Węgrzy namieszali w „grupie śmierci”. Nie mają się czego wstydzić


Nikt się nie spodziewał, że Węgry do końca będą walczyć o awans z fazy grupowej

24 czerwca 2021 Węgrzy namieszali w „grupie śmierci”. Nie mają się czego wstydzić
nb1.hu

Po losowaniu grup mistrzostw Europy Węgrzy nie ukrywali, że trafili najgorzej, jak mogli. Do turnieju awansowali dopiero po barażach, a mieli w nim rywalizować z Portugalią, Francją i Niemcami. Okazało się jednak, że nie tylko nie byli tzw. chłopcem do bicia, ale niewiele im zabrakło do wyeliminowania faworyzowanych Niemców.


Udostępnij na Udostępnij na

Przez ponad 30 lat Węgrzy byli nieobecni na wielkich turniejach. Udało im się to ponownie dopiero przed pięcioma laty, dlatego stali się wielkim beneficjentem powiększenia mistrzostw Europy o osiem drużyn. Spodziewano się, że sam awans na Euro rozgrywane we Francji będzie szczytem możliwości zespołu prowadzonego wówczas przez Bernda Storcka. Węgrzy okazali się jedną z rewelacji turnieju, choć w 1/8 finału Belgowie nie dali im żadnych szans.

Po pięciu latach można bez cienia wątpliwości uznać, że Węgrzy po raz kolejny nie mają się czego wstydzić. Co prawda tym razem nie wyszli z grupy, ale kto przed mistrzostwami zakładał zdobycie choćby punktu? Selekcjoner Węgier Marco Rossi po losowaniu grup na ME nawet nie ukrywał, że jego drużyna nie mogła trafić gorzej. Ostatecznie Węgrzy zakończyli rywalizację z Portugalią, Francją i Niemcami z dwoma oczkami na koncie.

Zabrakło niewiele

Przed turniejem tylko najbardziej niepoprawni optymiści mogli sądzić, że „Madziarzy” zdobędą choćby punkt. Nad Balatonem po cichu liczono jedynie na urwanie punktów Niemcom, zwłaszcza po ich głośnej porażce z Macedonią Północną. Sam Rossi cały czas jednak tonował nastroje. Celem prowadzonego przez niego zespołu miało być pokazanie się z jak najlepszej strony i zdobycie doświadczenia, cennego zwłaszcza dla młodszej generacji piłkarzy.

Tymczasem Węgrzy już po pierwszym meczu z Portugalią mogli czuć spory niedosyt. Porażka 0:3 teoretycznie chluby nie przynosi, ale do straty pierwszej bramki w 84. minucie węgierscy piłkarze dzielnie się bronili. Próbowali również wyprowadzać kontrataki i budować akcje ofensywne, co w dużej mierze spowodowało rozluźnienie w szykach obronnych.

Z tamtego spotkania szybko jednak wyciągnięto wnioski. W meczu z Francją linia defensywna wystrzegała się większych błędów, zaś podopieczni Rossiego dodatkowo dużo lepiej poradzili sobie w ofensywie. Efektem było objęcie prowadzenia z aktualnymi mistrzami świata. Francuzi strzelili wyrównującą bramkę dzięki indywidualnemu błędowi Endre Botki, który niefortunnie wybił piłkę pod nogi Antoine’a Griezmanna.

Remis z Francją znacząco podbudował ego Węgrów. W meczu z Niemcami byli pozbawieni wszelkich kompleksów, a na dodatek nie mieli nic do stracenia. Za to dużo do zyskania, stąd nie bali się atakować dużo wyżej notowanego rywala. Zasłużenie dwa razy wychodzili na prowadzenie, dlatego najbardziej mogą żałować błędu bramkarza Petera Gulacsiego, który przy pierwszej bramce dla Niemiec minął się z piłką.

Węgrzy są coraz lepsi

Tym samym Węgrom ostatecznie udało się urwać punkt nie tylko Niemcom, ale także Francuzom. Tego nie spodziewali się z pewnością najwięksi optymiści, a po prawdzie nad Balatonem takich nie brakuje. Każdy dobry wynik reprezentacji z silniejszym przeciwnikiem rozbudza spore oczekiwania, choć w przeszłości nie zawsze były ku temu podstawy. Choćby rok po Euro 2016 na ziemię sprowadziła Węgrów kompromitująca porażka z Andorą…

Wydaje się jednak, że teraz Węgrom to nie grozi. Rossiemu udało się bowiem zbudować świetną atmosferę i dzięki temu stworzyć prawdziwy kolektyw. Zamiast kapryśnych piłkarzy pokroju Balazsa Dzsudzsaka czy Tamasa Kadara, w reprezentacji grają zawodnicy zdyscyplinowani i gotowi do poświęceń. Sam selekcjoner wie natomiast, w którym momencie należy ich pochwalić, a kiedy nawet publicznie wytknąć błędy.

Było to zresztą widać doskonale podczas samego turnieju. Po meczu z Portugalią Rossi nie szukał żadnych usprawiedliwień. Zwracał uwagę na słabe elementy w grze swoich podopiecznych, podkreślając zwłaszcza konieczność zachowania większej dyscypliny w obronie. Po spotkaniu z Niemcami, mimo odpadnięcia z turnieju, pochwalił natomiast zawodników za realizację założeń taktycznych i ich zaangażowanie.

Włoski szkoleniowiec od dziewięciu lat jest związany z węgierską piłką. Na każdym kroku podkreśla, że chciałby przejść do historii węgierskiego futbolu. Z tego powodu ważniejsze od występu w „grupie śmierci” na Euro są dla niego eliminacje do mistrzostw świata. Przed jesiennymi spotkaniami Rossi może z pewnością patrzeć z nadzieją w przyszłość, dlatego o jego kadrze zapewne usłyszymy jeszcze nie raz.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze