Widzew Łódź górą w „meczu przyjaźni”


Łodzianie pokonali Ruch Chorzów 2:1

19 listopada 2023 Widzew Łódź górą w „meczu przyjaźni”
Arewicz

Zaległe spotkanie Widzew Łódź – Ruch Chorzów zostało rozegrane w nietypowym terminie. Obie ekipy spotkały się w trakcie przerwy reprezentacyjnej. W końcu zmierzyły się w starciu, które niespełna miesiąc temu nie doszło do skutku, z powodu obfitych opadów deszczu. Dziś nie było już żadnych przeszkód. Mecz w końcu się odbył, a trzy punkty zostały w Łodzi.


Udostępnij na Udostępnij na

Spotkania tych ekip od kilkunastu lat określane są „meczami przyjaźni”. Fanów obu drużyn łączy kibicowska zgoda. Na trybunach „Serca Łodzi” panowała świetna atmosfera, a na boisku obie ekipy walczyły o zwycięstwo. „Niebiescy” potrzebowali punktów niczym tlenu, aby wydostać się ze strefy spadkowej. Za to gospodarze chcieli zwyciężyć, aby oddalić się od ostatnich drużyn z ligowej stawki i zadomowić się w środkowej części tabeli.

Plaga nieobecnych

Widzew miał swoje problemy podczas przygotowań do tego spotkania. Z zawodników, z których Daniel Myśliwiec nie mógł skorzystać, można było prawie skompletować jedenastkę. Kontuzje, pauza Mato Milosa za żółte kartki, czy obecność Henricha Ravasa i Andrejsa Ciganiksa na zgrupowaniach reprezentacji sprawiły, że w Widzewie musiały nastąpić roszady. W bramce zadebiutował młodzieżowiec Jan Krzywański. Na bokach obrony zobaczyliśmy dawno nieoglądanych Patryka Stępińskiego i Pawła Zielińskiego. Cieszyć może powrót Bartka Pawłowskiego, który wszedł z ławki rezerwowych. Atakujący Widzewa w ostatnich tygodniach rehabilitował się w Szczecinie.

Wygląda na to, że z jego zdrowiem już wszystko w porządku i będzie mógł pomóc drużynie w ostatnich meczach rundy jesiennej. Osłabiony Widzew zdołał jednak zasłużenie pokonać Ruch. Łodzianie byli stroną przeważającą i prowadzącą grę. Podopieczni Jana Wosia oprócz sytuacji bramkowej nie mieli zbyt wiele do powiedzenia w ofensywie. Ich gra w drugiej połowie ograniczała się do bronienia się całą drużyną na własnej połowie. Widzew wykorzystał długi okres gry w przewadze. Jordi Sanchez strącił piłkę po strzale Marka Hanouska, wprowadzając „Serce Łodzi” w euforię.

Ruch z problemami

Choć mecz rozpoczął się dla „Niebieskich” bardzo dobrze, to nie byli oni w stanie dowieźć prowadzenia. Po strzelonej bramce nie mieli żadnych okazji na podwyższenie wyniku. Podopieczni Jana Wosia skupili się na defensywie i przeszkadzaniu w grze Widzewowi. To udawało się do 47. minuty. Wtedy Fabio Nunes pięknym strzałem zza pola karnego pokonał Kamińskiego. Ruch był drużyną wyraźnie gorszą, która w perspektywie całego spotkania nie zasłużyła nawet na remis. Chorzowianie przez większą część meczu grali w osłabieniu. Najpierw swój własny błąd techniczny faulem ratować musiał Szymon Szymański.

Potem dołączył do niego Konrad Kasolik, a Ruch spotkanie kończył w dziewiątkę. Taki stan rzeczy całkowicie wyłączył ofensywę gości, którzy skupili się już tylko na utrzymaniu remisu. Ostatecznie się to nie udało. „Niebiescy” muszą zacząć regularnie punktować, jeśli marzą o pozostaniu w elicie. Przypomnijmy, że do tej pory mają oni na koncie zaledwie jedno zwycięstwo, odniesione nad ŁKS jeszcze w lipcu. Ruch musi się obudzić. Czasu coraz mniej, a strata do bezpiecznego miejsca coraz większa. Tutaj pojawia się pytanie, czy potencjał kadrowy chorzowian pozwala na realną walkę o utrzymanie. Nazwiska, które zapewniły świetny sezon na zapleczu ekstraklasy, nie są w stanie dać drużynie takiej samej jakości w elicie.

Wypowiedzi pomeczowe

– Najważniejsza kwestia to zwycięstwo i z niego się bardzo cieszymy. Było czuć, jak bardzo chcieliśmy wygrać ten mecz, ale przez to baliśmy się też to zrobić. Mogliśmy grać konsekwentnie i dążyć do zdobycia bramki w sposób bardziej odważny, mniej zachowawczy, a tego nie robiliśmy. Pierwsza połowa to był zawód, że nie potrafiłem przygotować piłkarzy pod kątem nastawienia oraz odwagi. To jest coś, czego nie jestem w stanie zaakceptować – powiedział po meczu Daniel Myśliwiec (źródło: widzew.com).

– Nie jest łatwo cokolwiek powiedzieć w tej chwili. Mimo że ten mecz nie układał się dla nas zbyt dobrze, bo Widzew chciał osiągnąć przewagę, to udało nam się zdobyć bramkę po stałym fragmencie gry. Później nie dopuszczaliśmy rywala do tworzenia klarownych sytuacji. Chcieliśmy zagrać nieco wyżej, lecz przebieg pierwszej połowy był taki, jak zakładaliśmy. Planowaliśmy nie stracić bramki, a spróbować ją zdobyć.

W przerwie przeprowadziliśmy wiele rozmów motywacyjnych, wyszliśmy na boisko i w jednej z pierwszych akcji straciliśmy gola. Później otrzymaliśmy czerwoną kartkę po błędzie technicznym, próbowaliśmy zrobić zmiany i dostaliśmy drugą. Zostało nam 30 minut, żeby spróbować się obronić. Przeciwnik konstruował akcje, uderzał, a w tej feralnej 87. minucie wykonał na nas wyrok – mówił na konferencji Jan Woś (źródło: widzew.com).

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze