie jakąś wrogością. Bardziej sympatią.
Polecam każdemu Parasol Wrocław. Mamy swoją lokalizację na ulicy Lotniczej w dzielnicy Pilczyce. Kiedyś klub był mocno osiedlowy. Teraz jest otwarty na cały Wrocław i nie tylko. Mamy chłopców, którzy dojeżdżają z różnych miejsc, np. z Kobierzyc, Kątów Wrocławskich.
Jeżeli ktoś faktycznie kocha piłkę nożną, to niezależnie, na jakim jest poziomie, może przeżyć piękne przygody. W dzisiejszych czasach jest tyle turniejów, fajnych meczów, eventów, dzięki czemu naprawdę w różny sposób może się poczuć takim piłkarzem jak Lewandowski czy Milik, bo może nie będzie grał na wielkich stadionach, ale również będzie mógł grać w meczach, strzelać piękne bramki, zgarniać różne wspaniałe statuetki, a przy okazji świetnie się tym bawić, bo sądzę, że w tym wieku ta pasja, zabawa, uśmiech na twarzach są najważniejsze.
Bo wynik, wiadomo, jest fajny, sympatyczny, każdy z nas lubi wygrywać, ale nie możemy go stawiać na pierwszym miejscu, jest mnóstwo innych rzeczy, o których musimy pamiętać. Zbyt duże parcie na wynik może spowodować, że zawodnicy mogą zatracić tę pasję, mogą przestać kochać piłkę nożną, a to będzie wtedy nasza największa porażka trenerska.