Krychowiak, Grosicki, Rybus, media przebąkują o Mączyńskim – polscy piłkarze zalewają Francję niczym muzułmańscy uchodźcy. To zjawisko urosło już do miana trendu. We Francji zapanowała moda na Polaków. I dobrze, należy się z tego cieszyć. Nie ma żadnych podstaw do tego, aby twierdzić, że są to decyzje błędne, nietrafione. Ale warto by się zastanowić, dlaczego kluby Ligue 1 tak chętnie zerkają w stronę biało-czerwonych orłów.
Trampolina
Pierwsza myśl jest, ponoć, poprawna. Więc odpowiadamy! Euro było dla naszych piłkarzy oknem wystawowym, a skoro mowa o Francji, to możemy nawet zaryzykować stwierdzenia, że Polacy chodzili po wybiegu, a przyglądały się im setki skautów, prezesów i trenerów.
Pozostając w modowym żargonie, chociaż tak na dobrą sprawę nasza wiedza o modzie ogranicza się do tego, że nie warto zakładać skarpetek do sandałów, okazuje się, że na nasi piłkarze mają długie, kuszące nogi, że mają czym oddychać, a kreacja z francuskich stajni modowych pasują na nich jak ulał.
No dobra, z tymi nogami i piersiami to przegięcie. Ale generalnie chyba załapaliście.
Krychowiaka znała cała Europa, pewnie transfer do PSG był pertraktowany od miesięcy, ale czy gdyby na Euro zagrał piach, to wciąż byłby kandydatem numer jeden do gry dla arabskich szejków? Oczywiście, jego kandydaturę wspierałby Unai Emery, ale powątpiewamy, czy nawet trener takiej marki, takiej klasy ma w PSG decydujące zdanie. Tam twardą ręką rządzą petrodolary.
Ale Krychowiak na Euro był klasą w samą w sobie. Doskonały w destrukcji, profesor środka pola. Poza swoimi firmowymi zagraniami w defensywie dołożył także sporo do poczynań ofensywnych. „Diagon” w wykonaniu „Krychy” to coś wspaniałego. Boateng może się czuć zagrożony.
W ubiegłym sezonie, w barwach Sevilli, Krychowiak zanotował 4,5 przechwytu na mecz. Jest to najlepszy wynik ze wszystkich czołowych lig europejskich.
To samo Mączyński. W Polsce niedoceniany, wyśmiewany, często wyszydzany przez Januszy, których głównym kryterium do oceny boiskowych poczynań jest gol. Nie ma gola, nie ma piłkarza.
Tymczasem na Euro był człowiekiem od brudnej roboty. Prawie trzynaście kilometrów przebiegniętych w meczach z Portugalią i Szwajcarią, mrówcza praca w środku pola, z dala od błysku fleszy. Niepozorny, do nikogo innego w kadrze nie pasuje zdrobnienie. A przecież Mączyński to nie Krzysztof, a Krzyś.
Jednak ten Krzyś Mączyński może wkrótce zagrać w silnym francuskim klubie i zamknąć usta niedowiarkom. Zamknąć w taki sposób, że zachłysną się piwem, chipsami, solonymi orzeszkami i wszystkimi innymi produktami, które odebrały im szanse na wielką karierę. A, no i brakło jeszcze talentu i pracy, ale to inna broszka.
Euro Eurem, ale historycznie rzecz ujmując, Polacy we Francji to temat rozległy niczym Pola Elizejskie. A przynajmniej tak mówi Google Maps, bo niestety na tych Polach Elizejskich bywamy rzadko.
Od Słowackiego przez Szarmacha po Grosika
Upadło powstanie listopadowe, które – nawiasem mówiąc – było posunięciem tak idiotycznym jak wszystkie inne ruchy niepodległościowe w czasach zaborów. I nie tylko zaborów. Ale nie wkładajmy kija w szprychy historii i porozmawiajmy o piłce. To jeszcze raz.
Upadło powstanie listopadowe i rozpoczęła się masowa emigracja, która z czasem zyskała miano wielkiej. Wyjeżdżali wszyscy – poeci, naukowcy, artyści, a także zwykli ludzie, chociaż komfort ich podróży był raczej na niskim poziomie.
Emigrowali gdzie się dało, a jednym z przystanków stała się Francja. Ojczyzna niegdysiejszego króla Polski, ojczyzna Napoleona, który, a przynajmniej tak się wówczas wydawało, był wielkim obrońcą polskości i Polaków. Emigrowali do tego stopnia, że wkrótce doskonali asymilowali się z kulturą francuską. A i Francuzi nie mieli z nimi problemów, wspomnienia do dziś mają raczej dobre, bo w innym wypadku nie chcieliby sobie przywłaszczyć Chopina.
W sto lat później kolejna emigracja, choć tym razem do Francji przybyło dużo więcej uzbrojonych mężczyzn gotowych do walki z nazistowskimi Niemcami. Byli gotowi bić się o Francję, o Europę, by utrzymać pamięć o Polsce. Mówiąc szczerze, nie pykło.
A potem był stan wojenny i wciąż uciekano do Francji. Rzesze artystów, działaczy znalazło schronienie nad kanałem La Manche.
Ale warto wreszcie zadać sobie pytanie, gdzie, do jasnej cholery, w tym wszystkim, miejsce dla piłkarzy?
Otóż, polskich piłkarzy we Francji było co niemiara. W większości solidni wyrobnicy, trochę drewniani, ale wybiegani. Jednak trafiały się też supergwiazdy jak Andrzej Szarmach, który na stałe zamieszkał w świadomości francuskich kibiców.
Andrzej Szarmach jest najlepszym strzelcem w historii Auxerre. Jego rekord ma już 31 lat.
I te setletnie wspomnienia dziś procentują. Polscy piłkarze dobrze się we Francji kojarzą. Oprócz ananasów jak, o zgrozo, Furman dają jakość niezbędną do gry w Ligue 1. Jeżeli Polak trafia do klubu z ligi francuskiej, to zazwyczaj odgrywa tam bardzo istotną rolę.
Świerczewski był kapitanem Olympique Marsylia, Bąk graczem Lyonu czy Lens, Jeleń czołowym strzelcem Auxerre. Polacy sprawdzają się na francuskiej ziemi.
Francja – dobry kierunek
Historia pokazuje, że polski piłkarz we Francji to gwarancja jakości, gry, ale i dobrego zarobku. Kilometry wybiegane na boisku przekładają się na ilość zer na koncie bankowym. A powiedzmy sobie otwarcie, hasła o tym, że gra się dla trofeów, to mowa trawa. Nikt nie graby o trofea, gdyby nie było za nie spieniężonych nagród.
Ligue 1 było, jest i pewnie będzie kierunkiem obleganym przez polskich piłkarzy. Jednak mówiąc szczerze, nie jest to tylko i wyłącznie ich zasługa. Gra grą, ale wspomnienia, francuskie doświadczenia z krajanami także procentują.
Francuzi chcą Polaków, a Polacy chcą do Francji. Pachnie symbiozą, na której korzystają obie strony. Piłkarska przyjaźń polsko-francuska kwitła, kwitnie i oby kwitła jak najdłużej.
Bo chyba się z tymi żabojadami polubiliśmy.
Artykuł przesądzony, czytając ma się wrażenie że autor chciał zabłysnąć porównaniami i "niesamowitym warsztatem". Niestety bywało lepiej...
Nie przesadzajmy także z „altem", to może okazać się mylna taktyka. ;)
Co do porównań czy warsztatu, to przyjmuję, zapisuję w notesie, powiem kilka męskich słów w szatni i wyciągnę wnioski.
Tak czy siak, dziękuję i pozdrawiam!