„Wiem, że nic nie wiem”, czyli bezpłciowa Jagiellonia Piotra Nowaka


Jagiellonia pod wodzą Piotra Nowaka nie robi progresu

19 marca 2022 „Wiem, że nic nie wiem”, czyli bezpłciowa Jagiellonia Piotra Nowaka
Zbigniew Harazim/ zbyszkofoto.pl

Piotr Nowak miał wprowadzić świeżość do szatni Jagiellonii. Swoim amerykańskim luzem dać nowe życie zespołowi. Zespołowi przecież z większymi aspiracjami niż walka o utrzymanie, ale niestety „Jaga” nieustannie zbliża się do tej niechlubnej walki o ligowy byt. Jagiellonia zamiast robić krok do przodu, cofa się o dwa kroki, a cały swój optymizm zostawia na barkach powrotu Jesusa Imaza.


Udostępnij na Udostępnij na

Sokrates, słynny grecki filozof mówił „wiem, że nic nie wiem”. To właśnie na niewiedzy i pokorze opierała się jego filozofia. Spokojnie możemy poczuć się jak Sokrates, wpatrując się w grę Jagiellonii. Też czujemy, że nic nie wiemy, a po okresie trzech miesięcy powinniśmy zauważyć jakiś pomysł w grze albo kierunek, w którym zmierza zespół z Podlasia.

Z każdym kolejnym meczem nasza niewiedza na temat Jagiellonii się powiększa. Zamiast dostawać coraz więcej odpowiedzi, zadajemy sobie coraz więcej pytań. Nawet mitycznego efektu nowej miotły nie obejrzeliśmy. „Jaga” weszła z Piotrem Nowakiem do tunelu, w którym – choć drużyna maszeruje dalej – na próżno wypatrywać jakiegoś światełka. To wygląda wręcz z tygodnia na tydzień coraz gorzej. Jedyną nadzieją są chyba powroty zawodników po kontuzjach.

 Jagiellonia – kolejne słabe mecze

Za Piotrem Nowakiem już sześć kolejek. Głównie mierzył się z dołem lub środkiem tabeli. Spotkanie z Lechem będzie na dobrą sprawę pierwszym trudnym wyzwaniem. Ugranie punktów w Poznaniu byłoby sensacją, bo „Jaga” wygląda fatalnie. To, co zaprezentowała w pierwszych minutach spotkania z Wisłą Płock, wołało o pomstę do nieba. Gdyby nie nieskuteczność płocczan, można by zakończyć mecz po 20 minutach i rozejść się do domów.

Jagiellonia na boisku wyglądała jak banda przypadkowych ludzi, którzy wyszli sobie na orlika. Ten na środku obrony gdzieś tam kiedyś grał, niby można na niego liczyć, ale stał się głównym zapalnikiem akcji ofensywnych przeciwników. Ten z fajną techniką, co zazwyczaj operuje z przodu, z nudów poszedł na wahadło i mu się przypomniało, że on bronić nie umie. Nikt nie chciał grać w defensywie, więc poszedł ten, który najlepiej zbiera drugie piłki i rządzi w środku pola. Naprawdę tak to wyglądało. Wyglądało to tak, jakby nagrywali tam piątą część filmu „Kogel–mogel”.

Oczywiście, uproszczamy sytuację i były to nietrafione decyzje taktyczno-personalne trenera. Pomysł z Fedorem Cernychem na wahadle został szybko wyjaśniony przez Damiana Zbozienia i Kristiana Vallo i dobrze, że skończyło się tylko jedną bramką. Taras Romanchuk na środku obrony to zabranie sobie argumentów w środku pola. Nie bez przyczyny zostały wykonane trzy zmiany w przerwie. Jagiellonia zamiast łapać jakiś rytm, a można go było złapać po zwycięstwie w Zabrzu, wygląda coraz gorzej. Nawet u siebie nie potrafi wygrać z najgorszymi drużynami na wyjazdach (Warta i Wisła Płock).

Stawianie na młodzież

Jedynym z dużych plusów dotychczasowej kadencji Piotra Nowaka jest stawianie na młodzież. Dla niego PESEL to tylko liczby. Między innymi dzięki niemu mogliśmy zobaczyć takie postacie jak 17-letni Miłosz Matysik, 16-letni Oliwier Wojciechowski czy 17-letni Jakub Lutostański. Mowa więc o bardzo młodych chłopakach. Piotr Nowak ze swoim „amerykańskim luzem” nie boi się wprowadzić na boisko 16-latka, gdy zespół przegrywa. Nie ma co ukrywać, że większość trenerów raczej by szukała pomocy wśród zawodników doświadczonych.

Drugą sprawą pozostaje to, że kadra Jagiellonii na ten moment jest po prostu słaba. W meczu z Wisłą Płock na ławce znalazło się sześciu młodzieżowców. Piotr Nowak ma ograniczone działania. Tragiczna sytuacja jest na przykład na środku obrony, na którym ostatnio załatać tę pozycję trzeba było Tarasem Romanchukiem. Wszystko przez liczne kontuzje.

Myślę, że można znaleźć pozytywy. W miarę solidna obrona, sporo młodzieży. Z przodu Jagiellonii brakuje argumentów, żeby prezentować się lepiej, a nie należy zapominać, że zespół targają spore problemy zdrowotne. Wiele drużyn miałoby kłopoty w lidze, gdyby na cały sezon lub rundę wypadło dwóch podstawowych stoperów (Runje, Puerto) i gwiazda ligi w ataku (Imaz). Jagiellonia w tej rundzie ma się utrzymać, a czy to się uda, pokażą najbliższe tygodnie. Na razie pracy Piotra Nowaka nie da się ocenić – mówi dziennikarz strony Sport.pl, Kuba Seweryn.

Być może większość z tych nastolatków nie jest jeszcze gotowa na PKO Ekstraklasę, choć na przykład Miłosz Matysik bardzo fajnie wkomponował się do zespołu, stanowi on melodię przyszłości zespołu z Podlasia. Jagiellonia ma bardzo dobre roczniki 2003, 2004, 2005. To jest fundament, na jakim za kilka lat może się opierać, ale do tego momentu trzeba znaleźć jakichś liderów, a takich można ze świecą szukać.

Jagiellonia – brak liderów

Ostatnio fajną rzecz zauważył Robert Podoliński. Górnik Zabrze też nie ma wielkiej drużyny, ale ma liderów. Są Lukas Podolski, Bartosz Nowak czy Przemysław Wiśniewski. Mają kręgosłup. „Duma Podlasia” posiada jednego lidera, obecnie kontuzjowanego, czyli Jesusa Imaza. Bez niego cała gra leży. Kto ma wziąć na siebie zdobywanie bramek czy kreowanie sytuacji? Filip Piszczek, Przemysław Mystkowski, Andrzej Trubeha? Z nimi raczej można spaść do I ligi.

Czy Jagiellonia może coś osiągnąć bez napastnika?

Jesus Imaz wystąpił w 13 meczach tego sezonu. W każdym z nich Jagiellonia zdobywała chociaż jedną bramkę. Pod nieobecność Hiszpana już czterokrotnie „Jaga” kończyła z pustym przebiegiem. Zespół Piotra Nowaka ma ogromne problemy z wywalczeniem sobie jakichkolwiek sytuacji, i to nawet na własnym stadionie. Ostatnie jego mecze przy Słonecznej to 0,48 wskaźnika expected goals z Wisłą Płock, 0,15 z Wartą Poznań, 0,41 z Cracovią. Dramat. Jagiellonia była słabsza od przeciwników i zasługiwała na przegrane, a zdobyte przez nią punkty to dar od losu. I chyba zgodzimy się, że rywalami nie były tuzy futbolu.

Czerwona lampka ostrzegawcza

Przewidujemy, że zaraz pojawi się ogromny problem w szeregach Jagiellonii. Do strefy spadkowej ma sześć punktów. Niby zapas jeszcze jest, ale przy jeszcze kilku tak beznadziejnych występach zrobi się gorąco. W Białymstoku już teraz zapala się czerwona lampka ostrzegawcza. Nie ma co ukrywać, że hierarchię w zespole zaburzyły kontuzje. Musimy mieć jednak świadomość, że Jagiellonia w pełnym składzie może okazać się zupełnie innym zespołem. Podobnie twierdzi dziennikarz świetnie orientujący się w realiach Jagiellonii, czyli Kuba Seweryn.

Projekt Nowak – Jagiellonia może wypalić, ale potrzeba do tego więcej szczęścia w kwestiach kadrowych. Po lecie, gdy wrócą Runje, Puerto i Imaz, oraz rozsądnych wzmocnieniach ta drużyna powinna grać dużo lepiej.

Być może jeszcze za szybko, aby mówić o zwolnieniu Piotra Nowaka, ale ewidentnie jego kadencja nie przebiega w zaplanowany sposób. Wygląda to troszkę tak, jakby on sam już nie wiedział za bardzo, co zrobić, a plany pokrzyżowały mu głównie kontuzje. Próbował Cernycha na wahadle, ale zrobił z niego wiatrak, ostatnio nawet Michał Pazdan zawiódł. Dopóki do składu nie wróci Jesus Imaz, trudno przewidywać, żeby coś się zmieniło, a jego powrót jest planowany na maj.

 

Przyjście Piotra Nowaka miało oznaczać ofensywną grę Jagiellonii. Próbował to wprowadzić w Lechii. Na dłuższą metę się to nie udało, ale my w grze „Jagi” nie widzimy nic pozytywnego. Tam się nic nie klei. Rozumiemy, że klub przechodzi swego rodzaju katharsis, ale jak tak dalej pójdzie, to obudzi się 1. lidze. Każdemu trenerowi z wyjątkiem Piotra Nowaka (i Marka Gołębiowskiego), który przychodził do zespołu PKO Ekstraklasy, w trakcie sezonu coś udało się wprowadzić i poprawić wyniki. Jagiellonia po zmianie trenera nadal jest bezpłciowa, nijaka, trywialna, bezbarwna i słaba, a o jej grze można powiedzieć „Wiem, że nic nie wiem”.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze