Węgry dwóch potentatów


Właśnie wystartował 118. sezon w historii węgierskiej ligi

10 sierpnia 2019 Węgry dwóch potentatów
m4sport.hu

W ostatnich latach w węgierskiej piłce klubowej coś drgnęło. Największe kluby mogą pochwalić się coraz wyższymi budżetami, a pozostałe raczej nie mają problemów z utrzymaniem płynności finansowej, co oczywiście pozwala na przyciąganie coraz lepszych zawodników z zagranicy. Właściwie ukończony jest rządowy program budowy nowych obiektów, natomiast teraz włodarze klubów dzięki państwowym dotacjom skupiają się na tworzeniu akademii piłkarskich z prawdziwego zdarzenia. OTP Bank Liga wciąż znajduje się jednak w gronie najsłabszych rozgrywek na całym kontynencie.


Udostępnij na Udostępnij na

Oczywiście za dopiero 33. pozycję węgierskiej ligi w rankingu UEFA odpowiadają słabe występy tamtejszych drużyn w europejskich pucharach. Co prawda w ubiegłym sezonie drużyna MOL Vidi Szekesfehervar awansowała do fazy grupowej Ligi Europy, walcząc wcześniej do ostatniej rundy o awans do Ligi Mistrzów, lecz pozostałe drużyny w najlepszym wypadku kończyły swój udział w Lidze Europy na drugiej rundzie kwalifikacji. Niewiele lepiej jest w tym roku, ponieważ w grze został już tylko Ferencvaros Budapeszt, który w trzecie rundzie eliminacji do LM zmierzy się z faworyzowanym Dinamem Zagrzeb.

Po pierwsze wzmocnienia

Stołeczny zespół w letnim okienku transferowym przede wszystkim postawił na wzmocnienia, zaś po pierwszych czterech spotkaniach w eliminacjach do Ligi Mistrzów można pokusić się o stwierdzenie, że jak na razie były one udane. Bardzo dobrze radzą sobie zwłaszcza wypożyczony z Szachtara Donieck ukraiński skrzydłowy Ołeksandr Zubkow oraz kupiony ze słowackiej MSK Żyliny pomocnik Michal Skvarka. Ponadto trener Sierhij Rebrow zdecydował się wzmocnić konkurencję wśród bramkarzy, dlatego Denes Dibusz po pięciu latach gry w podstawowym składzie musi uważać, aby nie stracić miejsca na rzecz Davida Grofa sprowadzonego z Honvedu Budapeszt. Na dwa dni przed rozpoczęciem rozgrywek udało się z kolei zakontraktować iworyjskiego napastnika Francka Boliego, który w bieżącym sezonie norweskiej ekstraklasy zdobył 6 bramek w 13 spotkaniach rozegranych w barwach Stabaek Football.

Wzmocnienia w linii ofensywnej zostały przede wszystkim wymuszone przez transfery dotychczasowych graczy „Fradich”. Z klubem pożegnali się więc urugwajski pomocnik Fernando Gorriaran, który za blisko 2,5 miliona euro przeszedł do meksykańskiego Santos Laguna, a także Daniel Bode. Ten ostatni, będący ulubieńcem kibiców na całych Węgrzech, nie chciał pełnić roli rezerwowego napastnika i postanowił przenieść się do Paksi FC, czyli swojego macierzystego klubu. Już pod koniec ubiegłego sezonu było natomiast wiadomo, że do Szekesfehervaru przeniesie się ukraiński skrzydłowy Iwan Petriak, który dogadał się z największym rywalem Ferencvarosu w tajemnicy przed Rebrowem, i wywołał na Węgrzech prawdziwy skandal. Aby sytuacja się nie powtórzyła, w kontrakcie Zubkowa znajduje się zresztą klauzula zabraniająca mu ewentualnego przejścia po sezonie z Szachtara do innego węgierskiego klubu.

Z pewnością gra stołecznego klubu będzie opierać się na absolutnej gwieździe całej ligi, czyli na włoskim napastniku Davide Lanzafame. Wychowanek Juventusu Turyn jest niekwestionowanym liderem drużyny, dlatego napędza zdecydowaną większość akcji ofensywnych Ferencvarosu, jest chwalony za zaangażowanie w każdym spotkaniu, a także góruje techniką nad pozostałymi piłkarzami występującymi w OTP Bank Lidze. Włoch w tym roku skończył jednak 32 lata, dlatego włodarze klubu nie ukrywają, że wiążą duże nadzieje z transferem prawie siedem lat młodszego Boliego. Ponadto w ofensywnie namieszać ma również reprezentant Węgier Tamas Priskin, który po rocznym wypożyczeniu powrócił z Haladas Szombathely i z dobrej strony zaprezentował się w trakcie okresu przygotowawczego.

Rewolucja tylko w nazwie

Największy ligowy rywal Ferencvarosu, mimo traktowanego jako porażkę wicemistrzostwa kraju, nie przeprowadził żadnej rewolucji, chociaż wcześniej zdążył przyzwyczaić swoich kibiców do pochopnie przeprowadzanych zmian w kadrze i na stanowisku szkoleniowca. Teraz włodarze klubu z Szekesfehervaru serwują jego fanom niekończący się serial ze zmianami jego nazwy. W ubiegłym sezonie Videoton występował więc jako MOL Vidi, co nie spodobało się najbardziej zagorzałym kibicom bojkotującym domowe mecze swojej drużyny. Teraz wychodząc naprzeciwko ich oczekiwaniom zespół będzie oficjalnie występował jako FC Fehervar, tym samym wracając do nazwy używanej w latach 2005-2009. Właściciele klubu nie chcą bowiem wrócić do swojej historycznej nazwy, kojarzonej zresztą z jego największymi sukcesami, ponieważ producent sprzętu elektronicznego Videoton od dawna nie dokłada do niego ani forinta…

Oczywiście kwestia nazewnictwa nie jest zmartwieniem serbskiego szkoleniowca Marko Nikolicia, który właściwie nie przeprowadził żadnych większych zmian w kadrze zespołu. Jedynym głośnym wzmocnieniem zespołu z Szekesfehervaru okazał się więc wspomniany już Petriak, natomiast obrońcę Adriana Rusa z Puskas Akademii i bramkarza Daniela Kovacsa z drugoligowego Soroksar Budapeszt należy uznać głównie za uzupełnienie kadry. Melodią przyszłości zdają się być z kolei 2-letni nigeryjski napastnik Funsho Bamgboye i 18-letni pomocnik Patrik Nyari (ten drugi został już zresztą wypożyczony), obaj pozyskani ze Haladas. Z klubem pożegnali się z kolei zawodnicy nie odgrywający w minionym sezonie żadnej roli.

Słaby występ w Lidze Europy, czyli odpadnięcie w pojedynku z Vaduz, stał się okazją do plotek na temat przyszłości obecnego trenera Fehervaru. Zarząd klubu zapewnia jednak, że Nikolić mimo dużo słabszego występu niż w ubiegłym sezonie cieszy się jego pełnym zaufaniem. Serbski szkoleniowiec musi jednak mieć się na baczności, ponieważ drugi sezon z rzędu bez zdobycia mistrzostwa kraju będzie odebrany jako klęska, zaś w obliczu szybkiego odpadnięcia z Ligi Europy władze klubu zapewne będą wymagały od niego także sięgnięcia po Puchar Węgier. W ubiegłych latach Fehervar wzmacniał się głównie pod sam koniec okienka transferowego, stąd Nikolić ma jeszcze czas, aby uzupełnić skład w obliczu rywalizacji ze stale podnoszącym poziom swojej kadry Ferencvarosem.

Walka o czołówkę

Największą niespodziankę w ostatnich sezonach sprawił Honved Budapeszt, który w 2017 roku sięgnął po mistrzostwo Węgier, pokonując w ostatniej kolejce zespół Fehervaru. Od tamtego czasu w stołecznym zespole jednak sporo się zmieniło. Przede wszystkim nie ma w nim głównego twórcy tamtego sukcesu, a więc włoskiego szkoleniowca Marco Rossiego, który od roku jest selekcjonerem węgierskiej reprezentacji. Honved od tamtego czasu poprowadzi już trzeci trener, czyli rodak Rossiego Giuseppe Sannino. W kwietniu dotychczasowy właściciel klubu, amerykańsko-węgierski biznesmen George F. Hemingway (znany także jako Gyorgy Szabo), po blisko trzynastu latach postanowił sprzedać go konsorcjum finansowemu Reditus Equity Zrt.

Oczywiście znacząco zmieniła się także kadra Honvedu, którego liderem na boisku był wówczas Lanzafame, tworzący parę napastników z równie skutecznym Martonem Eppelem. Obaj zawodnicy pożegnali się z klubem przed rokiem, zaś ciężar zdobywania bramek w ubiegłym sezonie wzięli na siebie Filip Holender i brazylijski napastnik Danilo. Obaj na początku lipca pożegnali się z Honvedem, stąd stołeczny zespół po raz kolejny musi odbudowywać linię ataku. W tym sezonie ofensywa ma być budowana wokół francuskiego napastnika Davida Ngoga. Były piłkarz Paris Saint-Germain i Liverpoolu znajdował się w ubiegłym roku w cieniu swoich kolegów, natomiast teraz piłki mają dogrywać mu pozyskany z rezerw Szachtara ukraiński skrzydłowy Władysław Kułacz oraz nigerski napastnik Amadou Moutari. Izraelski bramkarz Rubi Levkovich (posiadający także węgierski paszport) ma z kolei zastąpić wspomnianego już Grofa, który przed odejściem do Ferencvarosu przez dwa ostatnie sezony strzegł bramki Honvedu we wszystkich ligowych spotkaniach.

Dużo mniej działo się w północnej części węgierskiej stolicy. Ujpest, po zastrzyku finansowym od swojego belgijskiego właściciela, przechodził kadrową rewolucję przed dwoma laty, kiedy w jednym okienku transferowym ściągnął aż szesnastu zawodników i pożegnał się z równie liczną grupą. Podobnie jak przed rokiem letnie przygotowania zdominował więc spór toczony pomiędzy Ujpest FC a Ujpesti TE, dotyczący praw do użytkowania oryginalnego herbu klubu. Towarzystwo zarządzające pozostałymi sekcjami zaproponowało w końcu drużynie piłkarskiej używanie tradycyjnego logo nieodpłatnie przez najbliższe pięć lat, lecz władze Ujpestu FC nie zdecydowały się przyjąć tej oferty i drugi sezon z rzędu na koszulkach zespołu znajdzie się nowy logotyp. Ponadto po raz kolejny na Stadionie im. Ferenca Suszy zmieniana jest nawierzchnia, dlatego piłkarze Ujpestu najprawdopodobniej do lutego będą korzystać ze znajdującego się w sąsiedniej dzielnicy obiektu drugoligowego Vasasu.

Swój siódmy sezon z rzędu na ławce trenerskiej Ujpestu zacznie Nebojsa Vignjević, który jak na razie cieszy się pełnym zaufaniem ze strony włodarzy klubu. Serbski szkoleniowiec w ostatnich latach (bez względu na zmieniającą się często sytuacją finansową) za każdym razem wyciskał pełnię możliwości ze swoich podopiecznych, chociaż brak kwalifikacji do europejskich pucharów w ubiegłym sezonie przyjęto z rozczarowaniem. Vignjević postanowił jednak nie dokonywać rewolucji w składzie, lecz postarał się wzmocnić linię ataku. Wzmocnili ją więc sprowadzony z Breidablik Kópavogur islandzki napastnik Aron Bjarnason, wysunięty napastnik Mark Koszta z Mezokovesd-Zsóry SE oraz skrzydłowy Karol Meszaros z Haladas. Bez żalu rozstano się z kolei z wypożyczonym z Honvedu Patrickem Tischlerem, który wbrew oczekiwaniom w ubiegłym sezonie trafił do bramki zaledwie cztery razy.

Stołeczne kluby w ostatnich latach zawsze są wymieniane w gronie zespołów walczących o europejskie puchary, ale ta sztuka udaje się jak na razie jedynie Honvedowi. W tym roku po raz pierwszy od trzech lat w Lidze Europy mogło zaprezentować się z kolei Debreceni VSC. Zespół z Debreczyna jest w chwili obecnej jedynie cieniem dawnej potęgi, gdy pomiędzy 2004 a 2014 rokiem siedmiokrotnie zdobywał mistrzostwo kraju oraz występował w fazie grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy, ale powoli odbudowuje swoją pozycję w ligowej hierarchii.

Popularni „Loki” w ostatnich latach, często po prostu z konieczności, zaczęli przede wszystkim odważnie stawiać na młodych zawodników, stąd jednym z liderów drużyny już od dwóch lat jest 23-letni Kevin Varga. W lutym szerokiej publiczności objawił się natomiast 18-letni Daniel Zsóri, który w meczu z Ferencvarosem popisał się fantastyczną przewrotką i zdobył najładniejszą bramkę minionego sezonu węgierskiej ekstraklasy. Skład uzupełniają doświadczeni gracze pokroju wielokrotnego reprezentanta Węgier Daniela Tozsera i bramkarza Sandora Nagya, a także ograni na ligowych boiskach wychowankowie, Adam Bodi i Janos Ferenczi. Trener Andras Herczeg stawia więc głównie na sprawdzonych graczy, wzmacniając w tym okienku głównie ławkę rezerwowych swojej drużyny.

Nieprzewidywalni

W OTP Bank Lidze w środku stawki plasują się zazwyczaj zespoły mające duże wahania formy, niekiedy sprawiające spore niespodzianki, a następnie zaliczające totalny regres. Przykładem może być MTK Budapeszt, które całkiem udanie zaczęło poprzedni sezon, aby ostatecznie spaść z ligi po upokarzającej serii siedmiu porażek z rzędu na zakończenie rozgrywek. Na przeciwnym biegunie znalazło się z kolei Diosgyori VTK Miszkolc, które wpierw okupowało wraz z Haladas strefę spadkową, lecz w połowie sezonu dość niespodziewanie zaczęło pomału gromadzić punkty niezbędne do utrzymania.

Na pewno nie tego oczekują jednak kibice z Miszkolca, którzy już dwa sezony z rzędu do ostatniej kolejki musieli drżeć o utrzymanie swojej drużyny. DVTK od kilku lat może liczyć na możnego sponsora w postaci browaru Borsodi, ale można odnieść wrażenie, że zawodnicy o sporym potencjale rozleniwiają się właśnie z powodu dobrobytu. W tym okienku transferowym Diosgyor starał się przede wszystkim ściągnąć zawodnika, który gwarantowałby zdobycie przynajmniej dziesięciu bramek w sezonie. Tego oczekuje się właśnie od sprowadzonego z Debreczyna serbskiego napastnika Harisa Tabakovicia. Pozostali zawodnicy pozyskani tego lata mają z kolei wzmocnić rywalizację w drużynie.

W zupełnie odmiennych nastrojach ubiegły sezon kończyli kibice Mezokovesd. Szóste miejsce osiągnięte przez szkoleniowca Attilę Kutora uznano za spory sukces, który będzie jednak niezwykle trudno powtórzyć. Włodarze klubu spod Miszkolca starali się przede wszystkim utrzymać dotychczasowy skład, lecz ostatecznie drużynę opuściło ostatecznie jej dwóch najlepszych strzelców: wspomniany już Koszta przeniósł się do Ujpestu, natomiast serbski napastnik Stefan Drazić został kupiony przez chińskie Changchun Yatai. Jak na razie poważne straty mają uzupełnić pozyskany z Torpedo Kutaisi dwukrotny reprezentant Gruzji Budu Ziwziwadze, a także Daniel Nagy z Ujpestu. Mezokovesd postawiło zresztą na zaciąg z szeroko pojętego Wschodu, ponieważ drużynę wzmocniło także dwóch graczy z Białorusi i jeden z Ukrainy.

Dużo bardziej międzynarodowym składem pochwalić może się z kolei Kisvarda FC, w barwach której występować będzie aż 15 obcokrajowców, co jest pod tym względem drugim wynikiem w całej lidze. Warto przy tym wspomnieć, że w ubiegłym miesiącu klub pozbył się siedmiu obcokrajowców, zaś sprowadził jednego, ponieważ zamierza stawiać na młodych zawodników i w ten sposób otrzymywać finansową premię od Węgierskiego Związku Piłki Nożnej. W tym sezonie ubiegłorocznego beniaminka poprowadzi nowy szkoleniowiec, a więc Vasile Miriuta, powracający do pracy w OTP Bank Lidze po czterech latach przerwy. Węgierski trener urodzony w Rumunii mógł już przekonać się, że prowadzenie drużyny z małego miasta niedaleko granicy z Ukrainą nie należy do łatwych zadań. O Kisvardzie było głośno w przerwie letniej głównie z powodu zachowania brazylijskiego bramkarza Felipe, który zamiast przygotowywać się z drużyną przebywał w ojczyźnie i… z wysokości trybun oglądał Copa America. Ostatecznie znalazł się on w kadrze na nowy sezon, ponieważ w zgodnej opinii ekspertów to właśnie on był najlepszym golkiperem minionego sezonu w całej lidze.

Do zmiany szkoleniowca doszło także w Paks. Po pięciu latach z posadą z powodu słabej postawy zespołu pożegnał się Aurel Csertoi, zaś na stare śmieci po sześcioletniej przerwie powrócił Tomislav Sivić. Najważniejszym wydarzeniem w klubie okazał się być jednak powrót Bode, który ostatnie siedem lat bronił barw Ferencvarosu. Napastnik wielokrotnie podkreślał, że poza stołeczną drużyną interesują go jedynie występy w Paks, dlatego od razu po rozstaniu z „Fradimi” zasilił szeregi „Atomowych”. To bardzo dobra wiadomość dla miejscowych kibiców, którzy nie tylko ponownie zobaczą w akcji swojego ulubieńca, ale mogą także liczyć na rozwiązanie problemu braku rasowego strzelca mogącego zapewnić drużynie kilkanaście bramek w sezonie. Należy pamiętać, że Paks ma ograniczone możliwości na rynku transferowym, ponieważ jest jedynym klubem w węgierskiej ekstraklasie nie zatrudniającym zagranicznych piłkarzy.

Pod tym względem na przeciwległym biegunie znajduje się Puskas Akademia Felcsut. Fanaberia premiera Viktora Orbana rozpocznie sezon z 15 obcokrajowcami w swojej kadrze, choć po zmasowanej krytyce znalazło się w niej miejsce także dla większej liczby młodych zawodników. Nad wprowadzaniem wychowanków akademii ma czuwać nowy szkoleniowiec Zsolt Hornyak, a więc pracujący ostatnio w czeskim Slovanie Liberec słowacki Węgier, który przejął drużynę po dyrektorze Andrasie Komjatim. Oczywiście Puskas Akademia całkowicie nie zrezygnowała ze sprowadzania zagranicznych zawodników, ale tym razem obrała nowy kierunek w postaci Europy Zachodniej. Tym samym najbliższy czas w Felcsut spędzą pozyskani z Holandii niemiecki obrońca Thomas Meisner (dotychczas Willem II Tilburg), holenderski pomocnik Yoell van Nieff (Heracles Almelo) oraz czeski napastnik David Vanecek (szkockie Hearts of Midlothian). Z wypożyczenia do chorwackiego NK Osijek wrócił z kolei Ezekiel Henty, sprawiający spore problemy wychowawcze nigeryjski napastnik, który wraz z Chorwatem Josipem Knezeviciem ma wziąć na siebie ciężar zdobywania bramek.

 

Spadek po awansie?

Od sześciu lat nie zdarzyło się, aby już po pierwszym sezonie w ekstraklasie nie spadł z niej żaden z beniaminków. Tym razem zaliczają się do nich dwie drużyny, które po kilku latach przerwy wracają do elity. Kaposvari Rakoczi opuściło ją przed pięcioma laty, a po jednym sezonie spędzonym w drugiej lidze zbankrutowało i trzy lata temu występowało jeszcze w czwartej lidze. ZTE Zalaegerszeg jeszcze w 2002 roku cieszyło się z historycznego mistrzostwa kraju, ale z powodu kłopotów finansowych dokładnie dekadę później w żenującym stylu (jedno zwycięstwo w całym sezonie) opuściło OTP Bank Ligę.

Obaj beniaminkowie w przerwie letniej skupili się na utrzymaniu swoich dotychczasowych składów, dlatego można mówić w ich przypadku jedynie o kosmetycznych zmianach. Kaposvar szukało wzmocnień głównie wśród swoich dotychczasowych konkurentów w drugiej lidze, z kolei ZTE pozyskało niechcianych w innych ekstraklasowych klubach Andrasa Rado i Krisztiana Tamasa, a także przygarnęło byłego gracza Wisły Kraków, Nikolę Mitrovicia.

Składy obu zespołów znacząco różnią się od siebie pod względem pierwszoligowego doświadczenia. W wypadku Kaposvaru na palcach jednej ręki można policzyć graczy mających za sobą grę na najwyższym szczeblu rozgrywek. Wśród zawodników Zalaegerszeg jest pod tym względem dużo lepiej, przy czym w zespole można znaleźć piłkarzy mających opinię wiecznych talentów, stąd na części z nich pierwszoligowe kluby postawiły krzyżyk już kilka lat temu. Obu klubom będzie więc niezwykle trudno utrzymać się w elicie, a jeśli podtrzymana zostanie dotychczasowa praktyka przynajmniej jeden z nich będzie zmuszony się z nią pożegnać…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze